Dzieci, już na jednym z pierwszych etapów edukacji domowej, poznają trzy magiczne słowa: proszę, przepraszam, dziękuję.
I nie znajduje się wśród nich smacznego! Jednak wszystkie (duże, dorosłe, powiedziałabym nawet) dzieci zdają się je znać i używać z częstotliwością większą nawet niż wyrazy wchodzące do zestawu w wersji podstawowej. W moim ostatnim mieszkaniu terror mówienia „smacznego” panował do tego stopnia, że jedna ze współlokatorek, kursując o poranku między łazienką a swoją sypialnią, całkiem jeszcze półprzytomna, tylko spoglądając do kuchni, w której jadłam śniadanie, potrafiła zakrzyknąć to straszne słowo. A mnie, pomiędzy właśnie wkładanym do buzi kęsem, a „dziękuję”, wszystko rosło w ustach.
Każda trauma ma swój początek i przyczynę. Z niektórych z nich można sobie nie zdawać sprawy (i wtedy przydaje się pomoc psychoanalityka), ale inne są dla nas zupełnie jasne. Problem „smacznego” ma imię mojego kolegi B. (to nic nie szkodzi, jeśli to czyta, bo i tak o tym świetnie wie) i trwa od czasów liceum.
Nie pamiętam, od czego dokładnie się zaczęło. Pewnie ktoś komuś życzył smacznego podczas drugośniadaniowej kanapki i B. zakwestionował sens wymiany takich uprzejmości. Na dodatek, potem jeszcze sprawdził, co na ten temat mówią zasady savoir vivre'u.
No i mówią, że zbyt eleganckie słówko to to nie jest. Używanie go stanowi, hmm..., nie wiem do końca, jak to wyrazić, przejaw prostoty obyczajów, a my przecież chcemy być wyrafinowani i światowi. Ostatecznie, w domowych warunkach jest do przyjęcia, ale i tu obowiązują pewne zasady, tylko nie wiem teraz, która jest prawidłowa: nie należy mówić smacznego komuś, kto je posiłek przygotowany przez siebie? (ku temu się raczej skłaniam) Albo: nie należy życzyć smacznego osobom, które jedzą posiłek przygotowany przez nas? Jednak najlepiej nie mówić w ogóle.
Być może zupełnie nie wiecie, dlaczego o tym piszę i sądzicie, że przesadzam. Ale ten zestaw głosek układający się w „smacznego” wywołuje we mnie dreszcze i nic na to nie poradzę. Chociaż, jeszcze gorzej jest wtedy, kiedy tym wszystkim uprzejmym osobom muszę ich grzeczność odwzajemnić.
Koniec na tym, może przemawia przeze mnie tylko mizantropia (co z kolei kwalifikuje się chyba na kozetkę psychoanalityka), a żeby udowodnić Wam, że nie jest tak źle, proponuję pyszną i zdrową zupę z dyni. Prosty sposób na to, żeby okazać komuś sympatię, nie wysilając się zanadto (przynajmniej od tego momentu, jak rozkroicie już dynię).
I nie znajduje się wśród nich smacznego! Jednak wszystkie (duże, dorosłe, powiedziałabym nawet) dzieci zdają się je znać i używać z częstotliwością większą nawet niż wyrazy wchodzące do zestawu w wersji podstawowej. W moim ostatnim mieszkaniu terror mówienia „smacznego” panował do tego stopnia, że jedna ze współlokatorek, kursując o poranku między łazienką a swoją sypialnią, całkiem jeszcze półprzytomna, tylko spoglądając do kuchni, w której jadłam śniadanie, potrafiła zakrzyknąć to straszne słowo. A mnie, pomiędzy właśnie wkładanym do buzi kęsem, a „dziękuję”, wszystko rosło w ustach.
Każda trauma ma swój początek i przyczynę. Z niektórych z nich można sobie nie zdawać sprawy (i wtedy przydaje się pomoc psychoanalityka), ale inne są dla nas zupełnie jasne. Problem „smacznego” ma imię mojego kolegi B. (to nic nie szkodzi, jeśli to czyta, bo i tak o tym świetnie wie) i trwa od czasów liceum.
Nie pamiętam, od czego dokładnie się zaczęło. Pewnie ktoś komuś życzył smacznego podczas drugośniadaniowej kanapki i B. zakwestionował sens wymiany takich uprzejmości. Na dodatek, potem jeszcze sprawdził, co na ten temat mówią zasady savoir vivre'u.
No i mówią, że zbyt eleganckie słówko to to nie jest. Używanie go stanowi, hmm..., nie wiem do końca, jak to wyrazić, przejaw prostoty obyczajów, a my przecież chcemy być wyrafinowani i światowi. Ostatecznie, w domowych warunkach jest do przyjęcia, ale i tu obowiązują pewne zasady, tylko nie wiem teraz, która jest prawidłowa: nie należy mówić smacznego komuś, kto je posiłek przygotowany przez siebie? (ku temu się raczej skłaniam) Albo: nie należy życzyć smacznego osobom, które jedzą posiłek przygotowany przez nas? Jednak najlepiej nie mówić w ogóle.
Być może zupełnie nie wiecie, dlaczego o tym piszę i sądzicie, że przesadzam. Ale ten zestaw głosek układający się w „smacznego” wywołuje we mnie dreszcze i nic na to nie poradzę. Chociaż, jeszcze gorzej jest wtedy, kiedy tym wszystkim uprzejmym osobom muszę ich grzeczność odwzajemnić.
Koniec na tym, może przemawia przeze mnie tylko mizantropia (co z kolei kwalifikuje się chyba na kozetkę psychoanalityka), a żeby udowodnić Wam, że nie jest tak źle, proponuję pyszną i zdrową zupę z dyni. Prosty sposób na to, żeby okazać komuś sympatię, nie wysilając się zanadto (przynajmniej od tego momentu, jak rozkroicie już dynię).
PS Czy ktoś wybiera się na Blog Forum do Gdańska?
Zupa z dyni z pikantnymi pestkami
5-6 porcji
zupa:
700 g dyni, obranej i pokrojonej
1 cebula
25 g masła
sól, pieprz, gałka muszkatołowa
pestki:
50 g pestek dyni
1 łyżeczka mielonej kolendry
1 łyżeczka mielonego kuminu
0,5 łyżeczki chili (lub więcej, jeśli lubicie ostre)
0,5 łyżki oliwy
sól
dodatkowo:
kubeczek jogurtu naturalnego
40 g sera z niebieską pleśnią
Wykonanie:
- Cebulę obieramy i siekamy (ale bez przesady, potem i tak się zmiksuje). Masło rozpuszczamy w sporym garnku, wrzucamy cebulę i szklimy. Dodajemy dynię, chwilę podsmażamy, mieszając. Dolewamy tyle gorącej wody, by kawałki dyni swobodnie sobie pływały. Solimy i gotujemy ok. 10-15 minut, aż dynia będzie miękka. Miksujemy. Doprawiamy solą, pieprzem i gałką, jeśli trzeba, dolewamy trochę wody - wtedy zupę dobrze jeszcze raz zagotować.
- Kiedy dynia się się gotuje, mieszamy jogurt z serem i przygotowujemy pestki dyni. Na patelni prażymy przez chwilę przyprawy, po czym dodajemy pestki oraz oliwę i mieszamy, aż pestki dobrze się pokryją przyprawami i lekko zarumienią. Na końcu solimy, mieszamy i koniecznie zdejmujemy z patelni (bo inaczej dalej będą się na niej prażyć, nawet po wyłączeniu gazu).
- Do miseczek nalewamy zupę, dodajemy hojnie jogurtu i posypujemy pestkami. Smacznego?
19 komentarzy:
Świetny post! Cieszę się, że nie tylko ja poznałam "terror" Smacznego! - wymawianie z naciskiem, a następnie spojrzenie sprawdzające, czy aby nie zaczęłam jeść nie czekając na to sakramentalne słowo, i na koniec niemy wyrzut, że sama się nie rzuciłam z inicjatywą i nie powiedziałam pierwsza;-) Brr! W UK czasem mówi się z francuska Bon Appetit! ale rzadko. Nie wiem, jak to sie stało, że życzenie Smacznego! stało się takim wymogiem, i ludzie, którzy tego nie robią, choć jak najbardziej zgodnie z zasadami savoir - vivre'u, zaczęli uchodzić za gburów? The mind boggles:-D
Karolino,jasne,że ,smacznego' jest okropnym słowem,kiedy go używamy.
Nie znoszę nadmiernej grzeczności,bo kojarzy mi się ze sztucznością.
Nie używam więc.
Zupa z dyni wspaniała.Ja jestem ,zupowa',więc zjadłabym z rokosz miseczkę Twojej dyniówki.
Bedę w Gdańsku.
Do zobaczenia!
Z tym smacznego to najgorszy (dla mnie) jest dramat w pracy! Jem śniadanie (niestety przy biurku) i wchodzi ktoś kto jest zainteresowany rozmową właśnie teraz właśnie ze mną i pada: "Smacznego! :D:D:D A pani Alu, bo ja chciałam / chciałem...". A ja z pełną gębą miło się uśmiecham...
Miłego dnia Karolina :) (bez smacznego ;) )
Pyszna propozycja!
Smacznego, różnie z tym w życiu bywa.
Jak ja nie lubie kiedy mowi mi ktos "smacznego" brr... I to jeszcze jakims takim dziwnym, trudnym do opisania tonem... Moze jestem (podobnie jak Ty) przewrazliwiona na tym punkcie ale nie lubie i juz :) Chociaz prawde mowiac odkad tutaj mieszkam jakos mniej mi to przeszkadza. I grzecznosciowe "Guten Appetit!" przed posilkiem nie razi jakos tak mocno.
Zupka pyszna. I te pikantne pesteczki...fajny akcent :) Ja jeszcze nic z dyni nie robilam i kiedy patrze na te wszystkie blogowo-dyniowe pysznosci to od razu mam ochote skoczyc na targ po dynie :)
Uciski.
Karolino! Wspaniały post - jak zawsze czytam z wielkim zainteresowaniem!
A na forum jadę - wyruszam z Twojego miasta - może się umówimy na wspólną podróż?! Daj znać!!!
Pozdrowienia!
Karolinko, jak ktoś mówi smacznego, to odpowiadam uhm... i nie wdaję się więcej, ale sama czasem używam, nie wiedzieć czemu, na końcu przepisów, ale to napisane, a nie wypowiedziane - może mogłabyś usprawiedliwić...????;)
Zupę z dyni muszę zrobić, bo dyńki już czekają:)
A na ostanie pytanie odpowiem - yyy... nie będzie mnie, choć Ciebie chętnie bym spotkała:)
P.S. Dobrze, że będziesz mieć więcej czasu:)
Myślałam, że tylko ja czytałam ten poradnik savoir vivre i uważam to za łagodnie mówiąc mało eleganckie! Niestety po kilku już dobrych latach jadania wspólnych śniadanek i obiadków w towarzystwie kolegów z pracy jestem kompletnie sformatowana i przyswoiłam sobie ten paskudny zwyczaj mówienia "smacznego" z obawy, że wyjdę na gbura nie mówiąc tego! Boże... nie jestem sama!!!
No coz... Oznacza to, ze jestem malo elegancka i malo wyrafinowana, 'smacznego' bowiem czesto zycze dopisujac owo slowko na koncu blogowych przepisow. Ale jak wiadomo - nobody's perfect ;) Poza tym wychowalam sie w chyba takim wlasnie malo wyrafinowanym otoczeniu i do zyczenia mi 'smacznego' sie niestety przyzwyczailam. Powiem wiecej - gdy dopisuje je np. na koncu blogowych notek, to ma ono dla mnie sens bardziej 'mam nadzieje, ze bedzie smakowac i tego wlasnie Wam zycze' ;)
Poza tym pracujac z ludzmi z przeroznych horyzontow (uczylam rowniez analfabetow np.) nauczylam sie nabierac dystansu do roznych powiedzen czy zachowan i 'bon appétit' rowniez mi nie przeszkadza (choc ma zdecydowanie bardziej negatywny wydzwiek od polskiego 'smacznego', kwalifikuje sie bowiem bardziej pod 'bonne digestion' ;))
Tak czy inaczej - zupa oczywiscie jak najbardziej dla mnie, ale to przeciez wiadomo ;)
Pozdrawiam
Zaskoczylo mnie to 'smacznego', sama nei wiem dlaczego, bo niby znam to slowo, bo czasem uzywam, ale nikt mnei tym slowem nei torturowal (nastalo to troche w doroslym zyciu dopiero, perfidnie czasem to bojkotuje, nei lubei zaczynania jedzenia na dzwonek, ale tez nei lubei gdy zaczyna jesc ktos nei baczac na innych;). Czasem z jedzienia na "juz" sobie zartuje mowiac "bon" :DD Zadziorne te Twoje teksty Karolina ;)))
Jako przyczyna, rzekłbym nawet, że pierwsza, poruszyciel i ujemna nieskończoność, która nazwała i opisała problem smacznej traumy (mam nadzieję, że niejedyny to taki przypadek - bycie pierwszą przyczyną i ujemną nieskończonością nazywającą, a jeszcze lepiej, stwarzającą traumy, optymalnie - traumy smaczne, to moje hobby), śpieszę donieść, że pamiętam to wydarzenie odrobinę, ale tylko odrobinę, inaczej. Powiedzmy jednak, że skoro przeszłości już nie ma, przyszłości nie ma jeszcze, a teraźniejszość, będąc na styku tego czego nie ma już i tego czego nie ma jeszcze, stwarzana jest przez nas razem z wyobrażeniami tego co było i tego co będzie - przyjmuję twoją wersję wydarzeń. Powiedziałem co miałem do powiedzenia i teraz, po tylu latach, przyszło mi spożywać zasiane niegdyś ziarno. Smacznego:).
Ja tam chyba jednak mało obyta jestem bo mnie to "Smacznego" ani ziębi ani grzeje. Czasem mówię "Smacznego", czasem "Proszę" (w sensie "Proszę, jedz/jedzcie"), czasem "Jemy", jakoś tak postawienie komuś talerza przed nosem bez słowa kojarzy mi się ze skrajnym obrażeniem się na siebie nawzajem, a że obrażania się raczej nie praktykuję to zawsze coś mówię jak podaję jedzenie :)
Natomiast nie znoszę jak ktoś podaje jedzenie i się kryguje, że "ojoj, te kotleciki to mi dziś za bardzo się nie udały".. To czemu mnie karmisz niedobrymi kotlecikami - miałabym chęć wtedy spytać :D
No :) Ale za pomysł na pikantne pestki obiecuję zapamiętać że nie cierpisz "Smacznego" i nie będę Cię tym męczyć :)))
Serdeczności Karolu :)
A ja nie mówię, bo nie lubię mówić tego co wszyscy :)
Ale jak mi Dawid nie powie dziękuję za obiad (i niech jeszcze nie pozmywa!) to się pienię :)
Tak jakoś wypada po mojemu podziękować mi za trud pracy w kuchni :)
Karolina jak ja uwielbiam Cię! Gdzie tam :) Kocham :)
Rozumiem, że zobaczymy się w Gdańsku> :D
melduję, że pierwszy raz ugotowałam to, co do tej pory jadłam oczami :)
zupa z dyni doskonała
ale patent z pestkami mnie zmiótł
od teraz w ramach aromaterapii będę sobie serwować prażoną kolendrę.. achhhh
W stu procentach zgadzam się ze zdaniem Anny Marii, że "ludzie, którzy tego nie robią, choć jak najbardziej zgodnie z zasadami savoir - vivre'u, zaczęli uchodzić za gburów"... Problem "smacznego", które odbiera apetyt, dotyka mnie w pracy. Wrrr....
Całuję pourlopowo - Joasia
P.S. w Chorwacji smakowały mi nawet krewetki! ;-)
Anno Mario, po raz kolejny widać przewagę GB nad Polską ;) Ja wiem, że ktoś chce być tylko miły, ale przesada nigdy nie jest wskazana.
Do zobaczenia, Amber :) Ja uwielbiam wszystkie zupki przecierane, jestem gotowa zjeść w tej postaci nawet te warzywa, których normalnie nie lubię (kalafior...)
Alucho, u mnie w pracy na szczęście nie było takiego zwyczaju, przynajmniej tam! Ale czeka mnie zmiana pracy więc i to może się zmienić...
Kamilo, dzięki, póki dynia na straganach, trzeba korzystać.
Majko, tak, tak, specjalny ton jest najgorszy ;) Dla mnie najbardziej niekomfortowe w opisywanej sytuacji było to, że myśmy z sobą poza "cześć" (co zrozumiałem) i "smacznego" (dlaczego???) w ogóle nie rozmawiały!
Anno-Mario, do zobaczenia w piątek :) Bez smacznego, ale za to z czymś pysznym (i tak jest o wiele lepiej).
Ewelajno, skoro nie będzie Cię w Gdańsku, to chyba następną wycieczkę zaplanuję do Poznania ;) Tylko to jest tak strasznie daleko! (wiem, byłam rok temu).
A usprawiedliwić się chyba mogę, u mnie w szkole można to było zrobić jak się skończyło 18 lat, ale ja pisałam chyba tylko "proszę o usprawiedliwienie nieobecności..." powody niech sobie każdy sam wymyśli ;)
Hazel, to i tak masz lepiej niż ja, bo nadal trudno mi wypowiedzieć smacznego. A do tego, kiedy jestem w towarzystwie osób, które nigdy nie zapomną tego powiedzieć, to dopóki nie spełnią swojego obowiązku czuję się nerwowo i jakby mniej mi smakuje.
Beo, pewnie, pisane na końcu przepisów "smacznego" ma taki sens jak piszesz i tu akurat mi nie przeszkadza. Jednak po prostu nie rozumiem sensu mówienia "smacznego" kiedy jem kanapkę z serem! Nie mogę się także przemóc i życzyć smacznego, komuś, kto swoją kromkę wysmarował margaryną i keczupem! Wszystko z umiarem - kiedy ktoś mi życzy smacznego, gdy mam do czynienia z czymś pysznym, wtedy jest to usprawiedliwione ;)
buruuberii, czasem się zastanawiam, czy warto wsadzać kij w mrowisko, ale zwykle po fakcie, kiedy i tak jest za późno. Na szczęście u mnie w domu nie mówi się "smacznego", ale poza tym - tak, jak napisałam powyżej, jeśli to ma jakieś uzasadnienie, ok, ale we wszystkich innych sytuacjach, smacznego to nie dzień dobry, nie trzeba tego mówić!
BS, nie upierałabym się, że pamiętam wszystko bardzo dokładnie, ale najważniejszy jest tu traumatyczny efekt...
Moniko, tak jak napisałam powyżej, jeśli tylko będziemy jeść coś prawdziwie smacznego, to te najlepsze życzenia jakoś przeżyję ;) Też nie lubię tego krygowania się, chociaż przyznaję, że akurat ten grzech mam na sumieniu.
Pola, dziękuję poparte myciem naczyń to coś zupełnie innego :) Do zobaczenia oczywiście!!!
Piano, to ja się strasznie cieszę! Nie sądziłam, że kiedyś naprawdę coś ugotujesz. I nie jest tak źle, prawda?
Joasiu, o upadku obyczajów to ja miałabym jeszcze parę innych anegdot (niektóre zresztą już pewnie słyszałaś).
Świeża krewetka nie jest zła, ale największe moje obrzydzenie budzą jednak ostrygi.
Karolino, na widok kanapki z margaryna i keczupem tez bym pewnie 'smacznego' nie zyczyla :D
Karolina, nie wiedziałam, że Ty to Ty zanim nie poznałyśmy się tydzień temu w Gdańsku! Ha, patrzę na Twojego bloga od jakiegoś czasu ;) pozdrawiam ciepło! :)
Magdo, chyba o to właśnie chodzi w tych spotkaniach :) Ja (wcale nie przesadzam, to prawda) byłam pod dużym wrażeniem Twojego wystąpienia na Hyde Parku. Ostatnio fascynuje mnie tematyka prezentacji jako takich i Twoje podejście było bardzo inspirujące. A w części merytorycznej zgodne z moim stosunkiem do kulinariów ;)
Prześlij komentarz