Kilka dni temu Bułka z masłem obchodziła drugie urodziny. Trudno uwierzyć. Mam jednocześnie wrażenie, jakbym była z Wami od zawsze i dopiero wczoraj (no, może przedwczoraj) zamieszczała swój pierwszy wpis.
Pewnie niektórzy wyobrażają sobie typową blogerkę kulinarną jako mamuśkę z nadwagą, która każdy ugotowany obiad i upieczone ciasto fotografuje naprędce na kuchennym stole, pomiędzy wieszaniem prania, a karmieniem dziecka przecieraną zupką. Kiedy to dziecko położy się wieczorem spać, mamuśka szybko zrzuca zdjęcia z aparatu i pisze beztreściowy tekst „przepyszne, najlepsze ziemniaki tłuczone jakie w życiu jadłam, serdecznie polecam”, by potem ponieść sobie poczucie własnej wartości bijącym licznikiem pozytywnych komentarzy pozostawianych przez inne mamuśki, które mają nadzieję, że odwdzięczy się im tym samym.
Dzisiaj raz na zawsze mam zamiar obalić ten stereotyp, nawet jeśli mam świadomość, że i tak nie dotrze to do tych, do których powinno. Chciałabym się z Wami podzielić tym, co mnie osobiście dało prowadzenie blogu, który miał być terapią na wszystkie męczące mnie wtedy smutki, a okazał się czymś znacznie więcej, kto wie, może nawet, jakkolwiek patetycznie to brzmi, będzie katalizatorem zwrotu w moim życiu?
Należę do osób chorobliwie introwertycznych. Opublikowanie pierwszej notki (traktującej o bitej śmietanie), którą mogą przeczytać wszyscy, prawie dwa miliardy ludzi mających dostęp do internetu, było dla mnie ogromnym wyzwaniem. Ale gdybym tego nie zrobiła, to pewnie nie odważyłabym się również, jakiś czas później, dołączyć do grupy piszących dziewczyn (pozdrowienia ;), próbować swoich sił w zupełnie innych formach (Aniu, jeśli to czytasz, to moja pierwsza myśl była taka, że ja tego opowiadania wcale nie napiszę) i nawet zacząć powoli wierzyć, że może ktoś oprócz mnie samej będzie miał odwagę opublikować jakiś mój tekst.
Albo rzecz całkiem inna. Kiedy zaczynałam, ledwo potrafiłam posługiwać się małym kompaktowym aparatem z zaledwie kilkoma opcjami. Dzisiaj mam o wiele bardziej skomplikowany aparat, o wiele większe umiejętności i na pierwszy rzut oka widzę różnicę między zdjęciami, które robię ja, a które ktoś inny mniej lub bardziej przypadkowo pstryka. Nie chcę przez to twierdzić, że moje zdjęcia są doskonałe ;) a jedynie, że są znacznie lepsze niż na początku i można obiektywnie stwierdzić, że zrobiłam postęp i wyszłam poza poziom przeciętnego kronikarza wakacji i rodzinnych uroczystości.
Last but not least za pośrednictwem bloga poznałam osobiście, albo wirtualnie (co zawsze może się zmienić) wiele wspaniałych osób, dzięki którym moje życie czasem w całkiem konkretny sposób stało się ciekawsze.
Przeczytałam ostatnio rady Ree Drummond (sławnej Pioneer Woman) na temat prowadzenia blogu. Jedna z nich brzmiała: mów swoim czytelnikom jak najczęściej, że ich kochasz. Hmm... Być może pozbawione większego znaczenia "I love you" się sprawdza, jednak "Kocham Was" trąci amerykańskością w negatywnym znaczeniu. Ale dziękuję Wam, że jesteście, odwiedzacie Bułkę z masłem, zostawiacie swoje komentarze, albo osobiście mówicie mi o tym, co Wam się podobało. Mam nadzieję, że spędzimy razem jeszcze wiele czasu i będzie coraz ciekawiej.
Hop, hop, jesteście tam jeszcze? To już prawie koniec i przechodzimy do przepisu. W kwestii ciast urodzinowych pozostaję tradycjonalistką, więc będzie tort. Albo coś w tym rodzaju. Podobny do tego, który był w zeszłym roku, ale trudno się oprzeć łączeniu truskawek ze śmietaną. Właściwie, dopiero teraz o tym pomyślałam, to dokładnie ten sam przepis na eton mess, który pojawił się u mnie jako pierwszy (chociaż w drugim wpisie). Jednak zamrożenie tego klasycznego angielskiego deseru tworzy zupełnie nową jakość. Przed jedzeniem pozwólcie mu trochę odtajać (niekoniecznie tak długo jak ja, zanim znalazłam właściwe ujęcie), połączenie miękkiej i mrożonej śmietany z bezą i owocami to naprawdę wymarzony sposób na świętowanie, nawet tylko wolnego wieczoru.
Pewnie niektórzy wyobrażają sobie typową blogerkę kulinarną jako mamuśkę z nadwagą, która każdy ugotowany obiad i upieczone ciasto fotografuje naprędce na kuchennym stole, pomiędzy wieszaniem prania, a karmieniem dziecka przecieraną zupką. Kiedy to dziecko położy się wieczorem spać, mamuśka szybko zrzuca zdjęcia z aparatu i pisze beztreściowy tekst „przepyszne, najlepsze ziemniaki tłuczone jakie w życiu jadłam, serdecznie polecam”, by potem ponieść sobie poczucie własnej wartości bijącym licznikiem pozytywnych komentarzy pozostawianych przez inne mamuśki, które mają nadzieję, że odwdzięczy się im tym samym.
Dzisiaj raz na zawsze mam zamiar obalić ten stereotyp, nawet jeśli mam świadomość, że i tak nie dotrze to do tych, do których powinno. Chciałabym się z Wami podzielić tym, co mnie osobiście dało prowadzenie blogu, który miał być terapią na wszystkie męczące mnie wtedy smutki, a okazał się czymś znacznie więcej, kto wie, może nawet, jakkolwiek patetycznie to brzmi, będzie katalizatorem zwrotu w moim życiu?
Należę do osób chorobliwie introwertycznych. Opublikowanie pierwszej notki (traktującej o bitej śmietanie), którą mogą przeczytać wszyscy, prawie dwa miliardy ludzi mających dostęp do internetu, było dla mnie ogromnym wyzwaniem. Ale gdybym tego nie zrobiła, to pewnie nie odważyłabym się również, jakiś czas później, dołączyć do grupy piszących dziewczyn (pozdrowienia ;), próbować swoich sił w zupełnie innych formach (Aniu, jeśli to czytasz, to moja pierwsza myśl była taka, że ja tego opowiadania wcale nie napiszę) i nawet zacząć powoli wierzyć, że może ktoś oprócz mnie samej będzie miał odwagę opublikować jakiś mój tekst.
Albo rzecz całkiem inna. Kiedy zaczynałam, ledwo potrafiłam posługiwać się małym kompaktowym aparatem z zaledwie kilkoma opcjami. Dzisiaj mam o wiele bardziej skomplikowany aparat, o wiele większe umiejętności i na pierwszy rzut oka widzę różnicę między zdjęciami, które robię ja, a które ktoś inny mniej lub bardziej przypadkowo pstryka. Nie chcę przez to twierdzić, że moje zdjęcia są doskonałe ;) a jedynie, że są znacznie lepsze niż na początku i można obiektywnie stwierdzić, że zrobiłam postęp i wyszłam poza poziom przeciętnego kronikarza wakacji i rodzinnych uroczystości.
Last but not least za pośrednictwem bloga poznałam osobiście, albo wirtualnie (co zawsze może się zmienić) wiele wspaniałych osób, dzięki którym moje życie czasem w całkiem konkretny sposób stało się ciekawsze.
Przeczytałam ostatnio rady Ree Drummond (sławnej Pioneer Woman) na temat prowadzenia blogu. Jedna z nich brzmiała: mów swoim czytelnikom jak najczęściej, że ich kochasz. Hmm... Być może pozbawione większego znaczenia "I love you" się sprawdza, jednak "Kocham Was" trąci amerykańskością w negatywnym znaczeniu. Ale dziękuję Wam, że jesteście, odwiedzacie Bułkę z masłem, zostawiacie swoje komentarze, albo osobiście mówicie mi o tym, co Wam się podobało. Mam nadzieję, że spędzimy razem jeszcze wiele czasu i będzie coraz ciekawiej.
Hop, hop, jesteście tam jeszcze? To już prawie koniec i przechodzimy do przepisu. W kwestii ciast urodzinowych pozostaję tradycjonalistką, więc będzie tort. Albo coś w tym rodzaju. Podobny do tego, który był w zeszłym roku, ale trudno się oprzeć łączeniu truskawek ze śmietaną. Właściwie, dopiero teraz o tym pomyślałam, to dokładnie ten sam przepis na eton mess, który pojawił się u mnie jako pierwszy (chociaż w drugim wpisie). Jednak zamrożenie tego klasycznego angielskiego deseru tworzy zupełnie nową jakość. Przed jedzeniem pozwólcie mu trochę odtajać (niekoniecznie tak długo jak ja, zanim znalazłam właściwe ujęcie), połączenie miękkiej i mrożonej śmietany z bezą i owocami to naprawdę wymarzony sposób na świętowanie, nawet tylko wolnego wieczoru.
Mrożony tort bezowy
4 porcje średnicy 9 cm
Składniki:
400 ml śmietany kremówki
200 g niedużych truskawek
16-20 małych bez
cukier puder do smaku
Wykonanie:
- Śmietanę ubić i posłodzić do smaku. Bezy pokruszyć. Truskawki umyć, oderwać szypułki i przekroić owoce na połówki.
- Przygotować 4 obręcze o średnicy 9 cm oraz talerzyk, na którym wszystkie będzie można położyć. Talerzyk przykryć folią. Z koszulek do dokumentów wyciąć 4 paski ,trochę dłuższe niż obwód foremek i trochę wyższe.
- Obręcze ułożyć na talerzyku, każdą wyłożyć paskiem i nakładać warstwami truskawki, bezy i śmietanę. Można to zrobić w konfiguracji ozdobnej, ale to jednak jest trochę zachodu, więc można i w dowolnej.
- Foremki na talerzyku włożyć do zamrażalnika i mrozić kilka godzin. Gotowe torciki należy wyjąć z 15-20 minut przed jedzeniem, żeby odrobinę odtajały.
- Oczywiście można zrobić i jeden duży tort, ale wtedy radzę pomnożyć podane proporcje co najmniej przez dwa.
30 komentarzy:
Karolka, zatem sto lat...! I Twoje zdrowie!
Z zainteresowaniem czytam co piszesz i co napisałaś dzisiaj - i zawsze lubię Twoje wpisy, bo są takie uporządkowane:). Szkoda tylko, że dziś za mało napisałaś o tym jak jak wygląda ta typowa blogerka..., bo i ja do obrazu przez Ciebie wspomnianego ni jak nie pasuję:).
Pozdrawiam Cię serdecznie i takich owoców jak dotąd życzę, bo wiesz Plate czeka na tłumaczenie:)
Sto lat!
Pięknym deserem świętujesz:)
Bardzo lubię czytać Twoje posty!
Uściski!
Tym wpisem udowodniłaś mi po raz kolejny, że uwielbiam tu zaglądać. Czytać, oglądać.
Dwa lata to sporo czasu. Ale tylko poza blogiem. bo musisz przyznać, ale w wirtualnym świecie to zleciało o wiele szybciej.
Eton mess w wersji mrożonej? Podnoszę rękę i proszę o porcję dla mnie ;).
No, śpiewam też 'sto lat'. Ciesz się, że nie słyszysz tego naprawdę ;)!
Halo, halo! Chcialbym zglosic mala uwage - a co to za uomoginizm?! Dlaczego mowisz tylko "dziewczyny"? Ja tam zdecydowanie zaliczam sie do chlopakow sledze twoje poczynania chyba prawie od poczatku i zaliczam sie do wiernych fanow a wrecz virtualnych przyjaciol!
No a poza tym wszystkiego najlepszego, gratulacje, okrzyki, oklaski, powszechny entuzjazm itd. B elegancki torcik!
Oooooo! I pomyśleć, że pierwszy Eton mess był z dedykacją dla mnie (jeśli mnie pamięć nie myli, a wiesz, że mózg mam jak sito)... Gratulacje! Cieszę się, że blogowanie tak dużo Ci dało. Mnie niedawno stuknął setny post, ale świętuję po cichu ;).
Karolino,pod ,większą częścią' tego,co napisałaś mogę i ja się podpisać.Rozbawił mnie fragment o komentarzach do wpisów.
Drugi rok blogowania.Gratuluję wytrwałości.
Urodzinowy tort taki,że lepiej na sercu się robi i...na podniebieniu.
Przyjemności z blogowania Ci życzę!
:-)
Gratuluję i życzę co najmniej 20 kolejnych lat w blogosferze. Mam nadzieję cię czytać jako staruszka;-) A może i wcześniej spotkać - pamiętaj, że chętnie posłużę jako darmowy przewodnik po krainie Jane Austen:-)
Aha, no i nie wiem, dlaczego myślisz, że istnieje taki stereotyp blogerki kulinarnej? Ja co rusz przekonuję się, że to są atrakcyjne i szczupłe kobiety, bez względu na narodowość:-) To samo zresztą dotyczy szefowych kuchni, pomijając już Nigellę, to np. Lorraine Pascale czy Signe Johansen są bardzo urodziwe, Lorraine zresztą była wziętą modelką.
100! i dzoba :*
Karolina, wielkie sto lat!
Spodobalo mi sie niezmiernie jak opisalas "typowa" blogerke, kurcze no czasem tez bym chciala by trafilo to do wszystkich jacy kulinarni blogerzy tak naprawde sa :) Pozdrowien moc!
PS. Ty introwertyczka? Myslalam ze do pisania bloga trzeba byc troche ekshibicjonista, myslalam tak ale dawno temu :D
ewelajno, wiesz, nie myślałam o tym, ale obraz typowej blogerki to temat na wiele wpisów. Może się kiedyś pokuszę. To tłumaczenie też mnie kusi ;)
Anno-Mario, dziękuję :) Deser piękny i pyszny, w sam raz na czerwcowe świętowanie.
Holgo, dzięki, bardzo się cieszę, że lubisz tu zaglądać. A te dwa lata śmignęły naprawdę szybko, zarówno kiedy patrzę na moje blogowe przygody jak i to, co wydarzyło się w rzeczywistym świecie. A tak poza tym, ekspresję osobowości wyrażaną śpiewaniem bardzo popieram i też często to robię, a słuchacze muszą jakoś to przeżyć ;)
Arku, "chłopcy" to się zajmują poważnym gotowaniem, jak Heston Blumenthal, Makłowicz, albo Ty, blogotowaniem zajmują się sfrustrowane acz pielęgnujące tradycję i ciepło ogniska domowego kobiety, to się rozumie. Co ja wypisuję ;)Jednak, chociaż podział na kobiece i męskie myślenie wydaje mi się przesadzony, dobrze, że w tym jednak sfeminizowanym gronie możemy słyszeć i kilka męskich głosów. I kto wie, może i nasza przyjaźń nie zawsze pozostanie wirtualna.
Hazel, uściślając, to w pierwszym poście pojawiła się bita śmietana i ona była z dedykacją dla Ciebie, a Eton mess był następny. Przynajmniej tak mnie się wydaje, bo nie sprawdziłam. To wszystkiego najlepszego z okazji Twojego 100 postu, ja uważam, że każdą okazję należy świętować, bo to uwielbiam.
Amber, dzięki :) Szkoda, że z tortu już dawno nic nie ma, bo teraz muszę na niego patrzeć i trudno nie mieć ochoty.
Jswm, :)
Anno Mario, wszystkie blogerki, które ja znam też są szczupłe :) Wersji stereotypu na ten temat jest zapewne wiele, ale dla mnie zawiera on zawsze osobę z nadwagą, bo mnie samej (dość szczupłej jakimś cudem) nie mieści się w głowie, jak ktoś, kto lubi jeść może nie mieć chociaż odrobiny nadwagi. To jakieś ewidentne oszustwo. Nie wiem, czy będę mieć tyle wytrwałości, by pisać aż do starości, chyba bardziej prawdopodobne jest spotkanie w krainie Jane A.
Akka, :)
Basiu, nie wiem do końca jak to jest z tym ekshibicjonizmem, wiadomo, że pisze się tylko tyle, ile się chce. Ale myślę, że trochę otwartości, nawet na przekór sobie nie zaszkodzi, ja na tych niezbyt poważnych łamach napisałam kilka dość dla siebie trudnych rzeczy (niekoniecznie osobistych), czego jednak pewnie nikt z czytających nie zauważył, jednak przecież nie w tym rzecz. Myślę, że to mi pomogło, ale też nie warto przesadzać. W końcu czytają dwa miliardy ludzi ;)
Karolina, chyba Ty to lepiej ujelas, ze to otwartosc a nie ekshibicjonizm :) bo w sumie to prawda, ze piszemy o tym co chemy i nadal mozemy miec tajemnice. A pewnie te wazne wyznania sa w stanie zauwazyc tylko ci ktorzy bardzo dobrze Cie/nas znaja, bo trudno czasem decenic wage slow gdy kogos znamy tylko troche... Usciski!
PS. A apropos kielbasy, to pamietalam ze byl taki dzien kiedy ich nei bylo, no ale to bylo kilka lat temu :)
Ostatnio częściej bywam niż jestem, ale okazja taka jak drugie urodziny Bułki z masłem chętnie poświętuję wraz z Tobą. I przy okazji przyznam rację co do tego, że blogowanie ogromnie rozwija. Pomaga się oderwać. Choć i od tego czasem trzeba odpocząć...
Na koniec stu... nie no, przesadziłam chyba, ale wielu, wielu pysznych lat, Karolino! :)
Bardzo mi się podoba, to co napisałaś. Rozwiń kiedyś temat "stereotypowej" blogerki. Co do komentarzy, to podpisuję się obiema kończynami (górnymi). Sto lat z okazji rocznicy, czyli życzę Ci jak najwięcej radości z blogowania. Pozdrawiam.
O, a ja tu po raz pierwszy :) gratuluję 2 lat i świadomości zmian i ewolucji blogowych (i swoich wlasnych - tez okoloblogowych). Blog Ree czytam od paru miesięcy ;) Heh dla mnie stereotyp kulinarnej blogerki jest zupełnie odwrotny - kuchnia nobilituje, jest też przedmiotem modnej fascynacji a blogowaniem nie zajmują się osoby, które nie czują i nie kochają tego co robią - dotyczy to nie tylko kulinariów. Z resztą - łatwo wyczuć po blogu z kim ma się do czynienia ;) A tu jest przyjemnie, z uwagą i z sercem :) pozdrawiam!
wspaniały wpis... nie wiedziałam, że to ma dla Ciebie aż takie znaczenie. Pozdrawiam i życzę kolejnego udanego roku na blogu - Joasia W.
Zay, zauważyłam, że u Ciebie ostatnio jakoś ciszej, ale tym bardziej dzięki, że wpadłaś :) Tak, od blogowania trzeba się czasem oderwać, bo jednak - mimo jego wszystkich zalet - prawdziwe życie jest gdzie indziej.
lo,tak, ten temat kusi, można stworzyć galerię świetnych postaci. Dzięki za miłe słowa!
Magdo, witaj i zapraszam częściej! Moim zdaniem, mimo rosnącej popularności gotowania i różnych kucharzy, to nadal (jeśli robi to kobieta), jest to coś gorszego. Sama stykam się z komentarzami typu "Twój mąż to będzie miał dobrze". Gotowanie nie dla kogoś, albo nie tylko dla zaspokojenia głodu, ale po prostu dlatego, że jest to przyjemne i sprawia satysfakcję niektórym nie mieści się w głowie.
Joasiu, ja też nie wiedziałam, pomyślałam o tym dopiero pisząc ten post. Być może dorabiam teorię do zaistniałych faktów, ale moim zdaniem to, co napisałam, jest prawdą - bo nawet nie chodzi o to, że odkryłam w sobie coś całkiem nowego, tylko że nabrałam odwagi na rozwijanie tych rzeczy, które we mnie były, a w przeciwnym razie mogłabym się nie zmobilizować albo ciągle bać.
Karolina, i ta odwaga jest najcenniejsza! Wiesz, czemu to piszę. Powodzenia!
Życzę wielu kolejnych rocznic. A deser wspaniały.
Urodzinowa smakowitość.
Życzę wszystkiego najlepszego i długiego blogowania :)
tort wygląda wyśmienicie!
życze jeszcze więcej takich pysznych lat (:
O bułko krakowska, najlepsze życzenia!!! I może kiedyś do zobaczenia.
GN
Wszystkiego naj...naj...naj....dla Ciebie i Twojego bloga :) :)
Torcik wspaniale sie prezentuje!!!!
Pozdrawiam :)
Karolino, przepraszam za tak wielkie 'spoznienie'! Bardzo przepraszam... :( I zycze Ci oczywiscie kolejnych lat owocnego blogowania :)
Tortu z pewnoscia juz nie ma ;) wirtualnie wiec wyczyszcze talerzyk z okruszkow ;)
Pozdrawiam serdecznie Kalolino!
Gratuluję wytrwałości :) wbrew pozorom i początkowym obawom, blogowanie czasem jest lekiem na całe zło...
Bardzo przyjemnie tu u Ciebie :)
Miłego dnia.
Alucho, witaj na Bułce z masłem :) Zapraszam do lektury (i korzystania z przepisów też!)
Czytam i łezkę wzruszenia obcieram
i bardzo jestem z Ciebie dumna
i nie mogę uwierzyć, że to już ponad dwa lata zazdroszczę ci wytrwałości, pomysłów na ujęcia, które wywołują ślinotok przemieszany z zachwytem oraz pisania o jedzeniu (i nie tylko) w taki sposób, że Ci którzy nie bardzo gotują śledzą wpis z wypiekami na twarzy.
Jak już mówiłam wielokrotnie - Bułka z masłem to mój ulubiony blog o jedzeniu :)
Ania
Aniu, dziękuję, cieszę się bardzo, że przez te dwa lata moja Bułka z masłem Ci się nie znudziła i nadal podoba. A sekret tego, że nie znudziła się także mnie polega chyba na tym, że mogę tu bez przeszkód dawać wyraz swojej megalomani i nikt nie może mi przerwać ani mnie powstrzymać ;)
właśnie tak :)
dawaj wyraz megalomanii - i nie tylko tu :)
Prześlij komentarz