W odległej młodości podstawówki byłam namiętną czytelniczką klasyki literatury anglosaskiej. Jak mi się zdaje, nawet w tamtych czasach gotowanie nie budziło mojego obrzydzenia, a jedzenie to już na pewno nigdy nie budziło mojego obrzydzenia, więc pojawiający się w powieściach w okolicach Bożego Narodzenia czy większej uroczystość „pudding” stanowił obiekt moich marzeń. Podejrzewam zresztą, że winne tego stanu były zwłaszcza sugestywne opisy z „Ani z Zielonego Wzgórza”.
Tradycyjny Christmas pudding to deser, do którego dodaje się mnóstwo bakalii i, obowiązkowo, tajemniczy dla mnie „łój”, typowy anglosaski składnik. Ciasto gotuje się na parze (na kuchence, nie w piekarniku) przez, bez przesady, pół dnia. Przepis, który leży przede mną mówi o 6 godzinach! a jeśli chce się go tylko odgrzać, wystarczą dwie. W każdym razie tak to wygląda w klasycznych wersjach. Puddingowe marzenie dzieciństwa zdołałam zrealizować dość szybko i to nawet w oryginalnej formie do puddingu, pożyczonej od nauczycielki angielskiego. Oczekiwana ekstaza nie nastąpiła. Deser był średni i jeśli miałabym ochotę na powtórkę to tylko dlatego, że trudno uwierzyć, by ten gloryfikowany deser był wręcz poniżej przeciętnej.
Zupełnie inaczej rzecz ma się ze sticky toffee puddingiem*. Podobno to ulubiony deser Johnny'ego Deppa. Mam nadzieję, że Anna Maria nie napisze, że jest już całkowicie passé, co może się zdarzyć, bo wyczytałam, że wymyślono go w latach osiemdziesiątych, a moim zdaniem to okres totalnego bezguścia i złego, nomen omen, smaku. Nawet jeżeli, nic mnie to nie obchodzi, bo deser jest boski. Z tradycyjnego puddingu wziął wszystko co najlepsze, a jednocześnie jest pozbawiony jego wad. Wilgotne, mięciutkie ciasto o karmelowym posmaku, polane obficie sosem toffi jest genialne we wszystkich kombinacjach: zarówno sos jak i ciastko mogą być albo ciepłe albo zimne i zawsze jednakowo dobre. Poza tym, w przeciwieństwie do tradycyjnego Chrismtas puddingu, ten jest naprawdę szybki. Ponieważ zbliża się Boże Narodzenie nadałam mu małe świąteczne akcenty (składniki pisane kursywą), ale można je sobie podarować.
*zwracam uwagę, że pudding oznacza rodzaj ciasta, ale także po prostu deser i tak jest w tym przypadku.
Tradycyjny Christmas pudding to deser, do którego dodaje się mnóstwo bakalii i, obowiązkowo, tajemniczy dla mnie „łój”, typowy anglosaski składnik. Ciasto gotuje się na parze (na kuchence, nie w piekarniku) przez, bez przesady, pół dnia. Przepis, który leży przede mną mówi o 6 godzinach! a jeśli chce się go tylko odgrzać, wystarczą dwie. W każdym razie tak to wygląda w klasycznych wersjach. Puddingowe marzenie dzieciństwa zdołałam zrealizować dość szybko i to nawet w oryginalnej formie do puddingu, pożyczonej od nauczycielki angielskiego. Oczekiwana ekstaza nie nastąpiła. Deser był średni i jeśli miałabym ochotę na powtórkę to tylko dlatego, że trudno uwierzyć, by ten gloryfikowany deser był wręcz poniżej przeciętnej.
Zupełnie inaczej rzecz ma się ze sticky toffee puddingiem*. Podobno to ulubiony deser Johnny'ego Deppa. Mam nadzieję, że Anna Maria nie napisze, że jest już całkowicie passé, co może się zdarzyć, bo wyczytałam, że wymyślono go w latach osiemdziesiątych, a moim zdaniem to okres totalnego bezguścia i złego, nomen omen, smaku. Nawet jeżeli, nic mnie to nie obchodzi, bo deser jest boski. Z tradycyjnego puddingu wziął wszystko co najlepsze, a jednocześnie jest pozbawiony jego wad. Wilgotne, mięciutkie ciasto o karmelowym posmaku, polane obficie sosem toffi jest genialne we wszystkich kombinacjach: zarówno sos jak i ciastko mogą być albo ciepłe albo zimne i zawsze jednakowo dobre. Poza tym, w przeciwieństwie do tradycyjnego Chrismtas puddingu, ten jest naprawdę szybki. Ponieważ zbliża się Boże Narodzenie nadałam mu małe świąteczne akcenty (składniki pisane kursywą), ale można je sobie podarować.
*zwracam uwagę, że pudding oznacza rodzaj ciasta, ale także po prostu deser i tak jest w tym przypadku.
Sticky Toffee Pudding
źródło: Caramel Trish Deseine, z moimi zmianami
Składniki:
ok. 18 (niepokojąco) małych puddingów z formy na muffiny
60 g masła
1 szklanka brązowego cukru
2 jajka
1 1/2 szklanki mąki
2 łyżeczki proszku do pieczenia
1 1//4 szklanki wrzącej wody
200 g suszonych daktyli bez pestek
1 łyżka sody oczyszczonej
1/2 łyżeczki ekstraktu z wanilii (lub cukier waniliowy)
2 łyżeczki przyprawy do piernika
100 g rodzynek
rum
Sos:
1 szklanka śmietany kremówki
120 g masła
1 szklanka brązowego cukru
Wykonanie:
- Rodzynki przełożyć do małej miseczki i zalać rumem. Piekarnik rozgrzać do 200 stopni. Formę na muffiny wysmarować masłem. Można też użyć większych foremek lub nawet jednej dużej formy np. na babkę. Wszystko zależy od Was.
- Masło zmiksować z cukrem, aż masa będzie jasna i puszysta. Dodawać po jednym jajku. Łyżką wmieszać w 2-3 etapach mąkę z proszkiem do pieczenia.
- Daktyle i wrzącą wodę przełożyć do blendera i zmiksować. Dodać sodę i ekstrakt waniliowy. Powstałe puree wraz z rodzynkami (odsączonymi z rumu) i przyprawą do pierników wmieszać do ciasta.
- Ciasto rozłożyć w formie, wstawić do piekarnika i piec ok. 20-25 min. Sprawdzić patyczkiem, czy jest już upieczone. Chwilę odczekać, po czym wyjąć ciastka z formy.
- Przygotować sos: wszystkie składniki przełożyć do garnuszka i zagotować. Gotować, aż masa trochę zgęstnieje. Nie jest zbyt ważne, jak gęsty będzie sos i ile dokładnie wynosi „trochę”. Jeśli pogotujecie go dłużej, kiedy zastygnie, utworzy się pyszne karmelowe smarowidełko, jeśli krócej, nadal pozostanie półpłynny. Myślę, że typowe wskazówki jak: kiedy pociągniesz palcem po tyle łyżki zanurzonej w sosie linia nie powinna się zlewać lub kropla na zimnym talerzyku powinna zastygać sprawdzają się i tutaj.
- Podawać na ciepło lub na zimno polane sosem, ewentualnie z dodatkiem bitej śmietany lub lodów waniliowych.
10 komentarzy:
No Karolajna, tym puddingiem mnie zachwycilas :)) Jak tak sobie patrze na ten sos toffi splywajacy z tej niepokojaco malej porcji to mam ochote polizac monitor :)) A na sama mysl o jego karmelowym smaku sciska mnie z zazdrosci :)) I jesli na dodatek to jest ulubiony deser Deepa to juz na sama mysl wpadlam w ekstaze :)) Johnny jest boski. Kocham go!!! Och i ach :))
P.S. Przepraszam, ponioslo mnie troche :)) I ciesze sie, ze chlebek Ci smakowal. A winna nie czulam sie wcale :) Wyrabiaj chleb, wyrabiaj, bedziesz miec miesnie jak skaly :))
Ja spotkałam się z puddingiem ziemniaczanym z kolei, kiedyś Nigella go robiła jako część obiadu ^^
Śliczne zdjęcia i równie apetyczny deser :)
:-) Nie napiszę, że wyszedł z mody, bo nie wyszedł. Sama go poleciłam czytelniczce, która się pytała o puddingi, bo sticky toffee zdecydowanie przewyższa smakiem Christmas pudding, dlatego je się go przez cały rok (no może nie w upalne dni lata) a Christmasowy tylko raz w roku:-) Jest to bardzo popularny tutaj deser w gastropubach.
Absolutna rozkosz smaku. Ostatnio przygotowałam "sticky toffee cake" i wszyscy oszaleli na jego punkcie - jego skład był nawet podobny do Twojego puddingu, więc bez wątpienia i ten by całą moją Rodzinę zachwycił. :)
Pozdrawiam!
Klimatycznie dziś u Ciebie;)))
oj zjadłabym !
Jak to pięknie wygląda. I ten sos...
Wygląda przepysznie!!!
Muszę kiedyś spróbować:))
Oj, pysznie brzmi i wygląda.
Ja wciąż nie spróbowałam żadnego puddingu, może kiedyś się uda, ale pewnie nie zdecyduję się na taki robiony pół dnia, tylko prędzej na jakiś oszukany
Całą rodziną mieliśmy z tym ubaw w 2 dzień świąt ;) Wyszło chyba, bo każdy pochłonął po kilka sztuk aż do granicy mdłości :D
a propos sosu - tajemnica mleka w tubce odkryta :D
dzieki za tip
pozdr
Prześlij komentarz