środa, 21 października 2009

Rozgrzewająca zupa indyjska


rozgrzewająca zupa indyjska

Zaczęło się na dobre. To już nie jest ta krygująca się jesień, co jeszcze trochę poświeci słoneczkiem, podroczy się zimnym porankiem, ale w dzień temperatura jest prawie letnia i zabrany na wszelki wypadek sweter tylko przeszkadza. Teraz już nie. Powietrze jest wilgotne i pełne zapachu butwiejących liści. Może i ma to swój urok, ale na pewno nie wtedy, kiedy trzeba rano wstać i w tym mglistym chłodzie się zanurzyć. A kiedy wraca się z tego szarego, przejmującego zimna, wszystko na co ma się ochotę, to talerz gorącej zupy. Gotowanie jej zaraz po powrocie jest jednak tak odpychające, że już lepiej chwycić kawałek bułki z byle czym, zalać herbatę i szybko wkraść się pod koc. Lepiej więc przygotować zupę dzień wcześniej.

Z tej zupy jestem bardzo dumna, bo wymyśliłam ją sama, w pamięci mając smaki i zapachy indyjskiej restauracji, w której kiedyś pracowałam. Po pewnym czasie poszłam do krakowskiej restauracji indyjskiej, gdzie zaserwowali... moją zupę. Chyba więc uzyskałam efekt, o który chodziło. Oczywiście, jak większość domowych potraw, składniki zwykle dobieram na oko, chociaż proporcje są mniej więcej takie, jak podałam, ale możecie je zmienić zgodnie z własnymi upodobaniami czy poeksperymentować z przyprawami. Niezależnie jednak od tego, ile czego wezmę, zupy zawsze wychodzi cały gar, ale to właściwie nie szkodzi, bo można zamrozić na chwilę, kiedy akurat nie chce Wam się gotować. Jest gęsta i rozgrzewająca, idealna na jesień i zimę, może stanowić właściwie cały zdrowy obiad, o ile przewidzicie jeszcze jakiś deser. Jeżeli widzę tu jakiś mankament, to obierania i krojenia jest sporo, za czym nie przepadam, ale zawsze można spróbować potraktować te czynności jako kuchenną psychoterapię.

jesień o poranku

Zupa indyjska

Składniki:
(ok. 6 porcji)

2 marchewki
2 cebule
4 ziemniaki
1 spora łyżka garam masali (ja dorzucam czasem dodatkowo trochę kuminu i kolendry)
8 łyżek czerwonej soczewicy
olej, masło lub ghee
bulion warzywny


Wykonanie:
  1. Warzywa obrać i pokroić na dość małe, ale niekoniecznie regularne, części.
  2. Na patelni rozgrzać ok. 2 łyżek oleju z łyżką masła, do jeszcze zimnego tłuszczu wrzucić garam masalę i ewentualnie resztę przypraw, chwilę posmażyć. Następnie dorzucić warzywa, dokładnie zamieszać, żeby pokryły się przyprawami. Smażyć chwilę, mieszając od czasu do czasu. Warzywa przełożyć do garnka po czym zalać taką ilością bulionu, żeby pokrył warzywa. Patelnię również zalać niewielką ilością wody, żeby odzyskać przyprawy, które do niej przywarły, płyn dolać do garnka. Gotować ok. 30 minut.
  3. Osobno ugotować w osolonej wodzie soczewicę . Trwa to jakieś 10 min. Odcedzić.
  4. Do miękkich warzyw dorzucić 1/3-1/2 soczewicy, zmiksować. Jeżeli zupa będzie za gęsta, dolać trochę wody, w razie potrzeby dosolić. Jeśli nie macie zamiaru jej jeść tego samego dnia, z dolewaniem wody poczekajcie do podawania, bo po leżakowaniu całą noc, dodatek wody i tak pewnie będzie konieczny.
  5. Nakładać porcje do miseczek, każdą udekorować łyżką odłożonej soczewicy. Podawać z chlebem (rzecz jasna, najlepiej indyjskim).

rozgrzewająca zupa indyjska
Jesienny poranek w drodze do pracy. Czasem nie bywa aż tak źle.

14 komentarzy:

Liska pisze...

Pracowałaś w indyjskiej restauracji? Wow!
Mam słabość do kuchni indyjskiej. Uwielbiam masala dosę, niestety jak gdzieś ją zaczną podawać, wyjeżdża kucharz i nici z mojej masali dosy.
Zupa prezentuje się pysznie i łatwa do wykonania.
Uściski :)

Ania Włodarczyk vel Truskawka pisze...

A wiesz, że podobną zupkę robię czasem? Właśnie z soczewicą i garam masalą, tyle że pomidor jeszcze się u mnie pojawia, a czasem i chili. W każdym razie zupa z soczewicy JEST pyszna i dla mnie to jedna z najbardziej jesiennych zup. Za to ją lubię :)

polinqa pisze...

masale można też samemu :) lubię takie dania, te smaki i aromaty :)

rain.drop pisze...

Bardzo mi się podoba Twój przepis, zapisuję go sobie do wypróbowania, pozdrawiam! :)

Cytryna pisze...

Pod Twoim opisem podpisuje sie dwoma rekami. Ja tez lubie mieć zupe jak przychodze zmarznieta do domu :) Twoja wyglada super i jest swietna na słotę. Pozdrowienia!

andzia-35 pisze...

Uwielbiam kuchnię indyjską:-)

karoLina pisze...

Lisko, najfajniejsze w tej pracy było to, że codziennie dostawałam jeść, porcje jak normalnie na dwie mnie, ale niegdy nie udawało mi się nic zostawić (dobrze więc, że w tej pracy trzeba się było dużo ruszać ;).

Aniu, soczewica w zupie to w ogóle chyba jeszcze ogrom nieodkrytych możliwości (u mnie wczoraj w pomidorowej), suszone chili nawet sobie ostatnio kupiłam, ale wolę z nim bardzo ostrożnie, bo zazwyczaj się okazuje, że dałam za dużo.

A Twoja Ćwierciakiewiczowa jest odtąd moim przedmiotem zazdrości, ja kiedyś myślałam o kupieniu reprintu, bo do polowania na oryginał chyba nie strarczy mi cierpliwości, ale mimo wszystko, to przecież zupełnie nie to samo.

Polinquo, na razie używam gotowej masali, chociaż pewnie samodzielnie zrobiona jest lepsza, ale traktuję to jako kolejny etap wtajemniczenia.

Rain.drop, bardzo mi miło. Mam nadzieję, że będzie smakować.

Cytryno, dziękuję :) Robienie zupy poprzedniego dnia to chyba najlepsze wyjście, chociaż ostatnio, ryzykując spóźnienie się do pracy, udało mi się zrobić ją rano (oczywiście było to coś, gdzie nie trzeba tyle obierać i kroić).

Andziu, ja też! Więc pewnie indyjskie (czy też niby-indyjskie) przepisy pojawiać się tu będą jeszcze dość często.

Ania Włodarczyk vel Truskawka pisze...

Karolino, ja tez mam reprint Cwierczakiewiczowej :) Ale to wydanie z 1903 r. to nie jest ta książka, a jedna z pozostalych pozycji szacownej Lucyny :)

Bea pisze...

Sliczne, jesienne kolory u Ciebie Karolino :)
A tego typu ziemniaczano-soczewicowe zupy z indyjska nuta uwielbiam! Jesien tez moze byc mila, szczegolnie gdy nie trzeba w slocie i mgle wychodzic z domu ;)

Pozdrawiam!

karoLina pisze...

Aniu, to w takim razie moja zazdrość może trochę zmaleć, ale jednak nie całkiem, bo w końcu moja najstarsza książka pochodzi tylko z lat 60-tych. Przy okazji sprawdziłam kiedy były pierwsze wydania Ćwierczakiewiczowej i okazało się, że z pół wieku wcześniej, niż myślałam.

Beo, dzięki :) W związku z właśnie rozpoczętym festiwalem, tak sobie myślę, że pewnie wzbogacenie jej o dynię jest dobrym pomysłem. I ciągle mam nadzieję, że słynna złota polska jesień jeszcze powróci.

Monika. L pisze...

Zupka dla mnie...intrygująca. Jeszcze nie jadłam, a teraz jak powietrza potrzebuję rozgrzewających potraw. Pięknie się prezentuje.
Pozdrawiam.
M.

szarlotek pisze...

W takie dni jak teraz, to potrawa bardzo pożądana :) Dzięki za przepis, bo na bank skorzystam :)

majka pisze...

Wlasnie dzis zrobilam te zupke na obiad. Pyszna jest! Szkoda tylko, ze wyszla mi tak malo fotogeniczna bo chetnie bym ja uwiecznila na swoim blogu :) Dziekuje za inspiracje :))

karoLina pisze...

Majko, strasznie się cieszę, że zrobiłaś i że smakowało :) A że niefotogeniczna, to prawda, ja przez to, że wyszło tego strasznie dużo, jadłam chyba przez trzy dni i każdego dnia robiłam zdjęcia, aż wreszcie efekt był w miarę przyzwoity.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...