Tak jak w grudniu obchodzimy Boże Narodzenie, o czym wszyscy myślą co najmniej od połowy listopada (a dzięki uprzejmości centrów handlowych to raczej i wcześniej), tak (prawie) wszyscy związani z kulinarnym blogowaniem, a pewnie i ich stali czytelnicy, już od września czekają na październikowy Festiwal Dyni. To jest już teraz!
Sama jestem fanką dyni od niedawna, w Festiwalu biorę udział od zeszłego roku, ale mimo takiego mizernego stażu entuzjastki tego warzywa dyniowy tydzień traktuję trochę jak misję, której celem jest przekonanie nieprzekonanych. Oczywiście nieprzekonanych do zalet dyni. Oprócz tego, że da się z niej zrobić urocze, lub upiorne, jak kto woli, latarenki, to wykorzystanie dyni w celach kulinarnych jest praktycznie nieograniczone: zupy, zapiekanki, pieczona do podgryzania, placuszki, ciasta, ciasteczka, a podobno i lody! Do tego szybko się gotuje i w sezonie jest naprawdę tania. Czego chcieć więcej. I lepiej korzystać z niej szybko, bo o ile mogę się zorientować z np. dyniowych bożonarodzeniowych przepisów Nigelli, w GB sezon na dynię trwa co najmniej do końca grudnia, a u nas zwykle znikają ze straganów zaraz po Halloween.
Dzisiaj mam dla Was dyniowe risotto, moje zeszłoroczne odkrycie, może nie jest to danie wyjątkowo błyskotliwe na tle innych festiwalowych propozycji, ale z drugiej strony, egoizmem byłoby chować coś tak pysznego przed tymi z Was, którzy jeszcze tego przepisu nie znają.
Nie będę tu ukrywać, że risotto nie jest jak makaron z pesto, przez co mam na myśli to, że przygotowanie go wymaga więcej niż 10 minut. Dodatkowo ma egocentryczną naturę, bo wymaga 100% uwagi przez jakieś 30 minut (kiedy chciałam trochę pooszukiwać i szykowałam w tym czasie aparat i plan zdjęciowy, perfidnie zaczęło przywierać do garnka). Dla mnie konieczność skupienia się przez tak długi czas oznacza danie wściekle trudne, jednak zasługuje na to, by zrobić je przynajmniej kilka razy w dyniowym sezonie, więc zaciskam zęby i mieszam. Efekt każdorazowo przekonuje mnie, że było warto.
Postarajcie się o porządnie pomarańczową dynie (czyli nie taką, jaką miałam ostatnio), bo wtedy risotto ma optymistyczny kolor płynnego żółtka od wiejskiej kury. Wiem, że niektórzy boją się surowego żółtka (ja do nich nie należę), więc to porównanie niekoniecznie do nich przemówi, lecz z krzywieniem się poczekajcie, aż sami zobaczycie efekt. Uprzedzam, że przez prawie cały czas przygotowania potrawa wygląda na nieciekawą, szarawą breję. Jednak działania, które nadadzą jej piękny kolor (rozgniatanie dyni), jak i aksamitną konsystencję (dodatek sera) następują na samym końcu.
I jeszcze jedno: podobno we Włoszech risotto podaje się jako "zupę", ale ja nie uważam, że zachowanie pełnej oryginalności jest niezbędne by delektować się daniem (a nawet więcej, myślę, że o ile bardziej nam smakuje wersja nieco dostosowana do słowiańskiego podniebienia lub obyczajów, to nie ma się co katować tylko jeść to, co lubimy. Smak górą, nie snobizm! – to chyba temat na osobny post), dlatego jem risotto na drugie (lub jedyne), ale zwykle w miseczce i łyżką.
Sama jestem fanką dyni od niedawna, w Festiwalu biorę udział od zeszłego roku, ale mimo takiego mizernego stażu entuzjastki tego warzywa dyniowy tydzień traktuję trochę jak misję, której celem jest przekonanie nieprzekonanych. Oczywiście nieprzekonanych do zalet dyni. Oprócz tego, że da się z niej zrobić urocze, lub upiorne, jak kto woli, latarenki, to wykorzystanie dyni w celach kulinarnych jest praktycznie nieograniczone: zupy, zapiekanki, pieczona do podgryzania, placuszki, ciasta, ciasteczka, a podobno i lody! Do tego szybko się gotuje i w sezonie jest naprawdę tania. Czego chcieć więcej. I lepiej korzystać z niej szybko, bo o ile mogę się zorientować z np. dyniowych bożonarodzeniowych przepisów Nigelli, w GB sezon na dynię trwa co najmniej do końca grudnia, a u nas zwykle znikają ze straganów zaraz po Halloween.
Dzisiaj mam dla Was dyniowe risotto, moje zeszłoroczne odkrycie, może nie jest to danie wyjątkowo błyskotliwe na tle innych festiwalowych propozycji, ale z drugiej strony, egoizmem byłoby chować coś tak pysznego przed tymi z Was, którzy jeszcze tego przepisu nie znają.
Nie będę tu ukrywać, że risotto nie jest jak makaron z pesto, przez co mam na myśli to, że przygotowanie go wymaga więcej niż 10 minut. Dodatkowo ma egocentryczną naturę, bo wymaga 100% uwagi przez jakieś 30 minut (kiedy chciałam trochę pooszukiwać i szykowałam w tym czasie aparat i plan zdjęciowy, perfidnie zaczęło przywierać do garnka). Dla mnie konieczność skupienia się przez tak długi czas oznacza danie wściekle trudne, jednak zasługuje na to, by zrobić je przynajmniej kilka razy w dyniowym sezonie, więc zaciskam zęby i mieszam. Efekt każdorazowo przekonuje mnie, że było warto.
Postarajcie się o porządnie pomarańczową dynie (czyli nie taką, jaką miałam ostatnio), bo wtedy risotto ma optymistyczny kolor płynnego żółtka od wiejskiej kury. Wiem, że niektórzy boją się surowego żółtka (ja do nich nie należę), więc to porównanie niekoniecznie do nich przemówi, lecz z krzywieniem się poczekajcie, aż sami zobaczycie efekt. Uprzedzam, że przez prawie cały czas przygotowania potrawa wygląda na nieciekawą, szarawą breję. Jednak działania, które nadadzą jej piękny kolor (rozgniatanie dyni), jak i aksamitną konsystencję (dodatek sera) następują na samym końcu.
I jeszcze jedno: podobno we Włoszech risotto podaje się jako "zupę", ale ja nie uważam, że zachowanie pełnej oryginalności jest niezbędne by delektować się daniem (a nawet więcej, myślę, że o ile bardziej nam smakuje wersja nieco dostosowana do słowiańskiego podniebienia lub obyczajów, to nie ma się co katować tylko jeść to, co lubimy. Smak górą, nie snobizm! – to chyba temat na osobny post), dlatego jem risotto na drugie (lub jedyne), ale zwykle w miseczce i łyżką.
Nie sugerujcie się za bardzo proporcjami - na potrzeby wpisu musiałam jakieś przyjąć, ale zwykle oczywiście sypię "na oko", to ma być zwykłe domowe jedzenie, a nie kuchnia molekularna!
Risotto z dynią
Składniki:
na 3-4 osoby
200 g ryżu do risotta
2 szklanki pokrojonej na kawałki dyni
1 niewielka cebulka, dobrze posiekana
ok. 1,5 l bulionu warzywnego*
1,5 łyżeczki rozmarynu
gałka muszkatołowa
60 g sera z niebieską pleśnią
ok. 4 łyżek startego parmezanu
sól, pieprz
oliwa do smażenia
*jeśli z kostki, to ja w tej ilości wody rozpuszczam tylko jedną, jeśli zrobicie wg kostkowego przepisu wszystko będzie za słone
Wykonanie:
- Przygotować lub podgrzać bulion i zostawić na małym ogniu - ma się gotować (delikatnie pyłgać) przez cały czas przygotowania potrawy.
- W szerokim garnku lub patelni z wyższym brzegiem rozgrzać oliwę i wrzucić na nią cebulę, smażyć chwilę, aż się zeszkli. Dorzucić ryż, dokładnie zamieszać, by ziarna pokryły się tłuszczem i smażyć, aż będą błyszczące i szkliste, dorzucić dynię, można jeszcze chwilę posmażyć.
- Na patelnię z ryżem wlać 1-2 chochelki bulionu i gotować, a gdy płyn zostanie wchłonięty przez ryż, dodać następną chochelkę i tak postępować do czasu, aż dynia się ugotuje, a ryż będzie miękki, lecz ciągle sprężysty (nie ciapraty!) - to trwa co najmniej 20 minut. Często mieszać. W chwili nudy dodać rozmaryn i gałkę muszkatołową. Gdy ryż jest już ugotowany wziąć widelec i rozgnieść dynię. Ja raczej robię tak z całością, ale możecie zostawić jakieś kawałki. Doprawić solą i pieprzem.
- (Prawie) gotowe risotto zdjąć z ognia, dodać ser z niebieską pleśnią (pokrojonego ;) i połowę parmezanu. Energicznie mieszać (oczywiście, najlepiej drewnianą łyżką), by ser się rozpuścił, a risotto napowietrzyło - to dzięki tym ostatnim zabiegom nabiera cudownie aksamitnej konsystencji.
- Potrawę nałożyć do miseczek i każdą porcję posypać odłożonym parmezanem.
10 komentarzy:
bardzo chcę spróbować dyni, ale boję się, że mi nie posmakuje. może w następnym roku się uda :)
Karolinko, uwielbiam czytać, co piszesz i jestem przekonana, ze takie risotto w Twoim Towarzystwie byłoby równie wielka dla mnie przyjemnością:)
W UK dynie mozna kupic w supermarketach caly rok, szczegolnie pizmowa.
Pierwszy raz zjadłam zupę dyniową w tym miesiącu... Zawsze obawiałam się, że będzie smakować jak pestki, których nie znoszę ;). Zupka pyszna, niestety moim domownikom nie smakowała czym podcięli mi skrzydła (póki co!) na kolejne dyniowe dania.
Jednak Twój przepis ma w sobie wszystko co lubię ;).
wszędzie tylko zupy a tu risotto - dzięki za pomysł, przepis jak najbardziej do wykorzystania ;-) (tylko proszę nie polecaj kostek rosołowych!.. toż to same zło!...)
Agata
Kini^^, prawda o dyni jest taka, że jest dość mdła, wystarczy więc po prostu, jak doprawisz ją tym, co lubisz i na pewno będzie Ci smakować.
Ewelajno, mam nadzieję, że to wspólne risotto (albo całkiem coś innego) kiedyś dojdzie do skutku!
Anno Mario, zaczynam (może nawet nie zaczynam, bo podobne myśli miałam i wcześniej) Ci wierzyć, że UK jest ziemskim rajem. Chociaż, chociaż czytam właśnie bardzo zjadliwą książkę Sue Townsend (a czy do tego wypada się przyznawać?), więc zanim spakuję walizki, jednak chwilę się jeszcze zastanowię ;)
Alucho, olej czasem domowników, sobie też trzeba sprawić przyjemność. W risotto dynia łączy się z innymi smakami, więc może nawet Twoje dynio-niejadki się przekonają.
Agato, oczywiście nie mam intencji promować kostek, ale jak to w praktyce bywa... tak bywa. Zresztą, co tam, mogę się przyznać nawet do tego, że zagubiły się moje ekologiczne i użyłam takiej zwykłej. Ale jak tylko wreszcie będę miała tę własną zamrażarkę to zrobię sobie własne eko-kostki i jest to jedna z tych rzeczy, których nie mogę się doczekać (i to wcale nie żart ;)
Hmmm, wygląda apetycznie. Lubię dyniowe potrawy, ale sama jeszcze się na nic nie poważyłam.
to w takim razie dyniowy toast za własną zamrażarkę ;-) a przepisem na eko-kostki też koniecznie wtedy się podziel! pozdrowienia
Agata
Karolina zajrzyj do Anoushki :) Zobaczysz jak niewiele wysiłku włożonego daje pyszny efekt końcowy :))
Odkąd jadłam u Niej risotto zrobione wg sposobu dla leniwych nie robię już inaczej :)))
aj, pysznie brzmi!
Prześlij komentarz