Nie wszystkie książki kucharskie wywołują u mnie szybsze bicie serca. Mogę chyba nawet powiedzieć, że bardzo wiele z tych, które są u nas dostępne, w ogóle nie budzi mojego zainteresowania, bo lubię, kiedy świetnym przepisom towarzyszy oszałamiająca szata graficzna. I na odwrót. Na tę książkę, o której dzisiaj piszę, z pewnością tak po prostu nie zwróciłabym uwagi, a jednak uważam ją za biblię gotowania, niezbędną w każdej kuchni. Niepozorna, wydana, owszem, solidnie, ale niezbyt ładnie, ze zdjęciami potraw ze stylizacją rodem z restauracji „U smakosza” czy jakiejś w tym rodzaju – Kuchnia polska.
Ta moja to prawdziwy rarytas. Nie jakaś tam kupiona w Empiku, tylko zdobyczna, z 1962 roku, wydanie VII, poprawione i rozszerzone. Muszę powiedzieć, że babcia, która z niej została ograbiona, chociaż wiem, że nigdy już z niej nic nie ugotuje, nie była perspektywą rozstania się z nią tak zachwycona, jak się spodziewałam Ale ją mam. I pewnie jeszcze nie raz o niej usłyszycie, nie tylko przy okazji przepisów z niej zaczerpniętych, ale często również z powodu zawartych tam porad i ciekawostek, które kiedyś na pewno były bardzo przydatne, ale teraz są zabawne i rozczulające.
Kuchnia polska ma w dzisiejszym wpisie jeszcze swoją rolę do odegrania, ale przepis pochodzi z zupełnie innej książki. Będą to bliny z bakłażanem, kolejna propozycja do kuchni rosyjskiej, znowu w trochę udziwnionym wydaniu. Klasyczne bliny chętnie zrobię i może jeszcze nawet je sfotografuję i opiszę, jednak pomyślałam, że przepis na nie każdy bez trudu może znaleźć sam. Tego dzisiejszego przepisu trochę się bałam, bo tyle składników, do tego dalekich od oczywistości i trudno nie mieć wątpliwości, czy konieczne jest użycie jogurtu, śmietanki i mleka równocześnie? Nadal nie wiem, czy jest to absolutnie niezbędne, ale placuszki wyszły pyszne, puszyste i leciutkie, więc w każdym razie warto spróbować. Jednak jeżeli w lodówce macie tylko mleko, to na pewno też się udadzą, może nie będą aż tak dobre, ale ciągle warte rozważenia.
A teraz, taki mały smaczek, na dowód, ile Kuchnia polska pozakulinarnych wrażeń może jeszcze dostarczyć. Ile warzyw jesteście w stanie rozpoznać?
Ta moja to prawdziwy rarytas. Nie jakaś tam kupiona w Empiku, tylko zdobyczna, z 1962 roku, wydanie VII, poprawione i rozszerzone. Muszę powiedzieć, że babcia, która z niej została ograbiona, chociaż wiem, że nigdy już z niej nic nie ugotuje, nie była perspektywą rozstania się z nią tak zachwycona, jak się spodziewałam Ale ją mam. I pewnie jeszcze nie raz o niej usłyszycie, nie tylko przy okazji przepisów z niej zaczerpniętych, ale często również z powodu zawartych tam porad i ciekawostek, które kiedyś na pewno były bardzo przydatne, ale teraz są zabawne i rozczulające.
Kuchnia polska ma w dzisiejszym wpisie jeszcze swoją rolę do odegrania, ale przepis pochodzi z zupełnie innej książki. Będą to bliny z bakłażanem, kolejna propozycja do kuchni rosyjskiej, znowu w trochę udziwnionym wydaniu. Klasyczne bliny chętnie zrobię i może jeszcze nawet je sfotografuję i opiszę, jednak pomyślałam, że przepis na nie każdy bez trudu może znaleźć sam. Tego dzisiejszego przepisu trochę się bałam, bo tyle składników, do tego dalekich od oczywistości i trudno nie mieć wątpliwości, czy konieczne jest użycie jogurtu, śmietanki i mleka równocześnie? Nadal nie wiem, czy jest to absolutnie niezbędne, ale placuszki wyszły pyszne, puszyste i leciutkie, więc w każdym razie warto spróbować. Jednak jeżeli w lodówce macie tylko mleko, to na pewno też się udadzą, może nie będą aż tak dobre, ale ciągle warte rozważenia.
A teraz, taki mały smaczek, na dowód, ile Kuchnia polska pozakulinarnych wrażeń może jeszcze dostarczyć. Ile warzyw jesteście w stanie rozpoznać?
Warzywa rzadziej spotykane: 1 – rzeżucha, 2 – seler, 3 – por, 4 – jarmuż, 5 – brokuł (!), 6 – szparag, 7 – papryka (pieprz turecki), 8 – endywia, 9 – roszponka, 10 – szpinak, 11 – szczaw, 12 – bulwa, 13 – salcefia, 14 – kabaczek, 15 – bakłażan
Bliny z bakłażanem
przepis z Les Crêpes de Sophie
Składniki:
(4 osoby)
100 g mąki pszennej
70 g mąki gryczanej
100 ml ciepłego mleka
mały jogurt naturalny
50 ml tłustej śmietanki
2 jajka (rozdzielone)
50 g masła (rozpuścić)
1 łyżeczka proszku do pieczenia
po pół łyżeczki kuminu i kolendry (jeżeli są w całości, rozetrzeć)
sól, pieprz
1 bakłażan
Wykonanie:
przepis z Les Crêpes de Sophie
Składniki:
(4 osoby)
100 g mąki pszennej
70 g mąki gryczanej
100 ml ciepłego mleka
mały jogurt naturalny
50 ml tłustej śmietanki
2 jajka (rozdzielone)
50 g masła (rozpuścić)
1 łyżeczka proszku do pieczenia
po pół łyżeczki kuminu i kolendry (jeżeli są w całości, rozetrzeć)
sól, pieprz
1 bakłażan
Wykonanie:
- Bakłażan pokroić w drobną kostkę, wrzucić do miseczki, wlać trochę oliwy, posolić, dokładnie wymieszać. Usmażyć do miękkości.
- Do kolejnej miski wrzucić: obydwie mąki, proszek do pieczenia, żółtka, dolać mleko, masło, śmietankę i jogurt, przyprawy, wymieszać. (Jeżeli boicie się, że powstaną grudki, to możecie najpierw zmieszać wszystkie płyny i dolewać je po trochu do mąki, cały czas mieszając).
- Białka ubić na pianę, do ciasta wmieszać najpierw kawałki bakłażana, a potem pianę.
- Na patelni rozgrzać dość sporo oleju i smażyć na nim nieduże placuszki.
- Ja podawałam je z masłem i jogurtem czosnkowym.
12 komentarzy:
po tych rysunkach to miałabym problem z większością ;) chyba tylko bakłażan wygląda jednoznacznie, reszta to tak na domysły; zabrakło mi w tej kolekcji skorzonery, a jeśli już się chwalimy, to mam "Kucharza Polskiego" (1932!) :D
Fajny ten przepis i swietna fotka :)
Pozdrawiam :)
a co to za warzywo: bulwa? ;-) bardzo fajne są takie smaczki, uwielbiam przeglądać przedwojenne ksiazki kucharskie, jakie to było bogactwo składników i potraw :)
dobra bez bicia się przyznaje, ze nie wiele warzyw jestem w stanie rozpoznać ;) ale cóż młoda ze mnie kucharka ;)
a bliny wyglądają bardzo smacznie, ciekawa jestem ich smaku :)
:) Jakas strune mi poruszylas chyba :) Rozczulaja mnie stare ksiazki, zwlaszcza kucharskie, tak jak stare domy, te opuszczone. Mam kilka takich ksiazek, najstarsza to chyba "The Boston Cooking School Cook Book" (ile tych "o" haha)z 1945, pierwszy raz wydrukowana w 1896 :O Jeszcze "Piotr I" Tołstoja, w oryg. z 1947 z piekna okladka - kupiona na straganie w Wa-wie w 2004 chyba za niecale 6-7 zl :D Mam jeszcze ksiazke, ktora dostalam od starszego kolegi z bylej pracy, ksiazke, ktora jego babcia dostala jako dodatek do prezentu z okazji ktorejtam rocznicy slubu. Prezentem byla najnowoczesniejsza, najbardziej wypasiona i ponoc nowatorska kuchenka do gotowania. Co za tym idzie byla tez droga, producent urzadzenia zlecil wiec wydanie nowoczesnej i nowatorskiej, dopracowanej i kosztownej ksiazki, ktora dostawalo sie z kuchenka. W bardzo solidnym pudelku (na wierzchu oficjalnie wygladajaca pieczatka z data 29 czerwca albo lipca 1955), pieknej solidnej okladce, z taka iloscia zdjec, ktorej nawet teraz nie spotyka sie w ksiazkach kucharskich. Nakrecilam sie, chyba dzis poszukam producenta tej kuchenki :)
p.s.
Wegetarinko, skorzonera prawie tam jest, prawie bo jest tak blisko spokrewniona z "salcefia", ze czesto bywaja uznawane za to samo warzywo, chociaz jedna ma jasna, a druga prawie czarna skore :)
CO to jest ta "bulwa", strasznie mnie ciekawi!
Wegetarinko, ja też miałam z tymi warzywami duży problem. A co do "Kuchni..." samej, to mam nadzieję, że będzie to dopiero początek pięknej kolekcji.
Gosiu, dzięki :)
Aklat, to co mnie najbardziej zdziwiło przy tej "Kuchni", to to, że często te potrawy wcale tak bardzo się od dzisiejszych nie różniły, mimo niby takiej rewolucji, którą przeszliśmy.
Aga-aa, mam wrażenie, że to nie wiek kucharki, ale poczucie humoru pana rysownika, ma przy tej zagadce najwięsze znaczenie ;)
Olu Sz, ja mam taki maleńki zupełnie współczesny przedruk fragmentu "The Boston Cooking...", kupiony w jakiejś taniej książce, ale chyba nigdy nic stamtąd nie ugotowałam. Ciekawa jestem, jak wyglądała ta super wypasiona kuchenka z lat 50-tych.
Ja za to nie mam pojęcia, co to jest salcefia. Zakładam, że bulwa to coś w rodzaju ziemniaka. Ale tylko zakładam.
Ale ta rzeżucha wcale, a wcale nie przypomina mi znanej rzeżuchy. A bulwa przypomina patat, tylko kolor nie ten. Jakie to klimaty takie stare książki naszych mam i babć. Zamiast zdjęć często były ryciny. Muszę odnaleźć swoją i odkryć na nowo. Pozdrawiam
Rzeżucha, to nie taka jak na Wielkanoc, zobaczcie sobie na ang. "watercress" i "gardencress".
Salcefii/skorzonery duzo zdjec jest w Google Images, pod haslem "salsify", tak mi sie cos kojarzy, ze w domu byla jakas ksiazka o warzywach, tak przelom70/80 lat, skorzonera tam wlasnie byla i duzo o niej pisali. Pamietam tylko dlatego, ze sie straszne dziwilam "jak to takie popularne, to dlaczego w warzywniaku nie ma naszym?"
Kuchenki szukam, ale jakos kiepsko mi idzie, pieczatki pozamazywane, jescze na pudelku od kuchenkowej ksiazki jakas naklejka byla, ale zerwana. Ale nic to, moze jutro :)
Ale mnie naprowadziłaś tym watercress. To jest przecież rukiew wodna, którą niedawno zakupiłam. Nadal ciężko ją zdobyć jak wczasach wydania Twojej książki
Karola piekne zdjecie, to pierwsze na co zwrocilam uwage.
Co do warzyw, ktore przedstawiasz to mialam z paroma problem, ale to chyba tez wina tego obrazka. W rzeczywistosci wiem, ze mialabym mniej problemow ;)
A takie ksiazki kucharskie ze starymi recepturami, poradami to prawdziwy skarb. Sama mam tylko jedna taka ksiazke, ale nie jest az tak stara jak ta Twoja. Brakuje mi jednak w tej mojej fotek, ktore uwielbiam.
pozdrawiam
Och, stare książki kulinarne to jest TO! Poluję na taką jedną... Ale one strasznie drogie się robią, niestety.
Ale moje największe cacko to Ćwierczakiewiczowa z 1903 r., w idealnym stanie i w sumie za nieduże pieniądze (60 zł, magia Allegro:).
A tak w ogóle, to tę notkę już dawno czytałam, a dopiero dziś zobaczyąłm, ze jej nie skomentowałam. Zatem nadrabiam zaległości :D
Prześlij komentarz