wtorek, 20 września 2011

Mleko od krowy



Jak wiadomo, mleko bierze się z kartonu. Chociaż nie zawsze tak było.

W czasach mojego dzieciństwa mleko było z woreczka i przed piciem trzeba je było przegotować. Często się przypalało, kipiało i miało kożuch (ohyda...). A czasami od świeżości było już kwaśne i nie do użycia.

Mleko w woreczku da się jeszcze czasami kupić, ale nigdy bym tego nie zrobiła. Powoli jednak mija zachwyt kapitalistycznym wynalazkiem mleka w kartonie i coraz więcej osób pragnie powrotu do natury, czyli mleka od krowy. Byłoby niewybaczalnym marketingowym błędem nie dostarczyć ludziom tego, czego chcą. Podobno w Stanach Zjednoczonych można sobie kupić udziały w krowie, u nas na razie mleko z mlekomatu.

Mlekomat to urządzenie wielkości trzech normalnych automatów do napojów, składa się z części, w której kupuje się butelkę (ale można też przynieść własną) i drugiej, gdzie zamiast pysznej kawki z proszku z mleczkiem w proszku leci świeże, niepasteryzowane mleko. Podobno nadaje się na zsiadłe!

O cudzie mlekomatu dowiedziałam się niedawno z lektury jakiejś gazety i chyba zaledwie tydzień później samo urządzenie, zupełnie niespodziewanie, stanęło na mojej drodze. Oczywiście chciałam zobaczyć, o co właściwie chodzi, z co najmniej trzech powodów: i tak musiałam czekać na autobus, cały kwadrans!, dobrze więc było go czymś wypełnić; mam ostatnio lekki odchył na punkcie „naturalności”, głupio więc byłoby nie skorzystać z okazji spróbowania czegoś tak ewidentnie (przynajmniej według reklamowych zapewnień) prosto z natury; powód trzeci, najważniejszy, jest taki, że nie mogłam sobie odmówić przyjemności zabawy mlekomatem, wrzucania pieniążków, podstawiania butelki i tak dalej.

Mleko z mlekomatu jest tak naturalne, że, zupełnie jak to sprzed lat, należy je przed użyciem przegotować. (Chociaż widziałam na własne oczy, jak jakaś mamusia dawała dziecku do picia takie surowe.) I tu dochodzimy do smutnej konkluzji. Jak często udaje Wam się poczuć smak dzieciństwa? Prawie nigdy, prawda? Ja poczułam. Problem polega na tym, że był to smak, którego nie lubię: smak przegotowanego mleka. Uściślijmy to: ja mleka w ogóle nie lubię. Z płatkami, miodem, kakao, w budyniu to tak, owszem, ale nigdy, przenigdy nie sięgnęłabym po kubek czystego mleka gdyby nie fakt, że musiałam spróbować, jak bardzo jest „od krowy”.

Nie mam dobrego pomysłu, jak to podsumować, bo nie chciałabym Was zniechęcać do mlekomatów. Jeśli tylko wszystko, co się o nich pisze, jest prawdą, to idea jest super. Kto mi kazał pić mleko, skoro go nie lubię, nie można było zrobić owsianki? Pewnie, można, spróbuję jeszcze raz, tym bardziej, że na korzyść działa i cena – właściwie taka sama jak mleka w kartonie znanych marek.

Teraz coś na osłodę. Typowe amerykańskie cookies, dla których mleko jest tak naturalnym dopełnieniem jak czosnek dla szpinaku albo cynamon dla jabłek. Wiadomo, w tego typu wypiekach efekty są zwykle podobne, ale ten przepis jest zdecydowanie bardzo dobry. Ciastka są chrupiące z zewnątrz i ciągnące w środku, ale jeśli nie chcecie, by zlały się w ciasteczkowy placek pamiętajcie o bardzo dużych odstępach.



Ciasteczka z czekoladą, toffi i orzechami laskowymi
źródło: Bliss

Składniki:

2 szklanki odjąć 2 łyżki mąki pszennej
1 2/3 szklanki mąki pszennej chlebowej (dałam tylko zwykłą)
2 jajka
1 szklanka + 2 łyżki cukru
1 1/4 szklanki brązowego cukru
1 1/4 łyżeczki sody oczyszczonej
1 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
1 1/2 łyżeczki soli
2 łyżeczki esencji waniliowej
290 g masła
1 szklanka kawałków karmelków toffi*
1 szklanka posiekanych orzechów laskowych
2 szklanki groszków czekoladowych (lub posiekanej czekolady)


*mój pomysł na ich uzyskanie okazał się przekombinowany. Najlepiej połamcie cukierki typu Werther's Original

Wykonanie:
  1. Masło utrzeć na puch z obydwoma rodzajami cukru, następnie dodać wanilię, a potem po 1 jajku i ucierać jeszcze kilka minut.
  2. Dodać mąkę, sól, proszek i sodę - miksować do połączenia składników, po czym dodać toffi, orzechy i czekoladę (ja na tym etapie wymieszałam łyżką). Przykryć miskę folią i odstawić do lodówki na 24-36 godzin. Ja oczywiście nie dałabym rady tyle czekać, moje ciasto leżakowało najwyżej 2 godziny, ale podobno leżakowanie jest bardzo, bardzo ważne, dla pełni efektu (pewnie) warto poczekać. Lub, jak radzi autorka przepisu, upiec kilka ciastek na smaka, a z resztą poczekać zgodnie z przepisem.
  3. Piekarnik nagrzać do 180 stopni. Na blachę wyłożoną papierem do pieczenia nakładać kulki ciasta (można łyżką do lodów – w każdym razie kulki tej wielkości, co z łyżki do lodów). Nie rozpłaszczać! – same to zrobią pod wpływem ciepła. Zachowywać naprawdę duże odstępy między ciastkami – uwzględniające rozpłaszczenie i rośnięcie.
  4. Ciastka piec 15-20 minut, aż będą brązowe na brzegach, ale ciągle miękkie. Po wyjęciu z piekarnika chwilę poczekać, aż stwardnieją, zdjąć z blachy i jeść jeszcze ciepłe. Ze szklanką mleka!
  5. Zrobiłam z połowy porcji, wyszło 17 ciasteczek.
  6. Surowe ciasto można również mrozić: na czymś płaskim i papierze do pieczenia rozłożyć kulki ciasta i wstawić do zamrażarki na kilka godzin. Później można je włożyć do jednego woreczka. Kiedy przyjdzie nam ochota piec, dodając do standardowego czasu w piekarniku 3-4 minuty.

18 komentarzy:

Aurora pisze...

Nie dalej jak wczoraj zachwycałam się cudem mlekomatu wraz z rodzicami ;)
choć i tak tęsknię za chodzeniem do pani po mleko - i trzeba było uważać, co by nie stłuc słoiczka ;)

Hazel pisze...

Karolciu: uwielbiam Cię! Całkowicie doceniam Twoje poświęcenie spróbowania jak bardzo jest od krowy choć nie lubisz mleka. Ja się na normalnym mleku wychowałam, długo miałam okazje takie pić, nawet po wynalezieniu woreczków foliowych i kurde wolę z kartonu. Bo od krowy jest okropne i już. :) A z kartonu to taka biała tłusta woda po prostu. :) Może być. Z płatkami. A najlepiej kakao.

ewelajna Korniowska pisze...

Karolko, ja mam podobnie, choć mleko dzieciństwa to mleko właśnie od krowy, a nie ze sklepu, ale niekoniecznie za nim przepadałam. Budyń, owsianka, wszsytko tak, ale samo...? Zdażyło mi się jednak kilka razy pociągnąć łyk zimnego mleka prosto z lodówki i smakowało całkiem całkiem:) do ciasteczek też nawet nawet, ale wolę maślankę:) A mlekomaty raczej do mnie nie dotrą - prowincja...
P.S jak Ci idzie tłumaczenie...???

Anonimowy pisze...

Karolina,
po pierwsze, gdzie Ty na miłość boską wyczaiłaś to cudo!!! Muszę to wiedzieć, jak mówił Tadzio do Ani Schirley.
Po drugie, muszę to wiedzieć tylko i wyłącznie po to, żeby to zobaczyć, bo ja mleka NIENAWIDZĘ, choć niewykluczone, że skuszę się, wrzucę pieniążek i nawet wypiję, z tym, że wolałabym ilość: 0,33 l, która od razu, bez gotowania, zostałaby przeze mnie pochłonięta.
Po trzecie, moje niehigieniczne nastawienie wynika z tego, że na wsi, gdzie jeżdżę, mleko od krowy się pije... prosto od krowy.
Po czwarte, ja oczywiście go nie pije, choć mam to za darmo, ale z mlekomatu bym mogła, dla hecy. Żeby przez chwile poczuć, jak o siebie dbam i jaka jestem "prawie jak slow food".
Po piąte, to, co do tej pory napisałam, to zapewne "insight konsumencki", na którym oparto ideę mlekomatów, dlatego proszę napisz, gdzie mogę takowy znaleźć?

;-)
Joasia W.

Ewelina Majdak pisze...

Haha a ja uwielbiam mleko i mogłabym je pić hektolitrami gdybym tylko mogła! Na razie zostaje mi sojowe (warzy się okrutnie w kawie) i od kozy.
Nie ma co ukrywać kozie śmierdzi. Krowiaste świeżutkie jest milion razy lepsze.
Mlekomat??????????
Tu nie widziałam jak żyję!

Sciski *

Monika pisze...

Karolina, uwielbiam to co i jak piszesz, mówiłam to pewnie nie raz i pewnie jeszcze nie raz powtórzę! :) Też nie cierpię ciepłego mleka a już najgorszym paskudztwem jest ciepłe mleko prosto od krowy, takie tłuste, fuj! Nie mogłabym być full-eko, domowego masła też nie znoszę.. Ale już takie mleko od krowy schłodzone w studni (w lodówce zapewne też, ale tam gdzie była krowa nie było lodówki..) to inna bajka :) I zsiadłe!

I ciasteczko też, nawet niekoniecznie do mleka :)

Serdeczności :)))

Jswm pisze...

chociaż zdjęcia i składniki bardzo smakowite, to najbardziej z całego przepisu podoba mi się pomysł z mrożeniem :))
sama bym na to nie wpadła

Anonimowy pisze...

świeże mleko od krowy z mlekomatu - super :) ja wychowałam sie u Babci na wsi i od maleńkości byłam karmiona mlekiem krowim, ciężko było wtedy dostać jakiekolwiek inne mleko dla dzieci, więc było najpierw przegotowane a później jak podrosłam takie prosto od krowy jeszcze ciepłe :) było pycha :) to jest mój smak z dzioeciństwa :) i chyba jak wiekszość dzieci z tamtego okresu alergii u mnie brak, jakichkolwiek alergii :)

alucha pisze...

Też jakiś czas temu czytałam o mlekomatach, które pojawiły się we Wrocławiu i bardzo mi się one spodobały - wizualnie ;) bo mleka nigdy nie lubiłam i nie lubię nadal :/ tylko kakao wchodzi w grę, a że za płatkami nie przepadam to tym bardziej tylko kakao ;) aha, i budyń ;)
A ciasteczka śliczne - wyglądają jak pieguski ;D

Eff pisze...

Znalazłam też ciekawy artykuł o udziałach w krowie :)
http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,96856,8272794,Udzial_w_krowie.html
Mleko z mlekomatu też miałam już przyjemność poznać. Z Twoimi ciasteczkami byłoby wprost idealne.

wielgasia pisze...

A gdzie tem mlekomat?

Gosia Oczko pisze...

Przydałby mi się taki mlekomat. I przyznam się do czegoś - uwielbiam kożuch na świeżo przegotowanym mleku! ;)

Avelina pisze...

Na mojej drodze jeszcze mlekomat nie stanął, ale chętnie bym go wypróbowała.
Fajne ciasteczka.

Unknown pisze...

B. ciekawa dla mnie migawka kulinarna z Polski:-) ja się przestawiłam na mleko sojowe, M pije krowie, ale takie specjalne, kilka razy filtrowane (Cravendale, może jest w Pl) - moja mama twierdziła, że dużo smaczniejsze, niż polskie UHT.

Anonimowy pisze...

mój chłopak uwielbia takie ciasteczka, niedługo ma urodziny, więc zapisuje już przepis !!! :) i zapraszam w moje skromne początkujące progi :)

wielorybnik pisze...

Mlekomat mam pod domem już jakieś pół roku, więc się przyzwyczaiłem, ale z przyjemnością donoszę, że mimo przyzwyczajenia czar wcale nie minął. No ale ja uwielbiam mleko :-) Bardzo dziękuję za ten ciasteczkowy cud - właśnie czegoś takiego szukałem, a wszystko, co udało mi się w temacie znaleźć było niedokładnie zgodne z oczekiwaniami. Natomiast Twoje ciasteczka są idealne :-)
Pozdrawiam !

Gosia pisze...

zanim bylo mleko w woreczkach, to bylo w butelkach przynoszone pod drzwi domu, amoze to bylo rownoczescie??....tego nie pamietam, pamietam i jedno i drugie....na widok kozucha mam do dzis gesia skorke.....
Mlekomaty???slyszalam o nich pare miesiecy tem,ze taki jest w Pl "wynalazek",osobiscie nie probowalam i nadal kupuje w kartonach :)
Ciasteczka biore w ciemno-pysznie wygladaja :)

karoLina pisze...

Auroro, ja nigdy nie miałam pani od mleka. Ale mlekomaty są naprawdę fajne.

Hazel, :))) Ja też wolę z kartonu! Jest bez smaku, bez tłuszczu i bez tego aromatu przypalenizny! A podobno i tak zdrowe.

Ewelajno, maślankę chyba z raz w życiu piłam, ale była pyszna. Lepsza niż mleko od krowy ;) Tłumaczenie... kto wie, teraz mam więcej czasu.

Joasiu, jak to sobie rozmawiałyśmy, na razie mlekomatu w Krakowie nie ma. Ale może chociaż uda mi się Ci kiedyś małą buteleczkę dostarczyć. Możesz i wypić nieprzegotowane, na własne ryzyko.

Pola, podobno i w Warszawie jest! Pełna lista tutaj: http://palcelizac.gazeta.pl/palcelizac/1,110783,10233530,Krowa_w_wielkim_miescie.html

Monia, jedyny kontakt z mlekiem od krowy wspominam jak najgorzej! Ale masło to bym sobie zrobiła. I zsiadłe spróbuję, na koktajl, kiedyś moja mama tylko ze zsiadłego robiła (a teraz często daje śmietanę, co jest pyszne i niezdrowe).

Jswm, mnie się to mrożenie też bardzo podoba. Prawdziwie szybko sposób na coś pysznego i słodkiego, nie trzeba biegać po nieprzewidywalnej jakości ciach do sklepu.

JOASIU, tak, jak napisałam mleko prosto od krowy to nie dla mnie. Ale alergii też żadnych nie mam!

alucho, do budyniu też się nada :) A kupowanie w mlekomacie jest zabawne po prostu.

Evitoo, dzięki za linka :) A ciasteczka zdecydowanie do powtórki.

Wielgasiu, powyżej podałam linka do strony z listą mlekomatów - nie wiem, czy pełną, ale w każdym razie tam były widziane.

Oczko, no to w drogę, w Warszawie są aż dwa!

Avelino, te mlekomaty są naprawdę fajne, bo nawet jeśli nie lubię mleka, to takie niepasteryzowane czasem się przydaje, czy na to zsiadłe, czy, bardziej perspektywicznie, na ser do wielkanocnej paschy.

Anno Mario, ja jakoś nie mogę się przekonać do produktów sojowych, chociaż prawie w ogóle ich nie jadłam (z wyjątkiem prób z "mięsem" sojowym i jednym wstrętnym budyniem). Jakoś nie rozumiem po co tę soje przerabiać na każde możliwe danie/półprodukt. Chociaż mleko raz piłam i fakt, że w smaku jest ok.

Bugajcooking, dziękuję za zaproszenie i udanych ciasteczek (wszystkiego najlepszego dla chłopaka)!

Wielorybniku, są idealne, są! Fajnie, że ktoś może potwierdzić, że mlekomat jest super.

Goisu, butelki chyba jeszcze wcześniej były, ja już tego nie pamiętam... zresztą. butelki to nawet tak, wiem jak wyglądały, ale mleka z nich już nie. Chyba dłużej śmietanę w nich sprzedawali?

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...