Kiedy kilka lat temu pracowałam we Francji w hinduskiej restauracji, codziennie dostawałam na wynos obiad na następny dzień: ryż, chleb naan i jakieś danie mięsne z sosem. Jeżeli mogłam wybrać, co chcę, zawsze był to Poulet Shai Korma (czyli Kurczak Shai Korma).
Kiedy wróciłam do domu, podjęłam oczywiście próbę odtworzenia tej potrawy. Nie wiem już, na ile efekt, który osiągam, jest zbliżony do tamtego smaku, ale i tak pozostaje to jedno z moich ulubionych dań. A to z lenistwa, a to z braku składników, przygotowanie ulegało powoli uproszczeniu w porównaniu do pierwowzoru i obecnie taką ascetyczną postać lubię najbardziej. W obydwu wersjach, „mojej” i tej klasycznej, Kurczak Shai Korma jest jednakowo łatwy do zrobienia i bardzo szybki, wykonanie trwa tyle, co ugotowanie ryżu. Nie jest to, niestety, danie dietetyczne. Żeby każdy kęs napełniał Was uczuciem błogości musicie zastosować odpowiednią ilość oleju i, koniecznie, tłustą śmietanę, ale naprawdę warto.
Jeszcze słówko o proszku curry. Podobno nie umywa się do pasty (a już na pewno nie do tej przygotowywanej samodzielnie), ale z przyczyn praktycznych oraz finansowych i tak go używam. Dobry to taki, który nie zawiera soli, bo curry ma potrawę zaostrzyć, a nie posolić, kupując czytajcie więc uważnie skład na opakowaniu.
A jeżeli przypadkiem będziecie w pobliżu...
Restauracja NAMASTE
7, rue des Ecoles Laiques
34000 Montpellier
Obsługa czasem pozostawia co nieco do życzenia ;) ale jedzenie jest obłędne i niezbyt drogie.
Kurczak Shai Korma
(proporcje dla dwóch osób)
Składniki:
ok. 300 g piersi z kurczaka (u mnie mniej więcej tyle, to były dwie małe, ale czasem bywa i jedna duża)
100 ml śmietany 30 lub 36%
pół średniej cebuli
curry w proszku
opcjonalnie:
łyżka rodzynek
łyżka orzeszków nerkowca
łyżka wiórków kokosowych
płatki migdałowe do dekoracji
Przygotowanie:
- Kurczaka (najpierw umyć oczywiście!) pokroić w dość dużą kostkę, przełożyć do miseczki, zalać 2 łyżkami oleju i posypać 1,5 łyżeczki curry. Wymieszać. Można odstawić na godzinę lub całą noc, ale nie jest to niezbędne.
- Cebulę pokroić w średnią kostkę. Na patelnię wlać ok. łyżkę oleju, do jeszcze zimnego dodać pół łyżeczki curry. Kiedy olej się rozgrzeje, wrzucić cebulę i usmażyć, ale nie rumienić. Cebulę przełożyć na talerz. Jeżeli chcecie dodawać rodzynki, to wrzućcie je do cebuli pod koniec smażenia, muszą nasiąknąć tłuszczem.
- Na tej samej patelni usmażyć mięso na rumiano, raczej nie trzeba dodawać już oleju, bo był składnikiem marynaty. Jeżeli macie małą patelnię lub dużo mięsa, smażcie je partiami, ponieważ jeżeli naraz znajdzie się go na patelni zbyt dużo, temperatura gwałtownie spadnie i wszystko się zacznie dusić, a nie o to nam chodzi.
- Do mięsa dodać cebulę (ewentualnie z rodzynkami, dorzucić orzeszki i wiórki kokosowe). Wlać śmietanę i posolić. Gotować, aż sos zgęstnieje. Musicie uważać (ale nie przesadnie), bo najpierw to gęstnienie idzie wolno, a potem niespodziewanie przyspiesza. Jeżeli przegapicie właściwy moment, to po prostu dolejcie jeszcze śmietany. Sos ma być intensywnie żółty, więc konieczne może być dodanie trochę curry, bo jego ilość tak naprawdę zależy od jakości użytej przyprawy.
4 komentarze:
jeżeli jest tak pyszny jak zupa, to na pewno stanie się moim udziałem!!! ;)
w Montpellier - ten kurczak to była rewelacja. Chlebek też, konia z rzędem temu, kto taki upiecze!
genialne, fenomenalne, zaaaaaajebiste.... i wyszło nam :D
No to odetchnęłam z ulgą, bo nawet sobie niedawno przypomniałam, że to dzisiaj ten Wielki Dzień. Mam nadzieję, że na tym kurczaku nie poprzestaniesz :)
Prześlij komentarz