Okres, kiedy byłam studentką coraz bardziej wydaje mi się należeć do innego wymiaru rzeczywistości, z jednym wyjątkiem: moja kuchnia jest chyba nawet bardziej studencka niż kilka lat temu (ale zaraz zastrzegam, wolę już zjeść tę bułkę z masłem, niż dania z proszku). Kiedyś podstawę mojego jadłospis stanowił makaron, który teraz wyraźnie jest w odwrocie, co można łatwo stwierdzić, bo po prostu okazało się, że nie muszę go ciągle kupować. I do tego nie mam pojęcia, co go zastąpiło, chociaż zapewniam Was, że nie głoduję. Od wieków nie przyrządzałam też zestawu, który gościł u mnie zawsze, kiedy naszła mnie ochota na tradycyjny obiadek: "schabowy" z kurczaka, puree ziemniaczane i marchewka z jabłkiem.
Pewnie jeszcze trochę by tak pozostało, gdyby tego błogiego status quo nie przerwała moja wizyta u siostry, która, ku mojemu zdziwieniu, poczęstowała mnie botwinką. W szafce – kasza, a ona mówi, że to na krupnik. I chyba właśnie to był ten moment, kiedy zaczęłam tęsknić za prawdziwym domowym jedzeniem. Nawet za ziemniakami (ale nad tym się jeszcze zastanowię, szczególnie po dzisiejszym obiedzie, który ugotowałam jeszcze na fali entuzjazmu, niby młode, ale łagodnie mówiąc, takie sobie).
Dzisiejsze danie na pierwszy rzut oka nie ma zbyt wiele wspólnego z tradycyjną polską kuchnią i wygląda raczej na dziwaczną mieszankę w stylu fusion, do tego zainspirowane jest "lazanią" którą jadłam Chimerze* w zeszłotygodniowy świąteczny czwartek. Ta "lazania" mało jednak przypominała włoski pierwowzór, a bardziej... łazanki. Ponieważ od razu wyglądała mi bardzo podejrzanie, więc uznałam, że powinna się znaleźć na moim talerzu, a jak tylko mój talerz znalazł się na stole, rozebrałam ją na części pierwsze i okazało się że: na dnie jest cienka (bardzo) warstwa kapusty, na nie pojedyncze makaroniki, a na tym gruba warstwa beszamelu o konsystencji budyniu. A do tego okazało się jeszcze, że całkiem mi to smakuje. Zarówno danie z "Chimery" jak i moja wersja leżą więc gdzieś pomiędzy lazanią i łazankami, od obydwu bardzo daleko i równie daleko od siebie nawzajem, ale problemy z klasyfikacją mogą stanowić przyczynek do dyskusji wśród co bardzie zorientowanych biesiadników, nie stanowią jednak żadnej przeszkody w konsumpcji.
W wersji idealnej danie powinno się kroić w kwadraty i wtedy będzie wyglądać porządnie, a nie tak, jak na zdjęciach, ja jednak aż tak nie mogłam się odczekać, aż się będzie gotowe, że nawet w piekarniku trzymałam za krótko, tym bardziej więc nie udało mi się odczekać kolejnych dziesięciu minut, a przecież trzeba było jeszcze zostawić sobie czas na fotografowanie.
*"Chimera" to najpopularniejszy bar sałatkowym w Krakowie, o nim, w przeciwieństwie do Cukierni, wszyscy na pewno słyszeli.
Pewnie jeszcze trochę by tak pozostało, gdyby tego błogiego status quo nie przerwała moja wizyta u siostry, która, ku mojemu zdziwieniu, poczęstowała mnie botwinką. W szafce – kasza, a ona mówi, że to na krupnik. I chyba właśnie to był ten moment, kiedy zaczęłam tęsknić za prawdziwym domowym jedzeniem. Nawet za ziemniakami (ale nad tym się jeszcze zastanowię, szczególnie po dzisiejszym obiedzie, który ugotowałam jeszcze na fali entuzjazmu, niby młode, ale łagodnie mówiąc, takie sobie).
Dzisiejsze danie na pierwszy rzut oka nie ma zbyt wiele wspólnego z tradycyjną polską kuchnią i wygląda raczej na dziwaczną mieszankę w stylu fusion, do tego zainspirowane jest "lazanią" którą jadłam Chimerze* w zeszłotygodniowy świąteczny czwartek. Ta "lazania" mało jednak przypominała włoski pierwowzór, a bardziej... łazanki. Ponieważ od razu wyglądała mi bardzo podejrzanie, więc uznałam, że powinna się znaleźć na moim talerzu, a jak tylko mój talerz znalazł się na stole, rozebrałam ją na części pierwsze i okazało się że: na dnie jest cienka (bardzo) warstwa kapusty, na nie pojedyncze makaroniki, a na tym gruba warstwa beszamelu o konsystencji budyniu. A do tego okazało się jeszcze, że całkiem mi to smakuje. Zarówno danie z "Chimery" jak i moja wersja leżą więc gdzieś pomiędzy lazanią i łazankami, od obydwu bardzo daleko i równie daleko od siebie nawzajem, ale problemy z klasyfikacją mogą stanowić przyczynek do dyskusji wśród co bardzie zorientowanych biesiadników, nie stanowią jednak żadnej przeszkody w konsumpcji.
W wersji idealnej danie powinno się kroić w kwadraty i wtedy będzie wyglądać porządnie, a nie tak, jak na zdjęciach, ja jednak aż tak nie mogłam się odczekać, aż się będzie gotowe, że nawet w piekarniku trzymałam za krótko, tym bardziej więc nie udało mi się odczekać kolejnych dziesięciu minut, a przecież trzeba było jeszcze zostawić sobie czas na fotografowanie.
*"Chimera" to najpopularniejszy bar sałatkowym w Krakowie, o nim, w przeciwieństwie do Cukierni, wszyscy na pewno słyszeli.
Danie przygotowałam w małym naczyniu do zapiekania 15x15 cm, ale spokojnie można użyć większego, wtedy będzie bliżej oryginału.
Lazania po polsku
(2-3 osoby)
Składniki:
100 g krótkiego makaronu (np. świderki)
1/4 główki młodej kapusty
1/2 dużej lub cała mała cebula
1 szkl. mleka
1 łyżka masła (+ dodatkowo do smażenia)
2 łyżki mąki
1 jajko (opcjonalnie)
1-2 łyżki bułki tartej
Wykonanie:
- Makaron ugotować według przepisu na opakowaniu. Cebulę i kapustę dość drobno pokroić (oczywiście cebulę drobniej niż kapustę). W garnku rozpuścić trochę masła, wrzucić cebulę i lekko ją zeszklić, dodać kapustę i chwilę podsmażyć. Dolać niewielką ilość wody, przykryć garnek i dusić na niewielkim ogniu 0k. 20 min., od czasu do czasu mieszając i sprawdzając, czy nadal jest wystarczająco dużo wody. Doprawić solą i pieprzem. Teoretycznie na końcu cała woda powinna wyparować, ale ponieważ u mnie tak się nie stało, po prostu odcedziłam kapustę przez sitko.
- Przygotować sos: rozpuścić masło, dodać mąkę i dobrze rozprowadzić., a następnie po trochu dodawać mleko i roztrzepywać, żeby nie powstały grudy. Doprawić solą i pieprzem. Ciągle mieszając, gotować do zgęstnienia. Po zdjęciu z ognia szybko dodać roztrzepane jajko, uważając, żeby się nie ścięło.
- Na dno naczynia do zapiekania wlać trochę sosu, rozłożyć kapustę, na to makaron, polać pozostałym sosem i posypać bułką tartą. Piec ok. 30 min. w 180 stopniach. Przed podaniem odczekać ok. 10 minut.
*moim zdaniem sos był trochę za gęsty, więc można albo nie dodawać jajka, albo, co i tak bym zalecała w przypadku użycia większego niż moje naczynia, zwiększyć ilość mleka o pół szklanki (mąki może być tyle samo).
14 komentarzy:
Mnie to przywodzi na myśl nieśmiertelną potrawę studencką w UK, czyli macaroni and cheese:-)
"Chimera" to jedno z moich ukochanych obiadowych miejsc gdzieś kiedy biegnę między jedną sprawą a drugą.
To właśnie tam pokochałam wytrawne tarty :)
Chimera! Oj, jak dawno nie byłam, a jak często kiedyś zachodziłam.
Pomysł na danie bardzo fajny, pewnie wkrótce "popełnię".
Pozdrawiam!
Ha! I po raz kolejny się przekonuję - kompletnie, ale to kompletnie nie znam Krakowa. I zdecydowanie przydałoby się go poznać. W wakacje. Będzie dużo czasu.
Danie wygląda całkiem... ciekawie. I w sumie smakowicie się zapowiada. ;))
Pozdrawiam!
Tak mi się podoba ten przepis, że aż sobie zapiszę :) Prosty, a wygląda tak, że mam na to danie ogromną ochotę!
Ja powoli, powoli robię małe kroczki w stronę makaronu. Kupiłam ostatnio gryczany, orkiszowy, z brązowego ryżu... W końcu przyjdzie czas na normalny :)
Wiesz Karolina ja sobie tak czasem wspominam jak się na studiach gotowało bez przepisów, książek z tego co się miało pod ręką. Pyszne te rzeczy były. Do dzisiaj pamiętam jak mi zabrakło pieniędzy pomiędzy wypłatą jednego stypendium a drugim i jak upiekłam jakieś bułki z wody, mąki i soli. Wyszły :) I smaczne były. Risotto z kiełbasą jak były lepsze czasy :)
Ajjjj
Czasem mi brakuje tamtego życia. Teraz już tylko czas szybko ucieka i wcale nie chce się zatrzymać...
Rozpisałam się :)
Uściski!
Hmn,,ciekawy przepis..nie zanim przeczytalam przepis..spodziewalam sie kielbasy heh..no coz chyba " po polsku" kojarzy mi sie tylko z kielabasa...no i z boczkiem...oj to az okropne ;/
A tutaj piekna kapustka, zdrowsza i lepsza ;)
tradycyjna nowoczesnośc.. bardzo mnie zaciekawiłaś.
Anno Mario, rzeczywiście, coś w tym jest, tylko zamiast sera u mnie jest kapusta. I przyznaję, że na co dzień wolę ser.
Arven, ja od dawna mam zamiar odtworzyć ich tartę z brokułami i nawet mam przepis na podstawie którego chcę to zrobić, ale jakoś ciągle ta tarta spada na dół listy, może teraz wreszcie się zmobilizuję.
Kucharnio, daj znać jak poszło :) Ja chyba też znowu zacznę zachodzić do Chimery częściej.
Zaytoon, do Chimery trzeba wstąpić obowiązkowo. A długich wakacji zazdroszczę.
Rafasiu, mam nadzieję, że będzie Ci smakować. To aż dziwne, jak dobre mogą być proste rzeczy.
Polko, zdecydowanie wtedy było więcej czasu, chociaż i tak gotowało się jakby szybciej, bo byłam ciągle o wiele bardziej głodna niż teraz. Chociaż z tego czasu został mi opór przed makaronem innym niż zwykły, bo gotowanie tego innego trwało jakieś 2 do 5 minut dłużej,na co absolutnie nie mogłam sobie pozwolić.
Gosiu, nie wiem, czy z kapustą, ale na pewno z jakimś tłustym mięsem i mnóstwem sosu. Ale tego ugotować nie umiem, więc na razie nie będzie.
Asiejo, fajne są takie tradycyjnie nowoczesne dania – niby znane z dzieciństwa, ale uzupełnione o nowe ulubione smaki.
Karlina nareszcie przyrządziłaś coś czego bym nie zjadła. Jak miło z Twojej strony :-)
Cała przyjemność po mojej stronie. Ale... poczekaj do jutra :)
Robilam kiedys lazanie z kapusta i lososiem. I byla, jakby to powiedziec zeby nie zlorzeczyc...calkowicie nie w moim guscie :) Udalo mi sie to calkiem ladnie ujac w slowa :)) Wiec tym razem za danko pieknie dziekuje.
Co do studenckich czasow... I pomyslec, ze ja kiedys zajadlam sie tymi psuedo chinskimi zupkami z makaronem (moja kolezanka dostala od tych zupek wrzodow). Teraz nawet do glowy mi nie przyjdzie, zeby to swinstwo kupic :)
I znow sciagnelysmy sie myslami :) Ja pisalam komentarz u Ciebie a Ty u mnie :)) Wciaz nie moge wpasc na to, jak to u nas funkcjonuje :)
Fakt, tez bym wolala te bulke z maslem ;) Znaczy teraz bez masla ;))
A makarony i u mnie dosyc rzadko goszcza, wlasciwie sama nie wiem dlaczego... Jako dziecko szczerze nienawidzilam makaronu, teraz jest troche lepiej, ale nie kazdy i nie ze wszystkim 'przejdzie';)
A Chimere znam i ja! Bylam tam tylko raz, ale musze przyznac, ze mi sie podobalo. I ze smakowalo :)
Pozdrawiam serdecznie Karolino!
Prześlij komentarz