Z całą pewnością istnieje jakaś naukowa teoria, która przewiduje, na podstawie smaków dzieciństwa, uśrednienia menu niedzielnego obiadu i analizy zawartości najlepiej sprzedających się książek kucharskich, co ma szansę smakować której nacji. Być może owa teoria znajduje wytłumaczenie, dlaczego omawiany w poprzednim poście francuski przebój, clafoutis, nie ma fanów nad Wisłą. Być może ta teoria wyjaśnia też niezrozumiałą dla mnie popularność sushi i sushi barów, bo dość jest podejrzane, dlaczego surowa ryba w otoczeniu pozbawionego smaku ryżu i owinięta zielskiem, w porze lanczu bije rekordy popularności wśród biznesmenów, którzy w porze obiadu żądają od swych małżonek schabowego z ziemniaczkami, tylko absolutnie żadnego makaronu.
W każdym razie, jak wyczytałam kiedyś w jednym z uroczych felietonów Ludwika Lewina, eksperci od jedzenia lotniskowo-samolotowego postanowili, że w smak mieszkańców Europy Wschodniej (czyli również nas :) wpisuje się tort Schwarzwaldzki. Po degustacji kliku deserów, nieco urażony tym wrzucaniem wszystkich do jednego worka, pan Lewin, z pewnym zażenowaniem, przyznał, że przynajmniej jego osobisty gust to potwierdza i co potwierdzić, na podstawie niereprezentatywnej co prawda, ale jakiejś tam, próby, mogę i ja.
Co nie oznacza, że dobry tort Schwarzwaldzki przyrządzić jest łatwo. Osiągnięcie równowagi między lekko wytrawnym, czekoladowym ciastem, alkoholowymi wiśniami i słodką śmietanką wymaga trochę wprawy, zwłaszcza, że ten wytrawny element jest jednak naszemu podniebieniu obcy i mnie, jako wielbicielce nieskomplikowanej, obezwładniającej słodyczy, nieraz zdarzyło się mieć problem z dojedzeniem kawałka rzeczonego przysmaku.
W przypadku dzisiaj prezentowanej wersji, problem można uznać za marginalny. Co prawda, kłopotliwa nutka, wynikająca przecież z użycia najwyższej jakości czekolady (choć oryginał zawiera raczej kakao, o ile pamiętam) jest i tu obecna, ale komponent wiśniowo-śmietanowy wystarczająco ją równoważy. Po kilku popełnionych ostatnio wypiekach wątpliwych, ten mogę uznać za sukces. Nawet moja Mama, co zdarza się nie tak często, wzięła regularny drugi kawałek, zamiast, jak zwykle, oszukując samą siebie, wyjadać obsypane okruszki, co zwykle zresztą ten drugi kawałek równoważy. Już po ułożeniu misternej dekoracji (która nie do końca poszła zgodnie z planem, ale o tym w przepisie) okazało się, że ciasto bardziej pasuje do scenerii zimowej, niż letniej, dlatego myślę już nad wersją bożonarodzeniową. A chociaż przygotowanie zajmuje sporo czasu, bardzo polecam już teraz, jest dużo dobrych rzeczy do podjadania w trakcie.
Aha, zdjęcia całego ciasta wyszły zupełnie nieadekwatnie (czyli: kiepsko) w stosunku do smaku, więc będziecie musieli trochę wspomóc się wyobraźnią.
W każdym razie, jak wyczytałam kiedyś w jednym z uroczych felietonów Ludwika Lewina, eksperci od jedzenia lotniskowo-samolotowego postanowili, że w smak mieszkańców Europy Wschodniej (czyli również nas :) wpisuje się tort Schwarzwaldzki. Po degustacji kliku deserów, nieco urażony tym wrzucaniem wszystkich do jednego worka, pan Lewin, z pewnym zażenowaniem, przyznał, że przynajmniej jego osobisty gust to potwierdza i co potwierdzić, na podstawie niereprezentatywnej co prawda, ale jakiejś tam, próby, mogę i ja.
Co nie oznacza, że dobry tort Schwarzwaldzki przyrządzić jest łatwo. Osiągnięcie równowagi między lekko wytrawnym, czekoladowym ciastem, alkoholowymi wiśniami i słodką śmietanką wymaga trochę wprawy, zwłaszcza, że ten wytrawny element jest jednak naszemu podniebieniu obcy i mnie, jako wielbicielce nieskomplikowanej, obezwładniającej słodyczy, nieraz zdarzyło się mieć problem z dojedzeniem kawałka rzeczonego przysmaku.
W przypadku dzisiaj prezentowanej wersji, problem można uznać za marginalny. Co prawda, kłopotliwa nutka, wynikająca przecież z użycia najwyższej jakości czekolady (choć oryginał zawiera raczej kakao, o ile pamiętam) jest i tu obecna, ale komponent wiśniowo-śmietanowy wystarczająco ją równoważy. Po kilku popełnionych ostatnio wypiekach wątpliwych, ten mogę uznać za sukces. Nawet moja Mama, co zdarza się nie tak często, wzięła regularny drugi kawałek, zamiast, jak zwykle, oszukując samą siebie, wyjadać obsypane okruszki, co zwykle zresztą ten drugi kawałek równoważy. Już po ułożeniu misternej dekoracji (która nie do końca poszła zgodnie z planem, ale o tym w przepisie) okazało się, że ciasto bardziej pasuje do scenerii zimowej, niż letniej, dlatego myślę już nad wersją bożonarodzeniową. A chociaż przygotowanie zajmuje sporo czasu, bardzo polecam już teraz, jest dużo dobrych rzeczy do podjadania w trakcie.
Aha, zdjęcia całego ciasta wyszły zupełnie nieadekwatnie (czyli: kiepsko) w stosunku do smaku, więc będziecie musieli trochę wspomóc się wyobraźnią.
Tarta Czarny Las
Składniki:
Ciasto:
375 g mąki
190 g masła
150 g cukru pudru
szczypta soli
3 żółtka
3-4 łyżki kakao (ilość zależy od jego jakości)
ewentualnie kilka łyżek zimnej wody
Frużelina wiśniowa:
500 g wiśni (wydrylować)
3/4 szklanki cukru
2 łyżki soku z cytryny
2 łyżeczki mąki ziemniaczanej
3 łyżeczki żelatyny
Masa czekoladowa:
100 g dobrej, gorzkiej czekolady
250 ml śmietany kremówki
Bita śmietana:
250 ml śmietany kremówki
2 łyżki cukru pudru (lub do smaku)
śmietan-fix
Wykonanie:
- Wszystkie składniki ciasta przełożyć do miski lub na stolnicę, siekać nożem, jak długo starczy cierpliwości, po czym zagnieść ręką do końca. Jeśli ciasto jest za suche, dodać trochę zimnej wody, jeśli za jasne, trochę kakao. Ciasto uformować w gruby rulon, owinąć folią i wstawić na godzinę do lodówki.
- Owoce i cukier przełożyć do garnka, podgrzewać, aż cukier się rozpuści, ale całość nie powinna się zagotować. Dodać sok z cytryny, a następnie mąkę ziemniaczaną, rozrobioną w 2 łyżkach zimnej wody. Zagotować, chwilę potrzymać na ogniu (mieszać!), by zgubić mączny posmak. Zdjąć masę z ognia i wmieszać żelatynę rozrobioną w małej ilości gorącej wody. Ostudzić.
- Zagotować szklankę kremówki i zalać nią połamaną na kawałki czekoladę, wymieszać na jednorodną masę. Kiedy całość ostygnie, włożyć do lodówki, aby trochę stężała.
- Piekarnik nagrzać d 180 stopni. Okrągłą formę o średnicy ok. 24 cm wyłożyć papierem do pieczenia.
- Ciasto wyjąć z lodówki i podzielić na dwie nierówne części (jedna w stosunku mniej niż 2/3). Większą część pokroić na plastry, pokrojonym ciastem wyłożyć formę, nie formując rantu, ciasto ma być płaskie. Podociskać ciasto, by było równo rozłożone, nakłuć w kilku miejscach widelcem, następnie położyć na nim papier do pieczenia, groch lub np. fasolę i piec 20 minut. Po tym czasie zdjąć papier i warzywa (strączkowe) i dopiekać jeszcze ok. 20 minut (lepiej jednak to kontrolować). Upieczone ciasto wystudzić.
- Teraz następuje ta część, która mnie się nie udała: ciasto miało mieć kopułkę. W tym celu należy wziąć żaroodporną miskę o średnicy mniej więcej tej samej, co tortownica, JAKOŚ opatulić ją papierem do pieczenia (ale nie posmarować masłem – właśnie dlatego się nie udało, bo ciasto ciepłe – czyli stosunkowo łatwe do odklejenia jest miękkie, a zimne i twarde mocno trzyma się podłoża i przy próbie zdjęcia rozpada na kawałki), po czym z reszty rozwałkowanego średniocieńko ciasta wykrawać paski, naklejać je na kopułkę, uważając, by w wystarczająco wielu miejscach paski sięgały krawędzi, by utworzyć solidną podstawę, a następnie wstawić obklejoną miskę do piekarnika na jakieś 30 minut, obracając co jakiś czas. Jeśli nie chce Wam się ryzykować, możecie resztę ciasta rozwałkować i powykrawać z niego dowolne kształty, które ozdobią gotowy wypiek i piec ok. 12 minut. Lub po prostu zrobić ciasto z mniejszej porcji składników i zrezygnować z ozdóbek.
- Oziębioną masę czekoladową wyjąć z lodówki i ubić mikserem na sztywny krem. Wyłożyć na ostudzone ciasto, ewentualnie zostawiając na krawędzi koła trochę miejsca na kopułkę lub dekorację ze śmietany i wiśni.
- 250 ml kremówki lekko ubić, dodać śmietan-fix i cukier, dobić na sztywno. Śmietaną napełnić szprycę do tortów, torebkę foliową z obciętym rogiem lub zwinięty kawałek pergaminu i wyciskać na masie czekoladowej równoległe pasy, zostawiając między nimi miejsce na wiśnie. Zostawić trochę śmietany do dekoracji.
- W miejsca między śmietaną łyżeczką nakładać nieco już ścięte wiśnie. Pozostałe wiśnie nakładać na przemian z kleksami bitej śmietany na brzegu ciasta. Na ciasto nałożyć kopułkę, jeśli mamy, lub udekorować je ciasteczkami w uprzednio wybranym kształcie. Ciasto odstawić na jakiś czas (najlepiej całą noc) do lodówki.
Główna inspiracja dla tego ciasta pochodzi z książek Christine Ferber (m.in. tej o czarodziejskich smakołykach Alicji), ale chociaż zachwyca mnie warstwa wizualna kreacji tej autorki, trochę zraziłam się już do przepisów, więc stworzyłam własny, którego bazą jest kruche ciasto Jamiego Olivera i frużelina z wyszukiwarki (przepis podany przez Cudawianki).
24 komentarze:
O matulu - ilość przygotowań nieco mnie poraża, ale efekt końcowy powala znów na kolana.
Chyba jednak odłożę ją na czas bożego narodzenia ;)
Te wisnie...uwielbiam je ;)
Ostatnio marzyl mi sie tort " Czarny las"..ale brak jokazji..a raczej wymowki ;p
Tarta wyglada wspaniale, a pozatym zeby ja zrobic nie trzeba imienin :)
tarta na pewno warta zachodu ;)
Chyba jeszcze sie nie obudzilam bo wlasnie mialam napisac, ze strasznie pracochlonny ten Twoj TORT :) Dopiero doczytalam, ze to tarta :) Ja robilam kiedys tort, wyszedl pyszny ale kiedy pstyknelam mu pare fotek okazalo sie, ze wyszly fatalnie i nie nadaja sie do publikacji na blogu (dzieje sie tak zawsze, kiedy zalezy mi na zdjeciach). A szkoda, bo tort byl przepyszny. Zdecydowanie jednak wole sobie kupic kawalek w cukierni, wtedy smakuje jakos tak lepiej (chyba dlatego, ze nie musze przy nim stac i go robic :))
Chyba wpadne do Ciebie na te tarte :) Zaparz kawe, za dwie godziny bede :)
Co do sushi to moglabym jesc je codziennie. I nie jest to dyktowane jakas moda, ja sushi po prostu uwielbiam! :)
wyglada bardzo smakowicie:) chetnie sie poczestuje:)
czekoladowe ciasto, bita smietana i wisie - ach jak bardzo lubie te smaki, mniam:)
to jest taki fajne.. że co kraj to inne kulinarne upodobania. i jakże nudno byłoby, gdybyśmy na całym świecie wszyscy jedli to samo..
piękny tort. jak go sobie wyobrażam tak w całości.. to też jest piękny.
szczerze mowiac jeszcze nigdy nie nie porwalam na zrobienie tego tortu,przeraza mnie wlasnie ta czaso- i pracochlonnosc jego wykonania,ale jak widze te tarte u Ciebie,to......czemu nie???
Wspaniala alternatywa do torta!!!
Cudne fotki :)
Pozdrawiam cieplutko :)
Ni w ząb nie rozumiem metody tworzenia "kopułki", ale wizualna strona wypieków jakoś nigdy nie jest moją najmocniejszą stroną, niestety. Ale praktyka czyni mistrza, więc wierzę, że kiedyś tworzyć będę najprawdziwsze w świecie cuda. ;)
Kawałeczkiem tarty się częstuję, oczywiście, bo jestem pewna, że idealnie wpasowuje się to ciasto w moje, wschodnioeuropejskie jakby nie patrzeć, gusta.
Pozdrawiam! :)
bardzo apetyczna ta twoja tarta!!!
Tort szwarcwaldzki czyli New Forest Gateau był w UK niesłychanie popularny jako "wykwintne" ciasto w latach 70. dlatego teraz uchodzi za "obciachowy" - tak jak spodnie - dzwony. Ostatnio jednak kulinarny trend nostalgiczny sprawia, że zaczyna wracać do łask, poza tym lansuje go, w wyrafinowanej i unowocześnionej wersji, Heston B:-)
na taki pyszny i czekoladowy spacer chętnie bym się wybrała :)
Oj tam marudzisz-wygląda ślicznie i smakowicie! Pozdrawiam!
Istenieja teorie na kazdy temat i kazda z tych teori jest potencjalnie falsyfikowalna :-))
Karolina, jestem z kraju nad Wisla, "kraju wodki i brzozy" jak mawia Maklowicz, uwielbiam clafoutis, a czarny las jest dla mnie takim dobrym tortem, ale nei zebym przed nim padala na kolana :D
Fajnie piszesz!
faktycznie, wygląda nieco świątecznie. Mimo to z chęcią bym spróbowała Twojej tarty, bo tort lubię.
i to 2 zdjęcie bardzo mi się podobuje (:
a kiedy będzie następna część zbytecznika? (;
Spodziewałam się tortu, patrzę na drugie zdjęcie - płaski jakiś.. A tu tarta! Pomysł świetny, myślę że może być lepszy niż tort! Ja ten wytrawny czekoladowy akcent w Czarnym lesie bardzo lubię, nawet bita śmietana jakoś zyskuje w takim towarzystwie (a nie przepadam za bitą śmietaną na ogół..)
Pozdrawiam ciepło :)))
Zgadzam się z Basią :)
Karolina uwielbiam tu przychodzić dla Twoich wpisów wiesz? Niebanalne i normalne, o co ciężko w obecnym świecie blogowym.
Przepis wydaje się być koszmarnie skomplikowany! Ale już wiem że chciałabym ten tort pożreć w całości.
Bardzo podoba mi się Twoja patera!
frużelina - uwielbiam takie smakowite słowa
PS: już zapomniałam jak się u ciebie komentarze dodaje - usuń poprzedni plizz :)
taki tort ostatnio kupiłam dla taty na urodziny...
Piękny i imponujący ! Takie marzenie dla solenizanta :) Tort z wyższej półki ;D
Arven, ja mam obawy, że znowu przed Bożym Narodzeniem nie starczy mi czasu. Ale na taki deszczowy dzień jak dzisiaj, na przykład, to zajęcie idealne.
Gosiu, na szczęście nie potrzebowałam wymówki :) A jak już się zrobi, to chętni do jedzenia zawsze się znajdą.
Kaś, zdecydowanie warta
Majko, chyba nawet pamiętam, że coś o tym torcie pisałaś. Ja też tak mam ze zdjęciami, że jak bardzo-bardzo chcę, to nie wychodzą (dzisiaj na przykład, ale może to kara za to, że się w niedzielę wstaje przed ósmą i zamiast zjeść śniadanie, robi fotki). A z sushi zamierzam się jeszcze zmierzyć, bo po prawdzie, aż tak wiele go nie jadłam, a wręcz w śladowych ilościach, należy mu się wiec druga szansa.
Ago, to połączenie to pewniak, więc zapraszam na kawałek :)
Asiejo, pewnie, że to jest fajne, między innymi dlatego podróżowanie jest takie interesujące, chociaż często po dłuższych wakacjach nie można się doczekać znanych smaków. I to też jest fajne :)
Gosiu, czasem lubię takie pracochłonne zadania, bo dobrze się przy tym bawię. Problem tylko w tym, że wtedy, kiedy jest jakaś urodzinowa okazja, to zwykle trzeba przygotować więcej rzeczy i wtedy wcale się już nie chce.
Zay, w kwestii dekoracji możesz użyć swojej wyobraźni ;) Ja z kolei nie wiem, i ponieważ akcja "kopułka" zakończyła się niepowodzeniem, to na razie się nie dowiem, jak to się kroi i czy w ogóle aspekt użytkowy został wzięty pod uwagę.
Julio, dziękuję:)
Anno Mario, życie w Wielkiej Brytanii, wbrew temu, co często piszesz, jednak jest bardzo skomplikowane ;) Konieczność bycia na bieżąco nawet w kwestii ciast, skoro nie potrafię opanować nawet wydarzeń politycznych, chyba by mnie przerosła. No dobra, łatwiej jednak chyba by było z ciastami niż polityką.
Paulo, zapraszam :)
Jul, dziękuję :)
Buruuberii, no tak, taka uroda teorii, że jej cechą konstytutywną (co za słowo!) jest falsyfikowalność. A co do kraju "wódki i brzozy" to też mam teorię: oprócz Ciebie jeszcze mieszkająca w Wielkiej Brytanii Anna Maria, zadeklarowała bardzolubienie clafoutis, więc jednak rysuje się pewien wzór ;)
I dzięki :))
Viri, mam nadzieję, że przed Bożym Narodzeniem uda mi się to powtórzyć, bo widok jest bardzo ładny. A zbytecznik już parę razy był w planie i jakoś się rozmyło, ale postaram się w takim razie coś zorganizować ;)
Moniko, ja za śmietaną przepadam :) Ale, ale jeśli miałabym do wyboru taką tartę i tort, to chyba jednak stawiam właśnie na tartę.
Polko, cieszę się :)) Nie wiem, na ile myślę normalnie, ale mnie, nie tylko w blogowym świecie, pozerstwo strasznie denerwuje i chyba wolę starać się być sobą. To wbrew temu, co sądzą niektórzy, wymaga znacznie mniej wysiłku. A tarta naprawdę warta jest zachodu.
Piano, usunięte :) Mnie frużelina nie kojarzy się właściwie dobrze, bo poznałam to słowo w jakichś przybytkach serwujących gofry, gdzie zwana frużeliną niby-owocowa maź zastępuje owoce, nawet w sezonie. Ale taka domowa jest naprawdę pyszna i na pewno znajdę dla niej jeszcze jakieś zastosowania.
Joasiu, a co z Twoim słynnym biszkoptem? No, ale mam nadzieję, że tata był zadowolony.
Szarlotku, hmm... właściwie można by te wszystkie dodatki właśnie w takiej formie zastosować na biszkopcie i wtedy byłby to już zupełnie pełnoprawny tort.
No popatrz Karolina, to powstala "polska teoria clafoutis": lubia je ci co za granicami, nie zgadlabym :-)
Pozdrawiam Cie serdecznie!
He, he, zdecydowanie nawet jedzenie podlega tu modom - pewne potrawy wychodzą z mody, zastępują je nowe, bardziej trendy. ALe przy tym jest też trend nostalgiczny, czyli moda na potrawy, które kiedyś były modne;-)
Prześlij komentarz