poniedziałek, 5 września 2011

Czy pani jest kreatywna?



Kreatywność (zaraz obok ponadprzeciętnych umiejętności interpersonalnych) to jedna z cech, do których czuję dużą niechęć.

Może dlatego, że jestem raczej leniwa i nie lubię się (niepotrzebnie) wysilać. A kreatywność na komendę nie wydaje mi się dobrym pomysłem. Czy do tego nie potrzeba przypływu weny? Samotności? Czasu?

Z moją kreatywnością jest nawet gorzej, niż myślałam, ponieważ gdyby nie szczęśliwy przypadek, splagiatowałbym samą siebie. Bo wymyśliłam sobie piękny post na ten temat. Tylko, no właśnie, okazało się, że już go kiedyś napisałam.

Wybaczcie, ale i tak mam ochotę o tym wszystkim opowiedzieć raz jeszcze (przynajmniej troszeczkę).

Czasami czuję się trochę niekomfortowo, że większość przepisów, które tu zamieszczam, pochodzi z książek lub innych blogów. Mam wrażenie, że warto by było tworzyć je samemu.

W życiu codziennym jednak ciągle muszę gotować coś z głowy. W pobliżu mojego obecnego mieszkania sklepy są bardzo marnie zaopatrzone (a moja ulubiona alternatywa dla gotowania – lody i pizza – też daleko), więc doszłam do mistrzostwa w przygotowywaniu naprawdę niezłych rzeczy dosłownie z niczego. Nigdy Wam jednak o nich nie opowiem. To dania bez planu, przepisu i proporcji. Szybkie obiady po pracy. Nie ma czasu na odmierzanie i ważenie. Nie ma czasu na robienie zdjęć.

A kiedy mam czas odmierzać, ważyć i fotografować, przeważnie wolę spróbować czegoś specjalnego. Specjalnego, czyli z gotowego przepisu, któremu towarzyszy smakowita fotografia. I za nic w świecie nie chcę w tym przepisie nic nie zmieniać, żeby mieć pewność, że zjem oryginał.

Na szczęście są osoby, które jednak eksperymentować lubią. Jak daleko Wy jesteście się w stanie posunąć?

Panna cotta należy do moich ulubionych deserów. Jest tak banalnie prosta, a przy tym kremowa i pyszna. Aż trudno uwierzyć, że to, jeśli pokusić się o klasyfikację, galaretka ze słodkiej śmietany (a galaretki mogłyby dla mnie nie istnieć).

Kukurydza w deserze brzmi dziwnie. Nie jest to jednak aż tak zdumiewające połączenie jak ser pleśniowy i czekolada. Jedno słodkie, drugie słodkie, naprawdę, nie ryzykuje się aż tak wiele. Kukurydza nadaje śmietance oryginalną nutę, bardzo subtelną, jeśli ktoś zje za szybko, może jej nie odnaleźć, chociaż oczywiście kukurydziana dekoracja jest wyraźną wskazówką, że coś jest nie w porządku. Dla mnie to jednak świetny deser i łatwy sposób na zrobienie wrażenia na tym, na kim aktualnie chcecie zrobić wrażenie.



Panna cotta z kukurydzą
źródło: magazyn bon appetit 8/2010

Składniki:

1 szklanka mleka
2 szklanki słodkiej śmietany
1/3 szklanki cukru
2 kolby kukurydzy
2 1/4 łyżeczki żelatyny


sos karmelowy lub dulche de leche

Wykonanie:
  1. Mleko wlać do garnka, dodać cukier i zagotować. W czasie, kiedy mieszanina się podgrzewa, z kolb kukurydzy zeskrobać ziarna (resztę zachować), a następnie ugotować je w mleku (około 5 minut).
  2. Kukurydzę odcedzić, a mleko z powrotem wlać do garnka, dodać śmietankę i te obskrobane kolby (można pokroić na mniejsze części). Całość podgrzać, po czym wyłączyć ogień i przykryć garnek. Po 30 minutach płyn razem z kolbami przełożyć od miseczki, przykryć i wystudzić.
  3. Śmietankę z mlekiem (ale już bez kolb kukurydzy) podgrzać ponownie, a w międzyczasie rozpuścić żelatynę w 3 łyżkach wody (albo tak małej ilości, jak się da). Kiedy masa na panna cottę się zagotuje, zdjąć ją z ognia, dodać rozpuszczoną żelatynę i energicznie mieszać, żeby zlikwidować jakieś ewentualne żelatynowe grudy.
  4. Masę (przez bardzo gęste, lub wyłożone gazą sitko) rozlać do 6 naczyniek. Ja zwykle przecedzam najpierw do dzbanka, żeby ułatwić sobie rozlewanie. Kiedy panny cotty ostygną, wstawić do lodówki na co najmniej kilka godzin. Podawać z ziarnami kukurydzy i sosem karmelowym.

17 komentarzy:

alucha pisze...

Ojej, kilka dni temu pomyślałam dokładnie to samo... Przepisy na moim blogu są w większości skądś "zgapione". A to co zgapione nie jest jakoś rzadko upubliczniam. Może jednak warto to zmienić? ;)
A przepis ciekawy, choć nie wiem czy dałabym radę z tym sosem karmelowym ;) taaaki słodki ;)
Miłego wieczoru.

karoLina pisze...

Alucho, a właśnie nie, ja też myślałam, że będzie strasznie słodko, ale w samej pannie jest w sumie mało cukru i bez jakiegoś dodatku nie byłaby dobra (specjalnie próbowałam).

Monika pisze...

Karolino, czy nie chcesz zrobić na mnie wrażenia w tej chwili? Bo ja bym tak pannę bardzo chętnie :)))

Na serio: chyba wszystko w kuchni już wymyślono - może poza kuchnią molekularną bo tu chyba możliwości ograniczone są tylko "zjadliwością" składników, ale jakoś emulsje pierogowe mnie nie kręcą.. Więc się nie wysilam, testuję klasykę i mi z tym dobrze :)

A kreatywność kojarzy mi się tylko z rozmowami kwalifikacyjnymi do korporacji, choć nigdy na takowej nie byłam..

Ściskam serdecznie :)))

ewelajna Korniowska pisze...

Karolinuś, poczułam się tak, jak byś siedział tu blisko i wszystko opowiadała...:)
Z moimi obiadami jest podobnie:) Szybko, ale i smacznie:). Częściej jednak do pracy niż po pracy.
A na blogu u mnie różnie - niektóre moje, niektóre "przepisowe" i tam niekoniecznie chcę improwizować - też chcę zjeść oryginał;)

majka pisze...

Z ta kreatywnoscia to u mnie jakos nieciekawie :) Na blogu same przepisy z ksiazek i gazet. No coz, chocbym chciala to i tak pewnie nic ciekawego juz nie wymysle :) A nie wiem czy kreatynoscia mozna nazwac zmiane jednego lub dwoch skladnikow w przepisie, na pewno nie. Mnie to jednak nie przeszkadza bo mam do wyprobowania tyle nowych receptur, ze w kuchni nigdy sie nie nudze (no i nie wiem, czy mi zycia na wszystko starczy:)

Deserek wyglada pysznie. Dodatek kukurydzy mnie nie dziwi :) Ogladalam kiedys jakis program na kuchnia.tv gdzie wlasnie przygotowywano deser z kukurydzy. Jestem tylko ciekawa jak to smakuje :)

Pozdrawiam Karolino :)

Unknown pisze...

Też mi się to tytułowe pytanie i "umiejętności interpersonalne" kojarzą z rozmowami o pracę i aroganckimi HR-ówkami, brr.
Panna cottę bardzo lubię, nie miałam okazji jeść z kukurydzą.

Gosia pisze...

no,to i ja z tych malo kreatywnych, bo w duzej wiekszosci opieram sie na ksiazkach,czasopismach i inych blogach (ktore tez sie opieraja na ksiazkach i czasopismach -hihi),czasem mam dolka i sie zloszcze sama na siebie za to i za moje lenistwo,ale potem przechodzi,najwazniejsza jest radosc z tworzenia i przetwarzania....Czesto robie prowizoryczne i bardzo smaczne obiady z tego,co mam pod reka i tez wlasnie brak czasu i weny na wazenie,fotografowanie...nie dajmy sie tez zwariowac...niech hobby pozostanie hobby.....
Ten Twoj deser bardzo intrygujacy jest......
Pozdrawiam cieplutko :)

Unknown pisze...

A co to takiego kreatywność? :)
Nie oszukujmy się, już wszystko zostało wymyślone, stworzone, przetworzone, dopasowane... Nie tylko w kuchni. Wszystko to co widzimy na blogach, to tylko interpretacja, świadoma lub nie :)

Bardzo fajnie się Ciebie czyta. Z wielka przyjemnością będę tutaj zaglądać!

Hazel pisze...

Zapach kukurydzy przypomina mi jedną moją "miłość" z dawnych czasów. Nie mam pojęcia dlaczego. Ale z panna cottą? Może kiedyś zrobię imprezę z konkursem na najdziwniejsze danie i wykorzystam Twój przepis. :) Kreatywność i umiejętność interpersonalne zdecydowanie jedno skojarzenie... Ale jeśli chodzi o innowacyjność, to zrobię sobie wyjątkowo autoreklamę u Ciebie: post o czymś naprawdę innowacyjnym i kreatywnych ludziach u mnie na blogu.

Kinga ⚬ Yummy Lifestyle pisze...

intrygująca ta panna cotta z kukurydzą :)

Ewelina Majdak pisze...

Karolina napiszesz kiedyś książkę?
Przeczytałam bym ją jednym tchem.
Dosłownie.
I bardzo bym chciała zobaczyć Twoje przepisu niekreatywne bo cos mi podpowiada, że to są prawdziwe perełki!
Kreatywność? Nuda. To siostra konformizmu.
Niezależność to dopiero wyczyn!
:)

karoLina pisze...

Monia, pewnie, że chcę na Tobie zrobić wrażenie ;) Nigdy nie miałam organoleptycznej, że tak powiem, styczności z kuchnią molekularną, ale wobec mojego ograniczonego entuzjazmu dla galaretek (jak w tekście), też nie sądzę, żeby to było akurat coś dla mnie. Kreatywność i umiejętności interpersonalne dokładnie tak, jak piszesz, dlatego mnie obrzydzają (bo nie wiadomo, czym już wkrótce przyjdzie mi się zajmować).

Ewelajno, ja na szczęście pracuję dość krótko i mogę sobie ten obiad zrobić po pracy. Wstyd się przyznać, co jadam w trakcie dnia, bo jest to zawsze ten sam nudny zestaw (ale i tak to lubię!)

Majko, wydaje mi się, że zmianę tych dwóch składników też można określić kreatywnością. Wiele mało kuchennie doświadczonych osób jest sparaliżowana, kiedy nagle okazuje się, że nie mają w domu czegoś występującego w przepisie i nie tylko nie pomyślą, ale po prostu nie odważą się tego zastąpić.

Anno Mario, sama myśl, że ktoś mógłby takich okropnych rzeczy ode mnie wymagać mnie mrozi, ale już wkrótce duże zmiany i nie wiadomo, jak będzie, więc przynajmniej sobie trochę oswajam rzeczywistość.

Gosiu, no pewnie, też uważam, że wszystko z umiarem. W końcu to, co robię na blogu jest dla przyjemności, chociaż czasem, kiedy jem zimny obiad to nie do końca tak myślę :)

Anoushko, dziękuję za odwiedziny :) Pewnie tak jest, że wszystko już wymyślono, zdarzyło mi się widywać moje "innowacyjne" pomysły w innych miejscach, co bywa trochę zniechęcające, ale na szczęście (prawie) pusta lodówka i źle zaopatrzony sklep zmuszają czasem do wymyślenia czegoś... mimo wszystko.

Hazel, to ja mam jeszcze kilka innych kreatywnych dań w odwodzie, jakby co, to służę.

Kini^^, i dobra!

Polko, coraz bardziej bym chciała napisać! Jesteś jedną z moich ulubionych recenzentek, więc na pewno dostaniesz egzemplarz z autografem ;) mmm, podoba mi się o tej niezależności, jak dobrze by było to wcielić w życie!

Anonimowy pisze...

Kreatywność z odrobiną deja vu jeszcze nikomu nie zaszkodziła :))

Ewelina Majdak pisze...

Czymam Cię za słowo :)

srutututu pisze...

Moja granica to te roladki z ciasta francuskiego z "sosem" waniliowym i nadzieniem z czerwonej fasoli. Hmmmmm....

buruuberii pisze...

Karolina, slowa kreatywna/y, i zdolnosci interpersonalne sa potworne, nic dodac nic ujac!

A owo tworzenei nowych przepisow - jestem dokladnie tego samego zdania co Monika, w kuchni juz wszystko bylo, nawet te pierdoly molekularne znamy, tylko ze zamiast cieklego azotu wykorzystywalismy zamrazalnik i slowo "molekula"nie robilo na nikim takiego 'wow' :D

A panna z kukurydza - na tyle intrygujaca, ze poprosze raz!

karoLina pisze...

Buruuberii, dzięki za odczarowanie ciekłego azotu!!! We :wszystko już było" jest bardzo wiele prawdy, wiele razy się tak nacięłam, że robiłam wielce podekscytowana coś nowego, a na końcu okazywało się, że ja to przecież dobrze znam i to wykonane o wiele mniejszym nakładem pracy. Na szczęście panna jest mało skomplikowana.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...