czwartek, 30 czerwca 2011

Oldschoolowe znaczy dobre




- Mamo, chciałabym zrobić zupę z kalarepki.
- Ale my nie robimy zupy z kalarepki.
- Robimy. Tę z liśćmi.
- A, tak. Ale po co ci to?
- Chcę o niej napisać
-Przecież i tak nie jesz.

Fakt. Nie jem. Sama sobie na co dzień z rzadka gotuję dwudaniowe obiady. Wróć. Nigdy nie gotuję dwudaniowych obiadów. Jeśli jest zupa, to znaczy, że na drugie danie będzie deser, albo jakieś byle co.

Moja mama jest jedną z tych cichych bohaterek, które zawsze gotują zupę i drugie. Przy czym nigdy tej zupy nie jedzą, bo jakby zjadły zupę, to by nie im starczyło miejsca na drugie. Ja mam tak samo, więc nawet jeśli jest okazja, zwykle zupy nie jem (z wyjątkiem pomidorowej, której nie potrafię się oprzeć). Kiedy jednak przeczytałam u Anny Marii o kalarepce, to wspomnienie o tej zupie, której nie jem, spowodowało, że magicznie wskoczyła na szczyt listy „do zrobienia” (bo to był po prostu świetny wpis, przeczytajcie, jeśli jeszcze tego nie zrobiliście).

Kalarepka jest niezbyt atrakcyjna. Zgrubiała, ciężka i twarda. Zadomowiona w polskiej kuchni tak, że się jej nie zauważa. Chociaż świeża i chrupiąca, solo smakuje na tyle bez wyrazu, że nigdy nie przebiła się do warzywnej elity. Pierwsza wiosenna kalarepka nie wywołuje takiego podekscytowania i rumieńców, jak botwinka, nie mówiąc już o nieosiągalnej dla pozbawionego ogródka śmiertelnika słodyczy świeżego zielonego groszku. Oj tak, groszek rośnie w puszcze lub w mrożonce, od dawna nie udało mi się kupić dobrego prosto ze strączka, zwykle posmak był gorzki. A skoro mówimy o groszku. W lecie łatwo dostępna kalarepka może go zastąpić w banalnym duecie z marchewką. Słodka i miękka, obowiązkowo maślana.

Więc teraz zupa. Jest bardzo oldschoolowa, na zasmażce (bo to, jak się dowiedziałam, przepis babci). Nie ostrzegam, lecz wyjaśniam, ponieważ zdaję sobie sprawę, że zasmażka, z paroma innymi wynalazkami tradycyjnej kuchni polskiej, została zepchnięta do podziemia, ze względu na ogrom kalorii i cholesterolu. Ludzie, nie wariujmy! Ile realnych szkód mogą wyrządzić dwie łyżki smalcu i łyżka mąki na cały gar warzyw? Hmm, jeśli już są wyznania, to idźmy na całość: ten cud babcinej kuchni gotuje się na żeberkach, żadnego tam wywaru jarzynowego. Oczywiście, jeśli chcecie, możecie zrobić tę zupę na, na przykład, kurczaku i bez grama tłuszczu, ale nie narzekajcie, że wychodzi jakaś cienka.

Wydobycie od mojej mamy, mistrzyni nieprecyzyjnych przepisów (także tych spisanych), jako tako konkretnych wskazówek dotyczących tej zupy nie było łatwe. Właściwie wcale się nie udało („A ile smalcu do tej zasmażki? Przecież ja to muszę spisać!” „A nie wiem, za dużo mi się właściwie nalało”). Cudowną cechą kuchni domowej jest jednak to, że skrupulatne mierzenie i ważenie nie jest potrzebne. Więc jeśli nie jesteście pewni, czy Wasza kalarepka jest średnia czy duża, to się nie martwcie. I tak się uda.



Zupa kalarepkowa
wielki gar

Składniki:

2 średnie kalarepki z liśćmi
1 marchewka
1 cebula
1 pietruszka
kawałek selera
4 średnie ziemniaki
kawałek żeberek (na oko z 7 cm długości)
obrany ząbek czosnku
2 łyżki smalcu lub masła
łyżka mąki

Wykonanie:
  1. Do garnka wrzucamy żeberka i zalewamy ok. litrem wody. Gotujemy od momentu zawrzenia wody przez 15 minut. W tym czasie obieramy i kroimy w kostkę (z wyjątkiem selera, pietruszki i cebuli, które zostawiamy w całości) wszystkie warzywa. W małe kawałki kroimy też łodyżki kalarepki, a liście w paseczki.
  2. Wszystko, także czosnek, wrzucamy do garnka (ewentualnie, oprócz liści, które można dać chwilę później) i dolewamy tyle wody, żeby była zupa, a nie warzywny gulasz. Solimy do smaku. Gotujemy, aż wszystkie warzywa porządnie zmiękną (co najmniej przez 40 minut). Smalec rozpuszczamy na patelni, dodajemy mąkę i dobrze mieszamy, chwilkę gotując, a potem wlewając zasmażkę do garnka z zupą, mieszamy i zostawiamy na ogniu jeszcze przez kilka minut.
  3. Przed podaniem odkrawamy mięso od kości i wrzucamy do zupy. Najlepsza jest na drugi dzień, kiedy się trochę przegryzie.

13 komentarzy:

Hazel pisze...

A ja uwielbiam kalarepkę! jak to bez smaku? Taka młoda jest rozkoszą dla podniebienia! Zjadam jak jabłka. Ale tylko u rodziców, bo w sklepie zawsze się boję, że jest stara i zdrewniała. A zielony groszek prosto z krzaczka... Przysmak mojego dzieciństwa :) Wlaściwie nie wiem czemu babcia przestała go uprawiać. :(

Wielorybnik pisze...

O Boże, poezja..!!! Uwielbiam kalarepkę. A moja mamusia (oczywiście również mistrzyni miar i wag w przepisach - wszystko się daje tak "żeby było", "no wiesz, jakoś tyle", "tak kawałek i trochę") robi zupę z kalafiora i kalarepki i to też jest wynalazek nie z tej ziemi, szaleństwo smaku. A na nowomodny obłęd usuwania z jadłospisu wszystkiego niezdrowego pluję z pogardą - pokolenia jakoś przetrwały i ludzkość nie wymarła, jedząc masło, mąkę i smalec i generalnie miała się lepiej i zdrowiej, niż zaalergizowane na śmierć, zagonione i rozhisteryzowane pokolenie współczesnych czcicieli kwasów omega. Kluczem jest zdrowy umiar, a nie laboratoryjna sterylność.
Pozdrawiam !

Anonimowy pisze...

Kanon kuchni polskiej powraca do łask. Niech żyją kalarepka, botwinka i młoda kapustka! Ta właśnie zupa z kalarepki była rajem dla podniebienia. Pozdrawiam! Magda

Anonimowy pisze...

Kalarepka jest the best! A zupa "po polsku" to poezja, tylko nie za często ;-)

Joasia W.

Gosia pisze...

kalarepke lubie sobie pogryzac,ale zupy jeszcze nigdy nie robilam i nie jadlam,za to czesto kiedys robilam ja jako jarzynke na cieplo z dodatkiem smietanki i oczywiscie z liskami :)
Pozdrwiam :)

megimoher pisze...

hm. jeżeli gotuję zupę i 2d, to wolę zjeść zupę, zupy są pyszne:-) a tak wogle to bardzo mało gotuję i twój blog jest jedynym blogiem kulinarnym, jaki obserwuję, tak. Bo jest fantastyczny i bardziej o życiu, niż o jedzeniu. A potrawy proste jak bułka z masłem czasem mnie nawet skuszą na wykonanie:-] pozdrawiam, MM.

karoLina pisze...

Hazel, tajemnica bezsmakowości tkwi pewnie w tym, że Ty masz wszystko prosto z krzaczka. Bo tego groszku to ja już nawet nie próbuję kupować, wiem, że będzie paskudny i w niczym nie przypomina tego od babci.

Wielorybniku, ciekawa jestem tej zupy z kalarepki i kalafiora :) A z tym umiarem trafiłeś w sedno, diety mono złożonej z samych omega 3 też nie można nazwać zdrową.

Magdo, dzięki za ujawnienie się w końcu :) Próbowałam ostatnio zrobić też botwinkę, tylko w takiej nowomodnej wersji (nie dlatego, że chciałam, tylko miałam w lodówce, co miałam) i powiem szczerze, była kompletnie bez smaku (więcej: pół garnka wywaliłam, bo wcale mi się nie chciało tego jeść). Niech żyje smalec i żeberka!

Joasiu, pewnie, że nie za często :) Przede wszystkim dlatego, że gotowanie takiej zupy trwa wieki, u mnie więc królują 10-15 minutowe kremy warzywne na maśle (ale masło też niby niezdrowe). Ale czasem i tradycyjnie nie jest źle, a nawet jest dobrze.

Gosiu, jarzynki z listkami nie jadłam, a brzmi smakowicie, więc chyba pora spróbować.

megimoher, dzięki za tak miły komentarz, bardzo się cieszę, że nie tylko lubisz tu zaglądać, ale nawet coś ugotujesz. Pewnie, mój blog jest o wszystkim, co mnie interesuje, bo samo pisanie o gotowaniu (co próbowałam robić na początku) jest dla mnie nudne. Za to jedzenie - nigdy ;)

Amber pisze...

Kalarepka ma zawsze u mnie poczesne miejsce.Ta młoda,dla mnie bardzo atrakcyjna.Zupa,warzywko do mięsa,faszerowana,na surowo...Ach,ile ma pysznych wariacji.
Zupa Twojej mamy mówi mi,że nawet smalec bym zjadła,byle jej spróbować.

karoLina pisze...

Amber, na szczęście nie czuć, że tam był właśnie smalec :) Ale z drugiej strony, jeśli miałby być sklepowy, a nie własny, to ja bym chyba nawet zdecydowała się na masło.

wykrywacz smaku pisze...

Taka zupa nie może być zła :)

buruuberii pisze...

"Przecież i tak nie jesz." i zjadlas chociaz raz czy Ty Karolina jej po prostu nie lubisz? I zabilas mi klina tym smalcem w zasmazce, zawsze myslalam ze na masle, az musze poptac jak tu o babci bylo...
PS. Tez nei lubie 2 daniowego obiadu, ciesze sie ze to napisalas :D

karoLina pisze...

Basia, i tu mnie masz (troszeczkę), bo te zupy, które lubię, zawsze jem (pomidorowa wymiata). Mnie się też wydaje, że normalnie zasmażka na maśle, nie wiem, czy to była tamtym razem taka inwencja twórcza mojej Mamy, czy zawsze tak robi w przypadku kalarepkowej.

buruuberii pisze...

Dzieki Karolina, ze mi wyjasnilas :) Oczywiscie zapomnailam zaptac Babci, ale to moze byc tak jak piszesz, ze do niektorych zup pasuje cos 'wyjatkowego'... Pozdrawiam!

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...