czwartek, 23 września 2010

Rodzinne obiady, Jamie i chipsy



Pamiętam widziane kiedyś u Ani zdjęcie strony w książce Gordona Ramsaya (ale, że Ramsaya, to szczegół akurat nieważny), które mówiło, że prawie połowa rodzin nie zasiada codziennie do wspólnego posiłku. Dane dotyczyły zapewne Wielkiej Brytanii, ale nie sądzę, żeby w Polsce było inaczej.

U mnie w domu, kiedy tylko było to możliwe, posiłki jadło się (i zresztą nadal się je) wspólnie. W tygodniu, wiadomo, jak wypadło, najczęściej tylko wieczorem, ale w czasie weekendu zarówno podczas śniadań, poprzez obiady, aż po kolacje razem siadaliśmy przy stole. Podejrzewam, że pewnie niektórzy uznają to za straszną katorgę. Odgórnie narzucony rygor, za wyłamanie się z którego grożą wyrzuty i symboliczne wykluczenie z rodzinnej wspólnoty. Cóż, od czasu do czasu miewałam myśl o śniadaniu czy kolacji przed telewizorem, zwłaszcza kiedy leciał jakiś bardzo, ale to bardzo ciekawy program. W pozostałych przypadkach, czyli prawie we wszystkich, niespecjalnie się nad tym zastanawiałam, bo była to niekontrowersyjna oczywistość. Jednak, jeśli poświęcić wcale nie tak powszechnemu faktowi wspólnego jedzenia trochę refleksji, bardzo się cieszę, że był to czas, który spędzaliśmy razem. I myślę, że robiliśmy i robimy to nie tylko dlatego, że jest to oczywiste, ale ponieważ po prostu lubimy razem przebywać i dzielić się tym, co wydarzyło się od ostatniego razu. Żeby nie było tak cukierkowo, istnieje również ciemna strona tych chwalebnych praktyk, o której napiszę, chociaż także mnie stawia to w niezbyt korzystnym świetle: otóż, zarówno przygotowaniami do tych wspólnych posiłków, jak i sprzątaniem po nich zajmuje się prawie wyłącznie mama. I to akurat wcale nie jest dobrze.



Przechodząc znów do rzeczy weselszych, do napisania o tym wszystkim skłoniła mnie wygrana niedawno w konkursie Majki książka Jamiego Olivera Moje obiady. Bawią mnie niektóre mądrości życiowe Jamiego, które wygłasza w swoich programach, ale każdy z jego przepisów mogę w ciemno polecać. Podobają mi się także jego akcje społeczne, do których należy i ta, zachęcania ludzi do, po pierwsze, gotowania, po drugie, jedzenia ugotowanych potraw wspólnie. Postanowiłam nie pisać o żadnym daniu obiadowym, to byłoby zbyt banalne, zamiast tego zaproponuję Wam dzisiaj pozornie całkowite przeciwieństwo dobrego posiłku: kanapkę z chipsami. Ale, uwaga, to jedzenie może nie jest zdrowe, co nie znaczy, że byle jakie. Może być tak fast lub slow foodowe jak tylko zechcecie. Świeży chleb, możliwie samodzielnie pieczony, dobrej jakości ser, a nawet przed chwilą usmażone chipsy (na to się już nie porwałam...) sprawią, że Wasza kanapka będzie przysmakiem prawie na miarę foie gras. Pomijam tu aspekty etyczne spożywania podobnych rzeczy, ale co by nie powiedzieć, produkt jest ekskluzywny i o to mi tu chodzi. Podaję przepis na moją wersję (marynowaną cebulkę, za którą nie przepadam, zastąpiłam smażoną). Jamie precyzuje, że to potencjalne źródło rozstroju żołądka (ale tylko jeśli użyjecie marynowanej cebulki) spożywa raz w miesiącu, ja chyba nie będę aż tak regularna, ale połączenie jest zabawne i warte wypróbowania.



Kanapka z chipsami
1 porcja

Składniki:

2 kromki chleba, nie do końca rozcięte od spodu (tzn. tego miejsca, które było spodem, jak stanowiły część bochenka)
2-3 plasterki żółtego sera
kilka chipsów
1 średnia czerwona cebula
masło


Wykonanie:

Cebulę pokroić w piórka i dość wolno usmażyć na maśle lub oleju, aż ładnie się skarmelizuje. Posolić. Chleb posmarować od środka masłem (chociaż moim zdaniem nie jest to konieczne, bo tłuszcz jest już w cebulce), położyć warstwę cebulki, sera i chipsów. Jeść. Najważniejsze jest dostosowanie ilości składników do wielkości kromek chleba, by była między nimi równowaga.

19 komentarzy:

Piegowata pisze...

Na Wyspach kanapki z chipsami są bardzo popularne. Widziałam różne chrupki wkładane pomiędzy dwie kromki chleba :D Nigdy się nie pokusiłam;) Mnie przyprwiają o wytrzeszczenie oczu, choć dziś już mniejsze:)
Pozdrawiam:)

Ewelina Majdak pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Ewelina Majdak pisze...

W mojej poprzedniej pracy (Manchester - północna Anglia) takie kanapki były na porządku dziennym. Dosłownie :) Nie dałam się wtedy przekonać i teraz też się raczej nie skuszę, ale tylko dlatego że nie spożywam takiej ilości węglowodanów w jednym posiłku (w ogóle staram się je ograniczać bo po węglowodanach puchnę). Kiedyś na własne oczy widziałam jak nasz współlokator z Essex jadł kanapkę z ravioli czy kanapkę z frytkami obie obowiązkowo z octem vinegar :)
Ale czipsy (ang. crisps, bo chips to tutaj frytki) uwielbiam! Mój faworyt to Lays Fromage lub Zielona Cebulka (w Polsce), a w Anglii Red Sky.
Mówisz że książka fajna?

Uściski!
e.

Unknown pisze...

Kanapka z czipsami czy tzw. chip butty czyli buła z frytkami to dla mnie nieprzekraczalna granica. Oczywiście gdybym umierała z głodu - tak, ale w żadnym innym razie.
Jamiego natomiast od dawna darzę dużą sympatią (za to Gordona antypatią); jest na oficjalnej liście filantropistów jednym z największych darczyńców w kategorii poniżej 40. roku życia.

majka pisze...

No to zes sobie wyszukalas przepis... Niemozliwa jestes :) O takiej kanapce nie slyszalam ale o frytkach polanych octem i zajadanych przez Irlandczykow tak (opowiadal moj brat tam urzedujacy :)) Mysle, ze nie pokochalaby takiej kanapki ale sprobowac to bym sprobowala :)

A wspolne posilki sa fajne. U mnie w rodzinnym domu raczej bylo z tym na opak ale juz teraz u siebie wprowadzam je powoli.

magda [mrs. berry] pisze...

tak jak poprzedniczki miałam okazję wiele kombinacji kanapka+chipsy widzieć. Najgorszą z nich była chyba bułka z angielską fasolką i serowymi cheerios. Możliwe,że i nie smakuje najgorzej, ale.. najpierw 'jem oczami',a po takim widoku na pewno nie miałabym apetytu :)

Lubię wspólne jedzenie, szczególnie jeśli,to jedna z niewielu okazji by spędzić ze sobą trochę czasu zanim każdy 'poleci' czymś się zająć :) Na szczęście udało mi się wprowadzić podział ról i jeśli,to ja gotuję,to już nie sprzątam i vice versa :)

Asia pisze...

jamie ma odjechane pomysły i za te go uwielbiam. Kurcze, tej ksiązki akurat nie mam, ale cierpliwie się przymierzam do kupna, bo narazie zamówiłam inną :)

wielorybnik pisze...

Przyznaję, że zabiłaś mnie tym pomysłem, ale chyba jeszcze dzisiaj spróbuję :) Bo tak sobie pomyślałem, że się tutaj jeszcze na żadnym przepisie nie przejechałem, a jakby co, to rzecz jest na tyle prosta i szybka, że bez żalu można w razie czego odłożyć :))) Chociaż nie sądzę, żeby do tego doszło, bo chipsy, niestety, uwielbiam...
Pozdrawiam !

Anonimowy pisze...

Przyznam szczerze, że kiedy przeczytałam o tej kanapce, szczęka opadła mi na klawiaturę. Nie. Nie na klawiaturę. Na podłogę raczej. Przeraża mnie. Dużo bardziej niż kanapka Elvisa, czyli masło orzechowe z bananem przysmażona na maśle(notabene bardzo smaczna!). Ta z chipsami, to chyba jednak nie dla mnie. Potraktuję jako kulinarną ciekawostkę raczej. ;))

Co do wspólnych obiadów - należę do owej niechlubnej połowy. Bardzo rzadko zdarza się nam jeść wspólnie. Ale to już tylko i wyłącznie wina bardzo rozstrojonych pór powrotów do domu. Niektórym groziłoby to śmiercią głodową. W weekendy jednak, choćby na obiad, zasiadamy do stołu wspólnie. Chyba więc nie jest tak źle?...

Pozdrawiam! :)

viridianka pisze...

rany odważyłąś się?! ja nie jestem jeszcze na tyle dzielna choć zawsze patzrę na tą kanapkę jak Moje Obiady przeglądam (;

wspólne obiady u nas są codziennie, zawsze o godzinie 15, w weekendy o 13. W sumie teraz jak obecnie większa część młodszej części naszej 10-osobowej Rodziny na studia poszła to rozumie się samo przez się że obiady już tak wspólne nie są. U nas jest tak że Babcia piecze i gotuje, potem jest ustalony grafik to zmywa i kto wyciera ((;

KUCHARNIA, Anna-Maria pisze...

A wiesz, przedwczoraj przeglądałam tą książkę i ta kanapka tak strasznie mnie kusiła, a teraz Ty kusisz jeszcze bardziej.

Kasia Fiołek pisze...

O rany...nie-moż-li-we....:DDD Nie zjadłabym za nic!

Arvén pisze...

Takie kanapki to na porządku dziennym były u mnie w podstawówce. Ktoś jadł kanapkę, ktoś jadł chipsy, następowała wymiana towarowa i jakoś się robiły kanapki z chipsami.
Wbrew pozorom, zjadliwe, chociaż wyrosłszy z podstawówki chyba bym się nie porwała na to drugi raz...

karoLina pisze...

Piegowata, a ja sądziłam, że to bardzo oryginalne danie ;) No trudno... smak jednak nie jest aż tak dziwny, jak ta kombinacja obiecuje.

Polko, chciałam już napisać, że nigdy nie zastanawiałam się nad ilością jednorazowo spożywanych węglowodanów, ale to oczywista nieprawda. Prawdą natomiast jest, że jak sobie postanowię zjeść coś tak jednoznacznie mało zdrowego, to rzeczywiście uznaję, że zastanawianie się jest zbędne. Kanapkę z frytkami kiedyś, chociaż nie była to moja decyzja ;) zjadłam, było ok, ale na ten ocet to już bym się nie zdobyła. Książka mi się podoba, jest m.in. dużo prostych i fajnych pomysłów na warzywa, a tego mi zawsze brakuje.

Anno Mario, jak już napisałam powyżej i bułkę z frytkami mam za sobą, chociaż to był przypadek. I wiesz, zjadła bym po raz drugi, chociaż w praktyce pewnie prędko tego nie zrobię, bo w ogóle nie jadam (no, chyba, że umieram z głodu ;) tego typu kupnych rzeczy.

Majko, ten ocet, to już przesada, ale nie bez powodu zrezygnowałam z marynowanej cebulki. Inne przepisy też wypróbuję, mam już parę upatrzonych ;)

Maddie, ta fasolka i cheeriosy to rzeczywiście nie brzmi dobrze... chociaż cheeriosów ja nie tykam nawet i bez buły. A co do podziału ról, o jakim piszesz, to raczej też bym za tym optowała w mojej przyszłej rodzinie.

Kuchareczko, książka jest bardzo przydatna w szybkim obiadowym gotowaniu. ale pewnie z tej "innej" książki też będziesz zadowolona, bo w Jamiem to jest fajne, że większość przepisów jest naprawdę mało czasochłonna.

Wielorybniku, a ja właśnie chipsów nie lubię, więc to dla mnie było tym bardziej smakowe wyzwanie :) Myślę, że od czasu do czasu nie zaszkodzi, ale lepsze to niż kupna buła, do której nie wiadomo co włożyli.

Zaytoon, znam i kanapkę Elvisa, chociaż nie pamiętam, czy ją robiłam. A co do tej chipsowej, chipsy zawsze można wyjąć i zjeść osobno, ale smak naprawdę nie jest aż tak przerażający. Jeśli chodzi o wspólne obiady, wiadomo, że nie zawsze jest na to czas, chyba ważniejsze jest to, czy zależy Wam, żeby czasami pobyć razem i jednak o ile jest to możliwe, to razem spędzacie czas.

Viri, niestety i u mnie odkąd wszyscy zaczęli studiować i się porozjeżdżali z tym wspólnym jedzeniem bywa różnie. A jak pamiętam rzeczy, które robiłaś razem z babcią, to chyba powinniście się bić, o to, kto pozmywa, byleby coś ugotowała ;) Kanapką jest ok, ale daj znać, jeśli odważysz się na marynowaną cebulkę ;)

Anno-Mario, od czasu do czasu trzeba sobie pozwolić na odrobinę szaleństwa.

Dragonfly, na pewno bym Cię przekonała ;) Ostatecznie uciekła się do podstępu, bo ja też za nic nie zjadłabym bułki z frytkami, ale taką dostałam, zjadłam i okazało się, że nawet mi smakowało :)

Arven, kto by pomyślał, wynalazczość dzieci w wieku szkolnym nie zna granic. Ja bym chyba zjadła, choćby przez sentyment.

Bea pisze...

Hmmm... dla mnie kanapka bedzie zdecydowanie bez chipsow ;)
Za to wspolne jadanie posilkow popieram jak najbardziej; tutaj to bardzo wazny element rodzinnego zycia, co bardzo mi sie podoba :)

Pozdrawiam Karolino!

karoLina pisze...

Beo, wyznam Ci, że ja chipsów w ogóle (no, prawie) nie jem i kupując je czułam się prawie jakbym robiła coś wstydliwego. Ale czegoś tak nie prawdopodobnego nie mogłam nie spróbować.

Bea pisze...

Ja pewnie tez bym sprobowala! Bo tak jak piszesz - to dosyc 'nieprawdopodobne' polaczenie ;)

buruuberii pisze...

Karolina, lubie Twoje zdrowe podejscie do niekoniecznie zdrowej zywnosci - 5 chipsow jeszcze chyba nikogo nei zabilo :)
Mam ochote na ta kanapke od dawna i wiele innych Jamiego, lubie go, lubie jego opowiesci i z pozoru banalne potrawy, ale domowe, takie jakby swojskie, nawet jak z chipsami :D

karoLina pisze...

Buruuberii, pewnie, że nie zabiło, chociaż resztę paczki oddałam bratu, nie tyle ze względu na to, że wolę na niego przerzucić ewentualne perspektywy podniesionego poziomu cholesterolu, czy co tam można po tych chipsach mieć, co raczej z tego powodu, że to 5 to górna granica mojej chipsowej wytrzymałości ;) Gdyby tylko udawało mi się i z innymi produktami postępować równie wstrzemięźliwie.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...