Czasami fajnie wziąć kubek gorącej herbaty, stanąć przy oknie i patrzeć na to, co dzieje się po drugiej stronie. I cieszyć się, że jest się w środku, z kubkiem gorącej herbaty.
Ostatnio, na kursie fotografii, na który chodzę, dostaliśmy zadanie domowe: widok z mojego okna. Z naciskiem na "mojego".
Moje ulubione okno mieści się w kamienicy z wykuszem, na końcu ulicy Bernardyńskiej, z jednej strony wychodzi na Wisłę, a z drugiej na Wawel. Czasami chodzę na Wawel i patrzę na moje okno, nie wiem dokładnie, na czym to polega, ale ma to działanie terapeutyczne.
Moje prawdziwe okno, to znaczy to, należące do mnie w tej chwili, wychodzi na ruchliwą ulicę. Ekrany wygłuszające. Ludzi, którzy często ciągną za sobą walizki, bo moje okno jest w pobliżu dworca. Studentów, którzy spieszą się na zajęcia na Uniwersytecie Ekonomicznym, który też można zobaczyć. Z mojego okna widać kościół Karmelitów i zbyt wiele latarni, które czasem przeszkadzają mi spać i gasną około 7.40, kiedy właśnie wstaję. Widać też wiadukt kolejowy. Czasami widać też piękne zachody słońca.
Chociaż, mimo wszystko, lubię widok z mojego okna, nie jestem pewna, czy coś z tego jest dobrym tematem do mojej fotografii, bo zachody słońca o tej porze roku raczej się nie zdarzają. Póki co, lepiej przyjrzeć się temu, co jest po MOJEJ stronie.
Ostatnio, na kursie fotografii, na który chodzę, dostaliśmy zadanie domowe: widok z mojego okna. Z naciskiem na "mojego".
Moje ulubione okno mieści się w kamienicy z wykuszem, na końcu ulicy Bernardyńskiej, z jednej strony wychodzi na Wisłę, a z drugiej na Wawel. Czasami chodzę na Wawel i patrzę na moje okno, nie wiem dokładnie, na czym to polega, ale ma to działanie terapeutyczne.
Moje prawdziwe okno, to znaczy to, należące do mnie w tej chwili, wychodzi na ruchliwą ulicę. Ekrany wygłuszające. Ludzi, którzy często ciągną za sobą walizki, bo moje okno jest w pobliżu dworca. Studentów, którzy spieszą się na zajęcia na Uniwersytecie Ekonomicznym, który też można zobaczyć. Z mojego okna widać kościół Karmelitów i zbyt wiele latarni, które czasem przeszkadzają mi spać i gasną około 7.40, kiedy właśnie wstaję. Widać też wiadukt kolejowy. Czasami widać też piękne zachody słońca.
Chociaż, mimo wszystko, lubię widok z mojego okna, nie jestem pewna, czy coś z tego jest dobrym tematem do mojej fotografii, bo zachody słońca o tej porze roku raczej się nie zdarzają. Póki co, lepiej przyjrzeć się temu, co jest po MOJEJ stronie.
Uwaga, bardzo słodkie.
Chrupiące trójkąty z czekoladą i orzechami
(przepis z Carrés gourmands, zmodyfikowany przeze mnie, jeśli chodzi o proporcje)Składniki:
2 paczki herbatników (150-200 g)
100 g masła
90 wiórków kokosowych
puszka mleka skondensowanego, słodzonego
200 g gorzkiej czekolady, drobno posiekanej
140 g mieszanych orzechów, drobno posiekanych (u mnie ilość "na oko", mają dokładnie pokryć całe ciasto)
100 g masła
90 wiórków kokosowych
puszka mleka skondensowanego, słodzonego
200 g gorzkiej czekolady, drobno posiekanej
140 g mieszanych orzechów, drobno posiekanych (u mnie ilość "na oko", mają dokładnie pokryć całe ciasto)
Wykonanie:
Herbatniki zmiażdżyć na proszek (wałkiem, w malakserze, nawet ręką, jeśli są bardzo kruche). Masło roztopić, wymieszać z herbatnikami, mieszaniną wyłożyć dno formy (ja użyłam okrągłej o średnicy 24 cm). Na herbatniki wysypać drobno pokrojoną czekoladę, wiórki czekoladowe i orzechy. Zalać mlekiem skondensowanym. Piec ok. 30 min. w 160 stopniach.
PS Jak łatwo zauważyć, moje okno dawno nie było myte. Ale zapewniam Was, że tylko dlatego, że taki filtr daje zdecydowanie lepsze do fotografowania światło, niż szyby lśniące od środków nabłyszczających ;)
PS 2 Dla porządku i po słusznej uwadze Hazel, dodaję, że ten wypiek jest dziełem wspólnym osób, które łączy widok z okna. Nawet Fin ;) wykazał dużą determinację, łupiąc orzechy za pomocą czegoś, co kiedyś było młotkiem. Poza tym, chociaż ciasto jest dziecinnie łatwe, to kooperacja wskazana, bo krojenia jest zdecydowanie za dużo jak dla jednej osoby.
PS 2 Dla porządku i po słusznej uwadze Hazel, dodaję, że ten wypiek jest dziełem wspólnym osób, które łączy widok z okna. Nawet Fin ;) wykazał dużą determinację, łupiąc orzechy za pomocą czegoś, co kiedyś było młotkiem. Poza tym, chociaż ciasto jest dziecinnie łatwe, to kooperacja wskazana, bo krojenia jest zdecydowanie za dużo jak dla jednej osoby.
16 komentarzy:
te kwadraty to takie trochę a'la batoniki? :D
mówisz że masz widok na studentów z UE, to może widziałaś kiedyś moją śpieszącą na zajęcia Siostrę :))
drugie zdjęcia wypasione, bardzo mi się podoba :)
pozdrawiam ciepło! w Krk z tego co wiem też ziiiimno...? ;)
Ładnych parę lat temu to i mnie mogłabyś zobaczyć spiesząca na Uniwersytet; tyle, że wtedy to się jeszcze nazywało: Akademia Ekonomiczna:)
Pozdrawiam Kraków!
A "dwie paczki" to ile, dla nas na obczyźnie?;-)
I jakich? Petit beurre? Mogą być tutejsze digestives?
Wspaniale słodkie! Piszę "wspaniale" podkreślam jakie było dobre i że nie uznaje czegoś takiego jak "zbyt słodkie".
Piękny ten widok z Twojego ulubionego okna. Z mojego widać ogród, w którym wiosną kwitną jabłonie, czereśnie i wiśnie. A teraz... teraz ekrany wyciszające, bloki i owadowy supermarket. Nie lubię tego obrazka...
A te trójkąty, to muszą być naprawdę obłędnie słodkie. Przy czym obłędnie jest chyba nawet eufemizmem. Zbyt słodkie. Ale pewnie pyszne...
Pozdrawiam!
O przepraszam, okno kamienicy na Bernardyńskiej jest MOJE! Od lat! ........
;-)
Nastrojowe zdjęcia, tworzysz klimat jaki lubię...
Uwielbiam widoki za oknami i to najchętniej z wysokich budynków, kiedy mogę obserwować z bezpiecznej odległości zgiełk miasta, czując się bezpiecznie i przyjemnie (z kubkiem gorącej waniliowej herbaty :) w naszym azylu.
Ciepło pozdrawiam.
Na ciasto sie pisze. Wyglada slodko i na pewno jest slodkie ale ja takie wlasnie uwielbiam :)
A z mojego okna znow widac zime :) Bylo juz cieplutko, prawie wiosennie. Dzis w nocy znow spadl snieg i wszystkie drzewa znow sa pokryte gruba warstwa puchu :) Bialo i mgliscie dookola.
Zachwycilo mnie to pierwsze zdjecie. Jest swietne Swoja droga dlaczego ja nie wiedzialam, ze chodzisz na kurs fotografowania? Przeoczylam?
Viridianko, rzeczywiście, trochę tak jak batoniki, ale brakuje płatków owsianych, które uważam za batoników niezbędny składnik. I kto wie, może gdzieś rzeczywiście dojrzałam Twoją siostrę albo nawet minęłam, spiesząc do pracy (bo to też w tamtą stronę).
Negresco, jeśli chodzi o to nazewnictwo, to ja też tkwię jeszcze w starym i pisząc ten "Uniwersytet", trochę się zawahałam. Ale cóż, chyba trzeba dostosować się do zmian.
Anno Mario, napisałam dwie paczki, dlatego, że sama nie byłam pewna, ile ich było... Wnikliwsze badania pokazały, że na 80% 150 g, ale myślę, że jak się da 200 to też będzie ok. Ja daję petit beurre, z digestives nigdy nie próbowałam, ale czasem widać je w przepisach na słodkie spody, więc pewnie też może być.
Finstand, ja też nie uznaję "zbyt słodkie". W zasadzie, bo coś mi się majaczy, że udało mi się zrobić jednak kiedyś "zbyt słodkie". W każdym razie, to ostrzeżenie było wyrazem mojej troski o niektórych czytelników, a niekoniecznie wyrazem mojej osobistej opinii ;)
Zaytoon, no niestety, teraz łatwiej patrzeć na supermarket niż kwitnące jabłonie (a nawet jabłonie pod śniegiem). A ja mojego okna też już dawno nie widziałam, bo zimą raczej tam nie chodzę, z powodów czysto pragmatycznych, kiedy mam czas na spacer, to jest już zbyt ciemno, żeby oglądać cokolwiek.
Joasiu, nie wiedziałam :) Zważywszy na czysto teoretyczne posiadanie tego okna, myślę, że spokojnie możemy się podzielić.
Migdałowa, dziękuję :) Kiedy ostatnio szukałam mieszkania, natrafiłyśmy na takie na ostatnim piętrze, miało same wady (łazienka odremontowana, to plus), ale widok po prostu obłędny. Teraz jest całkiem nisko i niestety oprócz walizek to często słyszę też radosną młodzież wracającą z nocnych imprez.
Majko, u nas zimno jak nie wiem, ale śnieg cały zszarzał i już nie jest zbyt ładnie.
Dziękuję za komplement :) a co do kursu, to w komentarzach gdzieś tam pisałam, ale oficjalnie wolałam się nie chwalić, bo niestety, oprócz tego, że chodzę, to jestem typem ucznia, jakim nigdy nie byłam, czyli nie odrabiam zadań i w ogóle mało się przykładam.A kurs właściwie się już kończy i nie wiem, czy zdecyduję się na drugi semestr. W każdym razie, obiecuję przynajmniej dla własnego dobra i ćwiczeń, odrobić (na wiosnę!) wszystkie zaległe zadania domowe.
Pozdrowienia!
No i wyjaśniła się tajemnica tych pięknych zdjęć..bo dla mnie Twój blog jest tak naprawdę kulinarno-fotograficzny.. a że jeszcze Twoich zdjęć nie chwaliłam - to jest ta pora
Piano, cieszę się bardzo, że Ci się podobają zdjęcia, bo bardzo bym chciała, żeby jednak tutaj liczyło się coś więcej niż przepis. A właściwie, tak z mojego punktu widzenia, to przepis jest trochę po to, żebym mogła zrobić zdjęcia i sobie coś napisać :)) A co do kursu, to mam wrażenie, że odkąd zaczęłam na niego chodzić (i zamieniłam sprzęt na bardziej wymagający) to zdjęcia robię gorsze niż za czasów mojego mini kompaktu, ale może też moje wymagania rosną.
Karolina, Krakow no prosze :-) to kiedys tez bylo moje miasto i tez mialam tam swoje okienka, ale wolalam drzwi na Kanoniczej... Spodobalo mi sie Twoje okno, z naciskiem na Twoje :) a gdy zobaczylam cisto za firanka, to przypomnial mi sie moj Mistrz fotografii i zastanawiam sie terz czy to aby nie ten sam? Pozdrawiam!
Buruuberii, gdzieś przeczytałam, że Kanonicza to najładniejsza ulica Krakowa. A w sprawie Mistrzów fotografii przyznaję się do całkowitej ignorancji, niestety, (chociaż, jakiś obraz mi się w głowie kołacze), ale mam nadzieję już wkrótce uzupełniać braki w wykształceniu.
Karolina, spytalam o Mistrza fotografii tylko dltego, ze bylam kiedys uczestnikiem pewnych warsztaow fotograficznych w Krakowie, a Ty pisalas o kursie fotografii i pomyslalam, ze to moze ten sam pan :-)
KAnonicza piekna, przynajmniej ja bardzo ja lubie...
Buruuberii, to mi trochę ulżyło, ale i tak zamierzam się wziąć za uzupełnianie braków w wiedzy nie tylko o technicznych aspektach fotografii. A na kurs chodzę do Ośrodka Kultury na Mikołajskiej i z tego co wiem, odbywa się tam już od ładnych paru lat.
A to o nim slyszalam :-) akurat mialam na mysli ten w Dworku Bialopradnickim, tam nasz pan, nazywany Mistrzem od tulipanow, lubil firankowe zdjecia, stad moje skojarzenia :D
Pozrawiam Cie cieplo karoLina, teskniac troszke za Krakowem...
Prześlij komentarz