środa, 12 maja 2010

Ciągle pada



Miałam już prawie przygotowany post na dzisiaj, ale paskudna... chociaż, dlaczego zaraz paskudna, po prostu zimna i mokra, zupełnie niemajowa pogoda, zainspirowały mnie do zrobienia dwóch rzeczy.

Kiedy, no jednak, zziębnięta i przemoczona (baletki z dziurkami i rajstopki 20 den) wracałam z pracy, uznałam, że jest to doskonała okazja, żeby po raz kolejny spróbować wreszcie porządnie sfotografować deszcz. Od razu mówię, że jeśli uznać, że to był cel, to czas, który spędziłam na balkonie, balansując na kawałku kartonowego pudełka, służącego ochronie przed deptaniem po gołębich niespodziankach, poszedł na marne. Jeśli jednak przyjąć, że wystarczająco satysfakcjonujące było dokonane przeze mnie odkrycie, to jednak te pół godziny było bardzo udane. A mianowicie, po raz kolejny odkryłam widok z okna (o widoku było już tu). Właściwie dotychczas był to widok moich współlokatorów, ukryty za gęstą firanką i balkonem pełnym wyżej wspomnianych przeszkód, co może częściowo tłumaczyć, dlaczego zobaczyłam go po raz pierwszy po dwóch latach. Współlokatorzy niedawno się wyprowadzili (i niewykluczone, że będę zmuszona zrobić to i ja, ale to już całkiem odrębna historia), więc korzystam z większej powierzchni mieszkaniowej jak mogę, co zazwyczaj polega na tym, że wstawiam tam suszarkę z praniem.

Zdaję sobie sprawę, że nie we wszystkich widok nie tyle obskurnego, co raczej, określając to bardziej uprzejmie, typowego, podwórka, otoczonego zewsząd odrapanymi, bo przecież od tej strony nie opłaca się ich odnawiać, szarymi w przewadze, kamienicami, trzepaka, śmietników oraz zaskakującego bonusu w postaci kaplicy zielonoświątkowców wzbudziłby (niemal) euforię, ale we mnie jednak wzbudził, nieczęsto zdarza mi się ostatnio mieć równie dobre popołudnie i to się bardzo liczy.

Aż głupio byłoby zmarnować resztę tak niespodziewanie miłego dnia, kiedy więc wykorzystałam wszystkie możliwości, które stwarzała kartonowa podkładka, przyszła pora na dekadencki obiad. Zaraz to i tak wyjdzie, więc równie dobrze mogę napisać o tym sama, że niestety danie to wymaga wcześniejszego zaplanowania, więc nie był to taki pełen spontan, co nie zmienia faktu, że był udaną kontynuacją popołudnia.

Jak pewnie część z Was wie, karmel (albo może raczej toffi) to smak, który bezkrytycznie uwielbiam, lody detronizują nawet karmel, a ostatnio bywa, że i czekoladę. Kuszące połączenie grillowanych bananów z ciepłym sosem toffi i lodami bananowymi podziałało na moją wyobraźnię w sobotę na tyle silnie, że postanowiłam sprawdzić, jak to smakuje tak szybko, jak było to możliwe, czyli dzisiaj, i zapewniam, że kiedy zacznie Was przenikać ciepło-zimna muląca słodycz, będziecie gotowi przynajmniej chwilowo zaakceptować nietypową majową pogodę i z doskonałym entuzjazmem, zamiast udać się na typowy majowy spacer, obejrzeć na DVD (tu każdy wstawi, to co lubi) po raz setny.





Grillowane banany z lodami i sosem toffi
źródło: program Sobota w kuchni z Jamesem – albo podobnie

4 porcje

Składniki:

6 bananów
tymianek
1/3 szklanki śmietany 36%
1/3 szklanki brązowego lub białego cukru
1/3 kostki masła
łyżka melasy (opcjonalnie)
maślanka lub słodka śmietana (nie wiem ile, ale na pewno wystarczy to, co zostanie po wykorzystaniu części do sosu)
dodatkowy cukier do lodów – do smaku


Wykonanie:

  1. 2 banany obrać, pokroić na plasterki, włożyć do woreczka i zamrozić (pewnie co najmniej z dwie godziny przed podaniem deseru). 2 średnie banany dają 4 uczciwe porcje (jeśli tak jak tu są dodatkiem, a nie głównym elementem), jeśli jednak obawiacie się, że to będzie mało, równie dobrze można zamrozić trzy.
  2. Pozostałe banany obrać, przekroić na połówki, skropić oliwą, posypać tymiankiem i usmażyć z dwóch stron na patelni grillowej (można też na zwykłej, ale wtedy lepiej zrobić to na maśle). James Martin kroił, smażył i podawał w skórce, ja jednak nie mam do niej zaufania.
  3. Przygotować sos: cukier, śmietanę, masło i melasę włożyć do garnka i gotować chwilę, aż wszystkie składniki się połączą i masa lekko zgęstnieje. Jeśli używamy białego cukru, należy go najpierw skarmelizować, a dopiero potem dodać pozostałe składniki.
  4. Zrobić lody: zamrożone banany przełożyć do malaksera, dodać trochę (nie wiem ile, ale powiedzmy na początek 1/4 szklanki) śmietany lub maślanki i cukier do smaku, zmiksować. Jeśli masa jest za gęsta, dolać jeszcze płynu. Lody są lekko lejące, jednak nie można ich już domrażać, trzeba od razu całe zjeść.
  5. Podanie: na talerzu położyć grillowane banany, polać sosem, a na to nałożyć porcję lodów.



17 komentarzy:

Unknown pisze...

No tak, jak James Martin, to na słodko. Wiesz, że on mieszka niedaleko mnie? A w naszym mieście ma delikatesy. Mam jego książkę Desserts, b. dobra.

Paula pisze...

fantastyczne są te Twoje zdjęcia! takie naturalne i pozytywne :) a banany w tej wersji lubię. BARDZO :)

Ania Włodarczyk vel Truskawka pisze...

Urocza potrawa :) Wyszła Ci fajowa linia na bananach, ja zawsze poruszę patelnią i ideal znika...

Hm, też cierpię z powodu baletek na nogach! Deszcz, burza, mam już dosyć!

Uściski ślę...

belgia od kuchni pisze...

U mnie tez pada, tylko dlaczego u mnie banany się skonczyły ?
Ja robię do bananow sos rumowy.

grazyna pisze...

Pyszne te banany, akurat na taką pogodę :)

Joanna pisze...

śliczne to przedostatnie zdjęcie - lubie deszcz, ale rzeczywiście juz mam go dość w maju - chcę słońca ! ^_^

viridianka pisze...

Karmelowy Karolu Ty to moja Droga już na zawsze będziesz mi się kojarzyła z toffi (:

ja też dzisiaj robiłam deszczowe zdjęcia, tyle że mam to szczęście - tutaj w Łodzi po otwarciu okien balkonowych mam prawie jak w ogrodzie, ogromne drzewo stoi przed nimi, tuż obok następne i następne a dopiero potem sąsiedni blok.
Na Twojej fotce ostatniej podoba mi się to iż każde mieszkanko ma inaczej pomalowane ściany, ciekawi sąsiedzi
(;

a trójkąty orzechowo-czekoladowo-karmelowe kiedyś zrobię, bo mam je od początku zapisane.

uściski wieczorową porą!

Ewelina Majdak pisze...

O Kochana to mnie zaskoczyłaś, bo jak lubię połączenia owoc-przyprawa, tak nigdy bym nie wpadła na połączenie banan-tymianek!
Przy najbliższej okazji MUSZĘ to wypróbować.
Powiedz mi czy to pierwsze zdjęcie robiłaś stojąc na balkonie? Super jest!

Dobrej nocy...

majka pisze...

Taki bananowy deserek chetnie bym zjadla. Dla mnie sos toffi czy karmel to tez podstawa :) Lubie sie tak maksymalnie zaslodzic :))

Wspolczuje takiego balansowania na kartonie ale oplacalo sie :) Zdjecia wyszly swietne. A sasiedztwo interesujace :)) To musi byc strasznie stara kamienica. Uwielbiam mieszkania w kamienicach. Sa strasznie wysokie i duzo w nich przestrzeni. Moj kolega kiedys powiedzial (po wizycie u wspolnej kolezanki, ktora mieszkala wlasnie w kamienicy w moim rodzinnym miescie), ze mozna w ich maluchem jezdzic :))

asieja pisze...

lubię deszczowe opowieści. obserwacje. gdańskie najbardziej.
lubię banany. uwielbiam. a ten karmel.. i lody. nawet szarośc dnia nie jest smutna takiego dnia.

Hazel pisze...

Nie mamy tu niestety balkonu ale dzięki temu nie ma tez gołębi! Hurra! Wygląda wszystko pysznie... Własnoręcznie robione lody bananowe...mmm. Będę dziś robić zupę - groza.

Anonimowy pisze...

I po raz kolejny mi narobiłaś smaka!
Ogromnego.
A więcej mnie ostatnio odrobinkę.
Chciałabym wrócić do października...

Zdjęcia całkiem udane. ;)

Ja z okna widzę bloki.
I trzepak.
I drzewa.
Nie lubię.

Pozdrawiam! :)

karoLina pisze...

Anno Mario, niestety w mojej okolicy nie mieszka chyba żaden spec od deserów. A Jamesa Martina kojarzę z Ready Steady Cook, jednego z pierwszych programów kulinarnych, które w ogóle widziałam, i który swojego czasu wzbudzał mój duży entuzjazm.

Paulo, dziękuję :) A przypomniało mi się jeszcze, że wersja prawdziwie ekstremalna przewiduje banany w cieście, muszę sobie kiedyś przypomnieć ich smak.

Aniu, mój sposób na linię jest prosty: zapomnieć o patelni i zająć się czy innym, w tym wypadku sosem i lodami. Jak nie mam nic do roboty, to też ciągle sprawdzam, czy już dobre. A balerinki nadal są wilgotne, chociaż dzisiaj wieczorem zdecydowałam się już je ubrać, bo rano do pracy poszłam w kozakach.

Belgio, sos rumowy brzmi dobrze, chociaż mam nadzieję, że będę mogła go zrobić już bez okazji i czasy rozgrzewania wreszcie się skończą.

Grażyno, naprawdę pomagają!

Joanno, dzięki :) Ja też lubię deszcz, ale po dwóch tygodniach wywołuje już mój niepokój, bo to źle wróży truskawkom :(

Viri, szczęściara z Ciebie, chociaż, za kaplicą stoi ogromny kasztanowiec i jak dobrze wykadrować, to przynajmniej na zdjęciu jest zielono. A trójkąty orzechowe są przepyszne, mam do wypróbowania jeszcze parę podobnych przepisów, tylko to się zwykle źle kończy, na przykład wczoraj wyjadłam cały pozostały sos, którym można by obdzielić dwie, a nawet trzy osoby.

Polko, a mnie wypada wyznać, że ja nie wiem, czy to był rozmaryn czy tymianek, cały czas pamiętałam, a jak miałam sypać na banany, to ogarnęły mnie wątpliwości. Padło na tymianek, bo znam to połączenie z innego przepisu (tam było z gruszkami). A zdjęcie jest zrobione nie z balkonu, tylko z mojego okna, które wychodzi na chodnik, fajnie, że Ci się podoba :)

Majko, z tym małym fiatem to przesada, ale w moim rodzinnym domu na dziecinnym rowerku można było poszaleć. Moja teraźniejsza kamienica jest raczej powojenną plombą (co oznacza także powojenne wysokości i metraże), ale zbudowaną na miejscu starej, bo piwnica pozostała chyba po tej poprzedniej (w każdym razie tak to wygląda) i wszystkie domy w szeregu są z gatunku tych starych.

Asiejo, ja lubię te szare kamienice, wydają mi się nie tyle smutne, co raczej melancholijne i w przeciwieństwie do tych nowowybudowanych domów, widać, że mają jakąś historię.

Hazel, ja bananowymi lodami zawsze pogardzałam i na kupne pewnie się nie zdecyduję, ale takie własne to rewelacja i były całe dla mnie ;) A zupy są pożywne i zdrowe i powinnam jednak przemyśleć, czy jednak nie należałoby do nich powrócić.

Zay, taka moja niewdzięczna rola, żeby Was kusić. Mam wrażenie, ze po zimie wszystkich jest trochę więcej, na szczęście już wkrótce pojawią się wszystkie wiosenno-letnie pyszności i łatwo się te niechciane dodatki zgubi.

Pozdrawiam gorąco! (a za oknem ciągle pada)

majka pisze...

O nie, ja sobie wypraszam! :) Mnie po zimie wcale nie jest wiecej :))))

No dobra, moze troche :) Ale codziennie "biegam" w mojej pseudo "silowni" ponad 8 km. Pomaga, kilogramy spadaja :)) Bo na diete to ja nigdy nie przejde, niedoczekanie :))

Milego wieczoru :)

Kredka pisze...

rewelacja.. Ja znałam inny sposób na grillowanie bananów, pewnie mniej pracohcłonny, bo banany w skórce piekłam na grillu lub w piekarniku, nacinałam z jednej strony i wkładałam do jeszcze gorących kostki czekolady. Coś pysznego! A ten twój sos toffi przemawia do mnie baardzo

Ivon pisze...

Wyglądają uroczo i smakowicie :)

kulinarne fajerwerki pisze...

Wspaniały przepis, całość wygląda imponująco. A przepis na sos toffie na pewno wykorzystam :)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...