Słyszałam, że straganiarze mają tyle zamówień na halloweenowe dynie (a to informacja sprzed kilku tygodni), że już się martwią, jak zdołają zapewnić je wszystkim klientom. Nie zamierzam świętować Halloween, tylko Festiwal Dyni ogłoszony przez Beę, ale wykorzystanie dyniowej skórki jako uroczej latarenki, chociaż niekoniecznie wyposażonej w szczerbaty uśmiech i złośliwe oczka (skłaniałam się ku geometrycznej abstrakcji), wydało mi się dobrym pomysłem.
Podobno, jeśli chce się wykorzystać dynię do latarenkowego celu, miąższ należy wydłubać łyżką. Być może jest to skuteczny sposób, pod warunkiem, że zadowala nas pozyskanie dyniowego puree. Ja potrzebowałam kostek. I pewnie rzecz byłaby do zrobienia, ale niecierpliwość i głód zmusiły mnie do podjęcia bardziej zdecydowanych kroków, pożegnania się z koncepcją latarenki, kilku zdecydowanych ruchów nożem i po ślicznej, pomarańczowo-żółto-zielonej dyni, ze smoczą, chropowatą i bąblastą skórką, nie ma już śladu.
A właściwie jest, w postaci rządka słoiczków w specjalnie na ich cześć uporządkowanej szafce. No, na tyle uporządkowanej, by zmieścić tam słoiki. Bo, chociaż to warzywo roztacza przede mną coraz smaczniejsze uroki, zjedzenie całej wielkiej dyni wydawało się przekraczać moje możliwości. Postanowiłam więc zamienić ją na dyniowe puree, które posłuży mi do robienia zupy, placuszków, ciast, zapiekanek i innych takich, kiedy świat na wiele miesięcy o dyni zapomni. W efekcie, prawie całe swoje długo oczekiwane wolne popołudnie poświęciłam na obieranie, krojenie, gotowanie i wpakowywanie do słoików mojej pięknej dyni. To bardzo, bardzo proste. Jednak przemysłowa ilość, która powstaje z zaledwie jednej sztuki sprawiła, że czułam się jak na linii produkcyjnej. Żadnego innego przetworu nie mam tak dużo. I wiecie co? Chyba zrobię jeszcze więcej, bo dynia to nieskomplikowany, pyszny i zdrowy produkt. Mam tylko nadzieję, że słoiczki wytrzymają, bo nadal nie udało mi się posiąść umiejętności porządnego ich zamykania.
Tymczasem, z bohatersko wykrojonych kostek przygotowałam pyszną jesienną sałatkę, a następnego dnia, na bazie tych samych składników, pyszną jesienną dyniową zupę. Przepis na sałatkę pochodzi z Roast figs sugar snow, trochę go dostosowałam do swoich bieżących możliwości i w tej wersji podaję, zachowując wszakże proporcje z książki, bo ja nie trzymałam się żadnych.
Podobno, jeśli chce się wykorzystać dynię do latarenkowego celu, miąższ należy wydłubać łyżką. Być może jest to skuteczny sposób, pod warunkiem, że zadowala nas pozyskanie dyniowego puree. Ja potrzebowałam kostek. I pewnie rzecz byłaby do zrobienia, ale niecierpliwość i głód zmusiły mnie do podjęcia bardziej zdecydowanych kroków, pożegnania się z koncepcją latarenki, kilku zdecydowanych ruchów nożem i po ślicznej, pomarańczowo-żółto-zielonej dyni, ze smoczą, chropowatą i bąblastą skórką, nie ma już śladu.
A właściwie jest, w postaci rządka słoiczków w specjalnie na ich cześć uporządkowanej szafce. No, na tyle uporządkowanej, by zmieścić tam słoiki. Bo, chociaż to warzywo roztacza przede mną coraz smaczniejsze uroki, zjedzenie całej wielkiej dyni wydawało się przekraczać moje możliwości. Postanowiłam więc zamienić ją na dyniowe puree, które posłuży mi do robienia zupy, placuszków, ciast, zapiekanek i innych takich, kiedy świat na wiele miesięcy o dyni zapomni. W efekcie, prawie całe swoje długo oczekiwane wolne popołudnie poświęciłam na obieranie, krojenie, gotowanie i wpakowywanie do słoików mojej pięknej dyni. To bardzo, bardzo proste. Jednak przemysłowa ilość, która powstaje z zaledwie jednej sztuki sprawiła, że czułam się jak na linii produkcyjnej. Żadnego innego przetworu nie mam tak dużo. I wiecie co? Chyba zrobię jeszcze więcej, bo dynia to nieskomplikowany, pyszny i zdrowy produkt. Mam tylko nadzieję, że słoiczki wytrzymają, bo nadal nie udało mi się posiąść umiejętności porządnego ich zamykania.
Tymczasem, z bohatersko wykrojonych kostek przygotowałam pyszną jesienną sałatkę, a następnego dnia, na bazie tych samych składników, pyszną jesienną dyniową zupę. Przepis na sałatkę pochodzi z Roast figs sugar snow, trochę go dostosowałam do swoich bieżących możliwości i w tej wersji podaję, zachowując wszakże proporcje z książki, bo ja nie trzymałam się żadnych.
Sałatka z dynią na ciepło
6 porcji
Składniki:
1.5 kg dyni (ok. 900 g po obraniu)
oliwa
250 g sera z zieloną pleśnią (pokroić)
275 g zielonej soczewicy
1/2 małej cebuli, drobno posiekanej
15 g masła
1/2 łyżki oliwy
1 1/2 łyżki posiekanej pietruszki (zapomniałam kupić, więc nie było)
dressing:
1/2 łyżki octu z białego wina
1 łyżeczka musztardy z Dijon
4 łyżki oliwy
duża szczypta cukru
Wykonanie:
- Soczewicę wrzucić do zimnej lub gorącej posolonej wody i gotować, aż zmięknie. Potrwa to 15-30 minut (z mojego doświadczenia wynika, że raczej 30). Kiedy się ugotuje, odcedzić.
- Dynię pokroić w kostkę. Na patelni rozgrzać oliwę, wrzucić dynię i smażyć, aż będzie miękka. Posolić, zdjąć z patelni.
- Na tej samej patelni (można oczywiście umyć/zmienić, ale po co?) roztopić masło i oliwę, podsmażyć na nich cebulę, aż będzie miękka, ale nie nabierze koloru.
- Zrobić dressing: wymieszać dokładnie wszystkie składniki, doprawić solą i pieprzem.
- Kiedy soczewica się ugotuje, wrzucić ją na patelnię do cebuli i chwilę smażyć. Dodać 2/3 sosu i pietruszkę, doprawić solą i pieprzem.
- Na każdy talerz wyłożyć trochę soczewicy, na nią dynię, a na koniec ser. Skropić pozostałym sosem.
Drugi przepis, który dorzucam do Festiwalu Dyni, to dyniowe chocolate chip cookies, które u mnie zlały się w jedno wielkie cookie. Czy to przepis jest trefny, czy ja mało uważna, trudno powiedzieć, w każdym razie, smak był bez zarzutu, dzięki dodanym przyprawom rozgrzewająco korzenny, zaledwie leciutko dyniowy, kto wie, potrafi wyczuć, kto nie wie, na pewno nie zarzuci Wam, że chcecie go czymś dziwacznym otruć. Śliczny oryginał możecie zobaczyć tutaj, a jeśli sami chcielibyście uzyskać chociaż coś zbliżonego kształtem do ciasteczek (co, moim zdaniem, warte jest zachodu, bo skarmelizowane, ciągnące brzeżki są bardzo apetyczne) użyjcie formy lub nawet papilotek do muffinek. "Ciastka" najlepiej smakują lekko ciepłe.
"Ciasteczka" z dynią i czekoladą
230 g masła
1 szklanka białego cukru
1 szklanka brązowego cukru
2 duże jajka
cukier waniliowy
1 szklanka puree dyniowego z puszki*
3 szklanki mąki
2 łyżeczki sody oczyszczonej
1/2 łyżeczki soli
1 łyżeczka cynamonu
1/2 łyżeczki imbiru w proszku
1/4 łyżeczki gałki muszkatołowej
1/4 łyżeczki mielonych goździków
2 szklanki czipsów z mlecznej czekolady (dałam posiekaną czekoladę)
Wykonanie:
- Piekarnik nagrzać do 180 stopni. Blachy wyłożyć papierem do pieczenia.
- Masło utrzeć mikserem na gładką masę. Dalej ucierając dodawać po trochu obydwa rodzaje cukru i cukier waniliowy, aż mieszanina będzie lekka i puszysta. Dodać po jednym jajku, a następnie dyniowe puree.
- Wszystkie suche składniki wymieszać razem, po czym po trochu dodawać do ciasta. Na końcu wmieszać czipsy.
- Na blasze wykładać łyżką ciasteczka, piec ok. 15-20 minut, aż będą rumiane na brzegach.
- Zrobiłam z połowy porcji, wyszło ok. 20 dużych ciastek (oczywiście, to stan przed pieczeniem, bo jak wspomniałam wyżej, i co świetnie widać na zdjęciu, efektem końcowym było jedno gigantyczne ciacho).
15 komentarzy:
wiesz co, ja to chyba sobie w przyszły weekend taką latarenkę zrobię :)
a co do ciastek to najważniejsze, że smakowały, bardzo interesujący przepis... miałam sobie dać spokój już z dynią w tym roku bo na wakacjach obrałam 3 ogromne i miałam już trochę dość, ale jak tak patrzę na kolejne smakołyki przez Was przygotowywane na Festiwal to coraz bardziej mis ię dyni chce!
Karolina, pięknie dynię wykorzystałaś:) Zwłaszcza sałatka podbiła moje serce!
Pozdrawiam!
A ja dzis wlasnie zrobilam halloweenowa latarenke :)miazsz wydlubywalam lyzka do lodow-dosc szybko szlo-polecam :)
Ta salatka na pewno przepyszna jest,bo swietne jest laczenie sera plesniowego z dynia,a ciastka bardzo apetycznie wyglaaja :)
Ja püree robie piekac dynie w piekarniku zawinieta w alufolii-probowalas??
Pozdrawiam cieplutko :)
U mnie tez latarenki raczej nie bedzie ;) Tym bardziej ze nawet na puree kroje dynie w plastry i tak wlasnie ja pieke. Do wydlubywania miazszu lyzka z takiej duzej nie mialabym cierpliwosci ;)
A ja wlasnie jutro tez napisze o puree. Testowalam ostatnio dwa nowe przepisy z dodatkiem puree wlasnie. Tyle tylko, ze ja na razie rozkrajam te mniejsze okazy ;)
I salatka i ciast(k)o bardzo mi sie podoba. Ale mnie wszystko z dynia sie podoba ;))
Pozdrawiam Karolino!
I przepraszam, ze jeszcze nie odpisalam na ostatniego maila... Obiecuje jutro.
Mnie robienie latarenki z dyni jakos nie pociaga :) Moze zrobie ja kiedys Malemu, jak troche podrosnie i bedzie chcial ale na razie Halloween jest dla mnie jedna wielka abstrakcja i niech tak pozostanie (zdecydowanie wole nasz sposob obchodzenia Swieta Zmarlych). Za to koniecznie musze sobie zrobic puree z dyni na zime .) Salatka z dyni bardzo mi sie podoba, lubie i soczewice i ser plesniowy wiec w kombinacji z dynia na pewno by mi posmakowalo. "Wielkie ciastko" tez musi byc pyszne :))
Wygląda smakowicie. Jestem wegetarianką i staram się wyszukiwać posiłki odpowiadające moim preferencjom. Czasem jednak brakuje mi pomysłu na nowe potrawy. Pomocą są mi Twoje pomysły oraz restauracja Green Patio w Warszawie, która ma naprawdę dobre posiłki dla wegetarian.
Swietna ta sałatka. Przyznam, że ja lubię Halloween, zwłaszcza, że ostatnimi laty obchodziliśmy je na przebieranym przyjęciu u znajomych. Natomiast odstręcza mnie polski sposób, w jaki obchodzi się 1 listopada w Pl - to smutne umartwianie się i stanie w miejscu w zimnie i wzajemne wyrzuty krewnych o niedbanie o groby... Stanowczo wolę podejście meksykańskie, o którym pisze Arek z Eat After Reading
Twój smoczy gigant prezentuje się bardzo interesująco!
A dania, szczerze powiem... jeszcze lepiej! Szczególnie intrygują mnie ciastka, choć i sałatka zdaje się być niczego sobie. Szkoda tylko, że w całości musiałabym zjeść ją sama - wszak w moim domu brak ludzi otwartych na jakiekolwiek kulinarne eksperymenty (prócz pewnej K., która wróciła niedawno na Wyspy - jak na złość!), a dla jednej porcji nie warto kupować owego cudnego, okrągłego warzywa.
Pozdrawiam! :)
Podoba mi się. :) Ale dyni się boję, bo jest taka wielka. Dobrze, że podałaś kilka opcji wykorzystania jej.
Same ciekawe propozycje :) A dynia wspaniała !
Karolino, a masz może jakiś dobry, sprawdzony przepis na takie klasyczne, amerykańskie pumpkin pie ? Niby wszędzie w sieci się roi od tych przepisów, ale wolałbym skorzystać z czegoś, co ktoś zaufany wcześniej wypróbował, więc się pytam... :) A co do puree: ja pokrojoną w kostkę dynię bez wody podgrzewam na bardzo wolnym ogniu, aż puści sok i w tym soku się udusi do miękkości. Potem tylko zostaje zmiksować na gładką masę.
Pozdrawiam !
Viri, ja też się jednak zastanawiam nad tą laterenką... Nie tylko Ty masz ochotę na więcej dyni, nie zdawałam sobie w ogóle sprawy ile z nią można zrobić.
Anno-Mario, sałatka jest naprawdę niezła, właśnie myślałam, czy nie zrobić jej sobie znowu, nawet dynię mam (w końcu Festiwal nadal trwa ;) tylko soczewicy zabrakło.
Gosiu, dobry pomysł z tą łyżką do lodów, następnym razem spróbuję. W piekarniku nie chciałam piec, bo mam taki stary, gazowy i trwa wieki zanim się nagrzeje.
Beo, ja w sumie też bym wolałabym rozkrawać mniejsze okazy, ale w moim pobliżu za bardzo nie ma wyboru – trzeba brać, co jest Chociaż, ostatnio w supermarkecie widziałam takie małe, specjalne halloweenowe, z namalowanymi FLAMASTREM oczkami i buźką, wcześniej nie myślałam, że nadają się do konsumpcji, ale może warto spróbować. Czy poszczególne gatunki dyni różnią jakoś znacząco smakiem?
Majko, sałatkę na pewno powtórzę, dopóki mam jeszcze w ogóle możliwość krojenia dyni w kostki. Jednak naprawdę byłam zdziwiona, ile można zrobić z puree, więc uważam, że chociaż wymaga to sporo wysiłku, to jednak warto się poświęcić i trochę tych słoików jednak zrobić. Sama sobie kiedyś podziękuję ;)
Anonimowy, :)
Anno Mario, pewnie z dziećmi Halloween świętuje się trochę inaczej. Mnie raczej Wszystkich Świętych kojarzy się wesoło, zwykle rodzina musi mnie upominać, że niewłaściwie się zachowuję na cmentarzu, bo nie mogę powstrzymać śmiechu na widok nowej mody zniczowej, a oprócz tego są jeszcze kokosanki, o których kiedyś tam pisałam.
Zaytoon, ja zazwyczaj też nie kupuję całej dyni, na szczęście w pobliżu można kupić ją w całkiem małych kawałkach i raczej tak robię, w przeciwnym razie musiałabym ciągle oddawać się upychaniu jej w słoiki, a wtedy chyba jednak mimo całej do dyni sympatii, zrezygnowałabym z jedzenia.
Hazel, jak odpowiedziałam Zaytoon wyżej, spróbuj kupić w kawałkach, moim zdaniem to jedno z najprostszych w obróbce warzyw (w tym względzie znacznie przewyższa taką na przykład marchewkę, nawet ekologiczną, na którą wydałam majątek, a i tak gnije w lodówce) i szybko się gotuje, a nawet bez miksera łatwo rozgniata.
Szarlotku, dzięki :)
Wielorybniku, niestety nie mam jeszcze wypróbowanego pumpkin pie, jeśli w tym roku jeszcze mi się uda, to na pewno dam Ci znać ;) Dzięki za pomysł z duszeniem, wydaje mi się to lepsze niż moje gotowanie w wodzie, bo z powodów opisanych już powyżej, pieczenie raczej odpada.
Pozdrowienia!
Tak, niektore naprawde dosyc znaczaco sie roznia; muszkatolowa z Prowansji np. jest o wiele bardziej 'owocowa' w smaku, a Hokkaido naprawde mocno kasztanowo-orzechowa, za to makaronowa prawie zupelnie dynia nie smakuje ;) Ale np. 'cukrowe' sa dosyc do siebie podobne w smaku.
Dzięki :) Tego się obawiałam ;) Może w takim razie uda mi się upolować jakiś niestandardowy gatunek i zrobić porównanie.
Sałatkę bardzo podobną, według przepisu Spencera jadłam wczoraj i dzisiaj. Muszę spróbować i Twojej wersji, bo też zapowiada się wspaniale. Dyni też nie wydłubuję - brak mi cierpliwości.
Prześlij komentarz