Kiedy zdarza mi się tłumaczyć obcokrajowcowi, co to są pierogi, zazwyczaj wdaję się w dość zawiłe i pokrętne wyjaśnienia. Odkąd, nie tylko politycznie, ale także kulinarnie, otwarliśmy się na świat, ratunek, który zwykle przychodzi mi do głowy, to odpowiedź „coś w rodzaju ravioli”. A przecież, chociaż akurat ruskie (sic!), z kaszą gryczaną czy z kapustą i grzybami, są charakterystyczne dla naszej kultury, to rodzina pierogowatych na nich i na ravioli się nie kończy. Są przecież pielmieni, empanadas, kołduny, pierożki chińskie, żydowskie kreplach oraz właśnie samosy, smażone w głębokim tłuszczu pierożki indyjskie.
Samodzielnie przygotowane samosy należą do moich ulubionych dań. Po raz pierwszy robię je jednak z klasycznym nadzieniem, a przynajmniej tym, najczęściej jako farsz, obok mięsa, podawanym, czyli z ziemniakami i groszkiem. Jeżeli potrzebowalibyście inspiracji przy dalszych próbach, to dotychczas w czołówce wypełnień znalazły się: pół na pół kukurydza i cebula (może brzmi dziwnie, ale uwierzcie mi, to jest pyszne), boczek + ser + śmietana, pomidorki + mozzarella + bazylia + oliwki + gęsty sos pomidorowy. Tego typu danie aż zachęca do eksperymentów i na pewno będę jeszcze szukać nowych smaków.
Przy tych temperaturach, stanie nad garnkiem z gorącym olejem nie wydało mi się specjalnie pociągające, więc pierożki upiekłam. Próba była dość udana i na pewno, w chwilach lenistwa, będę do wersji piekarnikowej wracać, chociaż wolę samosy z oleju, bo te pieczone w piekarniku są mniej soczyste i chrupiące. Przygotowanie tego dania może nie zajmuje pięciu minut, ale też nie jest jakieś szczególnie czasochłonne, zwłaszcza, kiedy dojdziecie do wprawy w klejeniu i użyjecie do smażenia dużego garnka. Polecam, mam nadzieję, że samosy staną się także jednym z Waszych ulubionych dań.
Samodzielnie przygotowane samosy należą do moich ulubionych dań. Po raz pierwszy robię je jednak z klasycznym nadzieniem, a przynajmniej tym, najczęściej jako farsz, obok mięsa, podawanym, czyli z ziemniakami i groszkiem. Jeżeli potrzebowalibyście inspiracji przy dalszych próbach, to dotychczas w czołówce wypełnień znalazły się: pół na pół kukurydza i cebula (może brzmi dziwnie, ale uwierzcie mi, to jest pyszne), boczek + ser + śmietana, pomidorki + mozzarella + bazylia + oliwki + gęsty sos pomidorowy. Tego typu danie aż zachęca do eksperymentów i na pewno będę jeszcze szukać nowych smaków.
Przy tych temperaturach, stanie nad garnkiem z gorącym olejem nie wydało mi się specjalnie pociągające, więc pierożki upiekłam. Próba była dość udana i na pewno, w chwilach lenistwa, będę do wersji piekarnikowej wracać, chociaż wolę samosy z oleju, bo te pieczone w piekarniku są mniej soczyste i chrupiące. Przygotowanie tego dania może nie zajmuje pięciu minut, ale też nie jest jakieś szczególnie czasochłonne, zwłaszcza, kiedy dojdziecie do wprawy w klejeniu i użyjecie do smażenia dużego garnka. Polecam, mam nadzieję, że samosy staną się także jednym z Waszych ulubionych dań.
Samosy z ziemniakami i groszkiem
przepis na 16-20 sztuk
Ciasto:
300 g mąki
4 łyżki oleju/ghee
200 ml wody
łyżeczka soli
Nadzienie:
4 średnie ziemniaki
1/2 szklanki groszku (może być mrożony, ale błagam, nie z puszki)
1/2 średniej cebuli
2 cm kawałek imbiru, startego
przyprawy: kumin, kolendra, słodka i ostra papryka, kurkuma (lub gotowa mieszanka garam masala + kurkuma, bo musi być żółto!)
Wykonanie:
- Przygotować nadzienie: ziemniaki obrać, ugotować na półtwardo (ok. 15 min). Pokroić w kostkę.
- Na patelni rozgrzać olej lub ghee, na jeszcze zimny tłuszcz wrzucić przyprawy i imbir, chwilę posmażyć. Dodać cebulę, kiedy trochę się zeszkli, ziemniaki i groszek. Smażyć, aż groszek zmięknie. Dosolić. Nie podaję ilości przypraw, bo zawsze sypię „na oko”, ale moim zdaniem wszystkiego ok. 1/2 łyżeczki, tylko ostrej papryki mniej, chyba że lubicie.
- Składniki ciasta zagnieść. Ciasto ma być dość miękkie, ale nieklejące. Podzielić je na 8-10 kulek. Każdą kulkę rozwałkować na koło o średnicy ok. 12 cm, podzielić na pół. Nałożyć farsz i złożyć zgodnie z instrukcją obrazkową.
- Gotowe samosy smażyć w głębokim oleju na złoty kolor. Można też upiec w piekarniku ok. 20 min. w 180 stopniach C. Żeby pierożki za bardzo się nie zeschły, z obu stron posmarowałam je olejem. Jeżeli macie tak samo kiepski piekarnik jak ja i po większej części pieczenia okaże się, że tylko dolna część pierożka jest przyrumieniona, to po prostu je obróćcie.
- Samosy podawać z raitą, chutneyem lub po prostu jogurtem wymieszanym z czosnkiem i przyprawami, które lubicie.
12 komentarzy:
wow, uwielbiam samosy, Twój blog trafia zdecydowanie w moje ulubione smaki, i ten zielony groszek, ach!
wierze ze przepis wyproboję bo uwielbiam pierogi wszelkiej... 'maści' :P
kusi mnie pomidorkowo-bazyliowo-serowa wersja:)
mniami!
ach o pczywiscie przepis juz zapisany:))
moje tez są ulubione samosy
twoje bardzo apetyczne ,oj bardzo
Po wypróbowaniu Twojej alu kofty nabrałam ochoty na samosy, które kiedyś dawno temu robiłam, i proszę jak na zamówienie, już są u Ciebie :)
A pamiętasz, Karolinko, jak razem lepiłyśmy te pierożki na małym chwiejącym się niebieskim stoliku w Twoim pokoju w akademiku w Montpellier? Potem powtórzyłam je w Paryżu, też w akademiku, na cześć belgijskiej koleżanki mojej siostry. Karen była zachwycona, Dorocia też.
Wegetarinko, fajnie, że mamy podobne gusta, a zielony gorszek pewnie wkrótce znowu będzie, bo w zamrażalniku czeka prawie cała paczka.
Viridianko, daj znać jak wyszło :) A tak naprawdę, moim zdaniem każda wersja będzie pyszna.
Margot, cieszę się, żę Ci się podobają :)
Aklat, mówisz-masz, a tak sobie uświadomiłam, że znam całkiem sporo indyjskich przepisów i wszystkie bardzo lubię (z wyjątkiem deserów, które, jak dla mnie, polegają głównie na dużej ilości cukru), więc pewnie niedługo znowu coś będzie.
Joasiu, podejrzewam, że zapamiętam na zawsze, z przeinaczeniami właściwymi dla pamiętania najpiękniejszych okresów w życiu ;) Czasami dużo bym dała, żeby chociaż przez kilka dni mieć znowu te dwa idiotyczne palniki elektryczne, zamiast wszystkich moich kuchennych super sprzętów.
Nie jadlam i nie robilam jeszcze nigdy samosow. Wygladaja pysznie wiec w wolnej chwili na pewno sie skusze :)
Jakie apetyczne! Dobrze, że zajrzałam bo znowu by mi uciekł ciekawy przepis :)
Bardzo fajny pomysł! Jako, że jestem z tych 'pierogowych' na pewno go wykorzystam!
Aj musza byc pyszne, dodaje do ulubionych, faktycznie, super przepis do eksperymentów.
Majko, spróbuj koniecznie, bo nie tylko pysznie wyglądają (chociaż podobno siebie chwalić nie należy).
Szarlotku, mnie jest tym bardziej miło, że zajrzałaś.
Agato, mam nadzieję, że się skusisz :)
Kredko, dzięki za uznanie i zachęcam do eksperymentów.
Cudowne, że upowszechniasz samosy w nadwiślańskim kraju, bo na to niewątpliwie zasługują. Po raz pierwszy jadłem je wieki temu w Anglii, gdzie (dzięki postkolonialnej spuściźnie i liczebnej hinduskiej mniejszości) stały się bardzo popularną przekąską i weszły do jadłospisu Wyspiarzy.
Ja osobiście również wolę je w wersji deep-fried, a do nadzienia dodaję cebulę i... tak, tak, marchewkę, a przyprawiam mieszanką przypraw lekko przyprażonych na ghee. Yummy!
Prześlij komentarz