Po ostatnim razie, kiedy wszyscy (ze mną na czele) poczuli się nieco rozczarowani tym, że „food design” znaczy „zaprojektuj, żeby sprzedać więcej” obiecałam Wam przedstawić trochę bardziej zabawne podejście do tematu (dla przypomnienia – o konferencji Food designu poczytacie tutaj).
Katja Gruijters zaczęła swoją prezentację od tego, że jest bardzo podekscytowana, że może z nami być. Typowe? Sztuką jednak jest powiedzieć to w ten sposób, że jest się wiarygodnym. Ja jej uwierzyłam. Następnie przedstawiła nam swoje źródło inspiracji: huśtawkę. „Kiedy mam coś wymyślić, siadam na niej i się huśtam” – powiedziała rozbrajająco.
Czym się różni się food design Katji od typowo biznesowego, przygnębiająco instrumentalnego podejścia?
Można to przedstawić tak: klienci dzielą się na tych, którzy największą uwagę zwracają na wygląd (produktu); na zapach; na teksturę i konsystencję. Dlatego, żeby produkt miał wysokie wyniki sprzedaży należy pomyśleć o wszystkich tych aspektach. Nie należy lekceważyć dotykowców, nawet jeżeli stanowią najmniejszą grupę, bo są to często kobiety, które mają największy wpływ na robienie zakupów.
Ale można też tak: wygląd, zapach, kształt tego co jemy jest bardzo ważny, to one mają wpływ na nasze wybory – proces złożony i często emocjonalny, który ma sprawić, żeby nasze życie było lepsze i przyjemniejsze.
Katja Gruijters definiuje to w ten drugi sposób. Wcale nie ukrywa, że jest osobą do wynajęcia i jej zadaniem jest pomóc w kreacji lepszych, bardziej dochodowych produktów. Ja jestem daleka jestem od anarchistyczno-wywrotowych tęsknot i nie zamierzam podważać ekonomicznych podstaw istnienia społeczeństw. Jednak to, czego chcę, to polepszenie jakości mojego życia za pomocą tej fantastycznej tabliczki czekolady, a nie podniesienie słupków sprzedaży – jeśli tylko producentowi uda się udowodnić, że on chce tego samego co ja ;) to wtedy obydwoje mamy szansę na tym skorzystać.
Ciąg logiczny zostanie zachowany całkiem przypadkowo, ale teraz będzie właśnie o czekoladzie i o tym, jak umiejętnie łączyć biznes ze sztuką. Czy da się zrobić koronkę z czekolady? – to pytanie pojawiło się dopiero po zrobieniu przez Gruijters koronkowych odlewów z gipsu (a może z czegoś innego, już nie pamiętam), gdzieś po drodze pojawiły się koronkowe kruche ciasteczka. Skończyło się na tym, że projektem zainteresowała się jedna z sieci holenderskich supermarketów i koronkowa czekolada trafiła do sprzedaży. Niestety, edycja była tak zwana limitowana i nie ma jej już w sklepach.
Rozczarowana tym faktem postanowiłam zrobić sobie własną manufakturę koronkowej czekolady. Początkowo wychodziły mi frustrujące kulfony, ale szybko doszłam do wprawy i powiem Wam, że wtedy było to prawdziwie natchnione i relaksujące zajęcie.
Oczywiście, żeby móc się mu oddać nie musicie robić również sernika, ale mimo to polecam, jest bardzo cytrynowy i naprawdę pyszny. Co prawda przydarzyło mi się przy nim coś dziwnego, zaczął opadać już w trakcie pieczenia, a te sztuki, które jeszcze nie opadły, zrobiły to zaraz po tym, jak chciałam, by wszystko się równo przyrumieniło i odwracając blachę uderzyłam nią o piekarnik. Miało to negatywny wpływ na kształt, ale, na szczęście, nie na smak ciasta. Jeśli nie chce Wam się dłubać przy pojedynczych porcjach podane proporcje wystarczą na małą tortownicę (przepis nie precyzuje, jak małą, ja bym użyła 24 cm, ale sernik będzie raczej niski) dobrze wtedy dorobić spód z herbatników.
Mam poczucie, że do końca udało mi się opisać, co właściwie widzę w tej Katji, ciekawych zachęcam do odwiedzenia jej strony: www.katjagruijters.nl
Prawie zapomniałam napisać, dlaczego przepis musiał się tu znaleźć najpóźniej dzisiaj – dołączam go do sernikowej akcji Oliwki.
Katja Gruijters zaczęła swoją prezentację od tego, że jest bardzo podekscytowana, że może z nami być. Typowe? Sztuką jednak jest powiedzieć to w ten sposób, że jest się wiarygodnym. Ja jej uwierzyłam. Następnie przedstawiła nam swoje źródło inspiracji: huśtawkę. „Kiedy mam coś wymyślić, siadam na niej i się huśtam” – powiedziała rozbrajająco.
Czym się różni się food design Katji od typowo biznesowego, przygnębiająco instrumentalnego podejścia?
Można to przedstawić tak: klienci dzielą się na tych, którzy największą uwagę zwracają na wygląd (produktu); na zapach; na teksturę i konsystencję. Dlatego, żeby produkt miał wysokie wyniki sprzedaży należy pomyśleć o wszystkich tych aspektach. Nie należy lekceważyć dotykowców, nawet jeżeli stanowią najmniejszą grupę, bo są to często kobiety, które mają największy wpływ na robienie zakupów.
Ale można też tak: wygląd, zapach, kształt tego co jemy jest bardzo ważny, to one mają wpływ na nasze wybory – proces złożony i często emocjonalny, który ma sprawić, żeby nasze życie było lepsze i przyjemniejsze.
Katja Gruijters definiuje to w ten drugi sposób. Wcale nie ukrywa, że jest osobą do wynajęcia i jej zadaniem jest pomóc w kreacji lepszych, bardziej dochodowych produktów. Ja jestem daleka jestem od anarchistyczno-wywrotowych tęsknot i nie zamierzam podważać ekonomicznych podstaw istnienia społeczeństw. Jednak to, czego chcę, to polepszenie jakości mojego życia za pomocą tej fantastycznej tabliczki czekolady, a nie podniesienie słupków sprzedaży – jeśli tylko producentowi uda się udowodnić, że on chce tego samego co ja ;) to wtedy obydwoje mamy szansę na tym skorzystać.
Ciąg logiczny zostanie zachowany całkiem przypadkowo, ale teraz będzie właśnie o czekoladzie i o tym, jak umiejętnie łączyć biznes ze sztuką. Czy da się zrobić koronkę z czekolady? – to pytanie pojawiło się dopiero po zrobieniu przez Gruijters koronkowych odlewów z gipsu (a może z czegoś innego, już nie pamiętam), gdzieś po drodze pojawiły się koronkowe kruche ciasteczka. Skończyło się na tym, że projektem zainteresowała się jedna z sieci holenderskich supermarketów i koronkowa czekolada trafiła do sprzedaży. Niestety, edycja była tak zwana limitowana i nie ma jej już w sklepach.
Rozczarowana tym faktem postanowiłam zrobić sobie własną manufakturę koronkowej czekolady. Początkowo wychodziły mi frustrujące kulfony, ale szybko doszłam do wprawy i powiem Wam, że wtedy było to prawdziwie natchnione i relaksujące zajęcie.
Oczywiście, żeby móc się mu oddać nie musicie robić również sernika, ale mimo to polecam, jest bardzo cytrynowy i naprawdę pyszny. Co prawda przydarzyło mi się przy nim coś dziwnego, zaczął opadać już w trakcie pieczenia, a te sztuki, które jeszcze nie opadły, zrobiły to zaraz po tym, jak chciałam, by wszystko się równo przyrumieniło i odwracając blachę uderzyłam nią o piekarnik. Miało to negatywny wpływ na kształt, ale, na szczęście, nie na smak ciasta. Jeśli nie chce Wam się dłubać przy pojedynczych porcjach podane proporcje wystarczą na małą tortownicę (przepis nie precyzuje, jak małą, ja bym użyła 24 cm, ale sernik będzie raczej niski) dobrze wtedy dorobić spód z herbatników.
Mam poczucie, że do końca udało mi się opisać, co właściwie widzę w tej Katji, ciekawych zachęcam do odwiedzenia jej strony: www.katjagruijters.nl
Prawie zapomniałam napisać, dlaczego przepis musiał się tu znaleźć najpóźniej dzisiaj – dołączam go do sernikowej akcji Oliwki.
Sernik cytrynowy z sosem śliwkowym
8 porcji o średnicy ok. 7 cm
źródło: sernik –cheescakes, pavlovas & trifles, reszta - inwencja własna
Składniki:
500 g twarogu sernikowego (im tłustszy, tym lepszy – zawsze)
165 g cukru
1/2 łyżki skórki cytrynowej (dałam ile wyszło ;)
2 łyżki soku z cytryny
4 żółtka
2 białka
180 ml kwaśnej śmietany (dałam mniej więcej połowę, bo mój twaróg był dość rzadki)
Sos:
300 g śliwek
100 g cukru
1/2 szkl. soku pomarańczowego
cukier waniliowy
dodatkowo: 100 g białej czekolady
Wykonanie:
- Przygotować foremki: z papieru do pieczenia wyciąć 8 okręgów o średnicy dna foremki i 8 pasków nieco wyższych niż foremka, tej długości, by dało się nimi okrążyć środek. Foremki wysmarować masłem, położyć do każdej kółko papieru do pieczenia, a boki wyłożyć paskiem.
- Piekarnik nagrzać do 160 stopni. W misce ubić twaróg z cukrem, dodać skórkę i sok z cytryny, żółtka i śmietanę. Białka ubić i wymieszać z masą serową.
- Masę przelać do foremek i wstawić do piekarnika. Ja piekłam ok. 50 minut, ale dobrze regularnie przyglądać się serniczkom. Wystudzić w piekarniku, lekko uchylając jego drzwiczki.
- Sos śliwkowy: z owoców wyjąc pestki, jeśli śliwki są duże, można je pokroić na cztery części. Wszystkie składniki sosu przełożyć do garnka i gotować ok. 10 minut od momentu wrzenia. Po tym czasie śliwki odcedzić i gotować sam sok, aż osiągnie gęstość syropu. Dolać go do śliwek i pozostawić do ostygnięcia. Jeśli będziecie gotować sos na bardzo dużym ogniu może zdarzyć się, że etap odcedzania nie będzie już potrzebny. Ponieważ w czasie robienia serników robiłam też bagietki, co oczywiście było bardziej priorytetowe, zagapiłam się i mój sos miał prawie konsystencję dżemu. Ale to w niczym nie przeszkadzało.
- Koronki z czekolady: czekoladę rozpuścić w kąpieli wodnej (dla przypomnienia, np.: garnek z gotującą się wodą, na nim miseczka – miska nie dotyka wody, w misce czekolada, czekamy, aż się rozpuści, mieszamy, zdejmujemy miskę z garnka). Z papieru do pieczenia robimy tytkę, przekładamy do niej czekoladę i na papierze do pieczenia ułożonym na desce do krojenia robimy dowolne esy floresy. Ja, dla ułatwienia, pod papier podłożyłam sobie kartkę z narysowanymi wzorami „koronek”. Deseczkę z papierem, na którym są narysowane koronki przekładamy do lodówki. Przechowywanie: papier do pieczenia tniemy na kawałki mniej więcej wielkości koronek, na każdym kładziemy zastygniętą czekoladę i układamy na sobie zestawy papier + koronka w pudełku plastikowym. Przechowujemy w lodówce do momentu podania, bo niestety, raz stopiona czekolada topi się potem znacznie łatwiej. Z podanej ilości czekolady wyjdzie prawdopodobnie więcej niż 8 koronek, ale należy założyć pewne straty w czasie procesu nauki posługiwania się tytką.
- Podanie: wystudzone serniki delikatnie oddzielamy nożem od boków foremki (papier nadal jest przyklejony do sernika), sernik delikatnie przerzucamy do góry dnem i wyrzucamy na dłoń, odklejamy papier ze spodu i boków, po czym przekładamy sernik na talerzyk. Polewamy sosem i dekorujemy koronką.
spód z herbatników:
250 g zmielonych herbatników
125 g masła
Herbatniki miksujemy z masłem i wykładamy je do formy. Odstawiamy do lodówki na 30 minut, a potem wykładamy na nie mieszankę masę serową. Pieczemy ok. godziny (chociaż, zważywszy na to, że małe serniczki piekłam aż 50 minut, pewnie dłużej).
25 komentarzy:
piękne koroneczki
I choćby po to warto było jechać do Poznania:-) Impressive!
śliczne!
Wow, ozdoby są niesamowite! Prawdziwie koronkowa robota :)
Fiu, fiu ale cudenka...Zaraz przypomnialy mi sie te koronki z Koniakowa :) Oczywiscie nie bedziemy robic czekoladowych stringow ale kto wie...moze to byc inwestycja w przyszlosc :))
Serniczki urocze. Skorzystam na pewno z przepisu jak tylko wroce z Polski. Tymczasem pozdrawiam Cie cieplo i zycze milego wieczoru :))
Wygląda to przecudnie! Koronką można udekorować każdy deser tak, żeby wyglądał wykwintnie :]
Hm, tak sobie myślę, że możnaby w ten sposób zrobić pajęczynkę i udekorować słodkości na nadchodzący halloweenowy wieczór :D
Te koronki są prześliczne! Aż szkoda byłoby mi je zjadać. A czekoholiczką jestem... ogromną. Aż wstyd się do tego przyznawać.
Serniczki kuszące - z resztą ja serniki ogólnie uwielbiam, stąd akcja. (Dziękuję za udział, Karolino! :)). I ten śliwkowy sos. Po prostu poezja smaku!
Co do stylizowania jedzenia... To zdecydowanie bardzo istotna część. A już szczególnie zwracam na to uwagę odkąd sama zainteresowałam się kulinariami i zaczęłam prowadzić bloga. Zdecydowanie lepiej je mi się to, co ładnie podane!
Pozdrawiam! :)
bardzo ciekawy wpis. mam teraz ochotę roztopić czekoladę i mazać koronki ;)
Zajrzałam też na stronę Katji. Jej koronkowe czekolady na pewno wpadłyby mi w oko.
pozdrawiam
koronki te są piękne. też za nimi szaleję, mam ich kilka w domu, ale nadal powiększam swoją kolekcję.
piękne serniczki. i ten sos, och! poezja.
"Oczywiście, żeby móc się mu oddać nie musicie robić również sernika, ale mimo to polecam, jest bardzo cytrynowy i naprawdę pyszny." - rozbroiłaś mnie Karolina :D Koronki sobie daruję, bo mi się przy takich robótkach łapy trzęsą :D ale sernik zapisuję, wszystko co z cytryną uwielbiam :) Świetnie piszesz!
A odnośnie food designu - tak się zastanawiam czy gdybym miała zacząć bawić sie w układanie ciastek na talerzu czy robienie kwiatków z marchwii dla zarobku to czy nadal by mnie to tak bawiło..
Ach a wiesz ja dzisiaj tez upieklam sernik cytrynowy..co prawda inny, ale zaluje ze nie mam powidel..ciekawa jestem jak smakuje..wlasciwe to czuje, ze musi byc pyszny nie ma wyjscia:)
Kiedy nie wiadomo o co chodzi, chodzi o pieniądze... Temat food-designu jest ostatnio bardzo modny, chociaż tak naprawdę rozwija się od tysiącleci.
CO do Katji, to fajni że ona tez dostrzegła lukę w jedzeniu kwiatów:)
Piękne koronki! I serniczki i poproszę o porcję dla mnie;)
koronki konkretne!
B fajne koronki, jak rowniez sernik i sos. Te biale koronki na serniku przypominaja mi rysunek zatrzymujacych sie smigiel samolotu lub London Eye.
SOs dobrze mi gra z sernikiem. A koronki robię podobne, choć częsciej są to choinki, bo głownie przed swietami mam czas/chęć/zacięcie do takich wyczynów :)
JAko że nie mam za dużo czasu, jeszcze tylko chcę podziękować CI za bagietki z przepisu poniżej :) Jego długośc jest imponująca! Uwazam, że czasem warto się wgłębić w materię, potem ta wiedza zostaje i najbardziej lapidarne przepisy wydają się zrozumiałe.
POzdrowienia jesienne ślę, Karolina!
W sumie Karolina to do tamtych galaretek bym sie nie zabrala, ale takie koronki to inna bajka :) Rok temu w "Na Miotle" byly obledne koronki z lukru, polecam i bez marketingu :D
Kaczucho, dziękuję :)
Anno Mario, i tak warto było, ja staram się patrzeć pozytywnie na każde nowe doświadczenie ;)
Zauberi :))
Arven, na szczęście szybko dochodzi się do wprawy!
Majko, a Ty znowu w Polsce? A koronka to nie tylko Koniaków, jestem teraz wszechstronną specjalistką ;) bo się tym trochę w pracy aktualnie zajmuję, więc mnie tym bardziej ten Katji projekt ucieszył.
Toczko, pewnie, że wszystko można ozdobić w ten sposób. Halloweenowa pajęczyna to super pomysł.
Paulo, :)
Zaytoon, zdecydowanie wolę, kiedy coś jest ładnie podane, chociaż kiedy gotuję sama, wszystkie opakowania i miseczki po przygotowywaniu jedzenia często spycham na przeciwną część stołu i udaję, że jem w ładnym otoczeniu ;)
Myślę, że koronki można bez żalu zjadać, zawsze będzie okazja do zrobienia następnych.
Maddie, ja się jeszcze zastanawiam nad koronkowymi herbatnikami i chyba mam nawet pomysł.
Karmel-itko, niedawno nawet uczyłam się robić prawdziwe koronki i muszę przyznać, że jest to równie fajna zabawa jak z tymi czekoladowymi.
Moniko, dzięki :))) Ja też się nad tym zastanawiałam, czy szybko nie miałabym tych ciastek po wyżej uszu, od rana do wieczora mając z nimi do czynienia. Chociaż sądzę, że podchodząc do tego tak, jak Katja, czyli bardziej jako do sztuki niż biznesu (mimo wszystko) można uratować entuzjazm.
Gosiu, a pewnie, że jest pyszny :) Ja myślałam jeszcze, że dżem morelowy też byłby dobry i taki był pierwszy plan, ale sezon na morele się skończył.
Pinkcake, a wiesz, na prezentacji też mówiła o tych kwiatach i nawet o Tobie wtedy pomyślałam :)
Anno-Mario, oczywiście częstuję!
Akka, czekoladowe musi być konkretne ;)
Arku, "śmigła" to były moje pierwsze dzieła, potem można przejść do bardziej wyrafinowanych wzorów ;)
Aniu, ja przed ubiegłymi świętami widziałam wszędzie wiele podobnie koronkowych cudowności z lukru, ale mi się nie udawało tego powtórzyć, a teraźniejszy sukces też przyszedł dzięki Julii i jej instrukcji (rysunkowej!) robienia idealnej papierowej tytki.
Przepis na bagietki to było wyzywanie i przy robieniu, i przepisywaniu, ale masz rację, dzięki temu dobrze go pamiętam i naprawdę wiem o co chodzi, więc warto było się pomęczyć (ale brioszki i tak będą z miksera). Pozdrowienia
Buruuberii, właśnie w odpowiedzi do komentarza Ani napisałam o tych lukrowych, strasznie mi się podobały, ale efekty mojej pracy były mierne... W tym roku jednak próbuję znowu, skoro jestem wyposażona w doświadczenie i narzędzia ;)
a jak się robi takie piękne koronki?
Fajne to! I sernik też pyszniasto wygląda:)
Koronki z czeko, koroni z lukru mogę sobie tylko popatrzeć :)
Przecież ja czegoś takiego bym nigdy w życiu nie zrobiła!
Tego talentu mi poskompiono :D
Trudno.
Mimo że mnie taki food styling mierzi to ja Ci powiem ze z chęcią bym na taką konferencję się z Tobą zabrała!
Ale zawodowo tu chyba bym nie chciała tego robić. Nuuuuda :) /jak wspomniała Monika wyżej/
Całus!
Nino, opis robienia koronek jest w przepisie, chociaż główną rolę, przynajmniej przy pierwszych, odgrywa cierpliwość ;)
Andziu, i był pyszny :)
Polko, myślę, że Tobie by się też udało, bo o ile talentów manualnych mam wystarczająco dużo, to cierpliwości za grosz, co psuje każdy efekt. Ale jakoś poszło.
A konferencji i warsztatów ma być więcej, tylko wszystko (jak na razie) w Poznaniu, a podróż tam wymaga nadludzkiego samozaparcia (przynajmniej jak na moje możliwości), tymczasem pozostaję więc przy koronkach.
no i cóż ja mogę powiedzieć?!cudne! szkoda, że nie powstały wcześniej, byłyby przecież idealne na wystawę ;)......
uwielbiam ten styl: "należy założyć pewne straty w czasie procesu nauki posługiwania się tytką"...
Jasiek też się uśmiał, a przy okazji powiedział, że "ładnie to wygląda"
Prześlij komentarz