Pisanie niezbyt dobrze mi dzisiaj idzie. Moje myśli krążą wokół
małego marcepanowego baranka, ukrytego gdzieś w torebce (czy można go już zjeść?),
dumy z wypełnionego właśnie PIT-a (trzy dni przed terminem! ;),
niezadowolenia z kolejnych dwóch dni w pracy i zadowolenia z kolejnych czterech wolnego,
moich pomalowanych paznokci, które zwykle pozostają w całości najwyżej dwa dni (jak będzie tym razem? Fakt, że już rano odłupałam kawałek nożem, przy krojeniu chleba, się nie liczy),
zdjęć, które dzisiaj zrobiłam,
planowania jutrzejszego popołudnia (w muzeum ;),
książki, której ciągle nie przeczytałam, a pewnie niedługo przyjdzie powiadomienie z biblioteki, że trzeba ją zwrócić. A ja przecież bardzo chcę ją przeczytać,
trudów podejmowania decyzji, czy zrobić już sobie kolejną herbatę. A jeśli tak, to jaką…
Sami widzicie, że w tych warunkach trudno się skoncentrować, by napisać o świątecznym przejedzeniu, poświątecznych wyrzutach sumienia (chociaż nie u mnie, bo po co sobie utrudniać życie) i jeszcze większych wyrzutach sumienia wynikających z tego, że tyle jedzenia ciągle leży w lodówce, a nikt nie chce go już jeść.
Chciałabym Wam zaproponować coś zdrowego (jeśli jednak zdecydowaliście się na dietę, ostrzegam: w tym wypadku „zdrowy” nie znaczy „niskokaloryczny”) i co, w pewnym sensie, pozwoli Wam uporać się z tym, co zostało po świętach. Pesto z rzeżuchą: jak każde, dziecinnie proste, niezmiennie pyszne, paląco czosnkowe – ja to uwielbiam, ale lepiej tego dnia nie planować żadnych ważnych spotkań, z delikatnym (!) rzeżuchowym posmaczkiem.
I byle do piątku.
PS Jeszcze jeden inspirujący link, który obiecałam... już nie wiem kiedy. Zobaczcie They Draw & Cook, nazwa odpowiada treści.
małego marcepanowego baranka, ukrytego gdzieś w torebce (czy można go już zjeść?),
dumy z wypełnionego właśnie PIT-a (trzy dni przed terminem! ;),
niezadowolenia z kolejnych dwóch dni w pracy i zadowolenia z kolejnych czterech wolnego,
moich pomalowanych paznokci, które zwykle pozostają w całości najwyżej dwa dni (jak będzie tym razem? Fakt, że już rano odłupałam kawałek nożem, przy krojeniu chleba, się nie liczy),
zdjęć, które dzisiaj zrobiłam,
planowania jutrzejszego popołudnia (w muzeum ;),
książki, której ciągle nie przeczytałam, a pewnie niedługo przyjdzie powiadomienie z biblioteki, że trzeba ją zwrócić. A ja przecież bardzo chcę ją przeczytać,
trudów podejmowania decyzji, czy zrobić już sobie kolejną herbatę. A jeśli tak, to jaką…
Sami widzicie, że w tych warunkach trudno się skoncentrować, by napisać o świątecznym przejedzeniu, poświątecznych wyrzutach sumienia (chociaż nie u mnie, bo po co sobie utrudniać życie) i jeszcze większych wyrzutach sumienia wynikających z tego, że tyle jedzenia ciągle leży w lodówce, a nikt nie chce go już jeść.
Chciałabym Wam zaproponować coś zdrowego (jeśli jednak zdecydowaliście się na dietę, ostrzegam: w tym wypadku „zdrowy” nie znaczy „niskokaloryczny”) i co, w pewnym sensie, pozwoli Wam uporać się z tym, co zostało po świętach. Pesto z rzeżuchą: jak każde, dziecinnie proste, niezmiennie pyszne, paląco czosnkowe – ja to uwielbiam, ale lepiej tego dnia nie planować żadnych ważnych spotkań, z delikatnym (!) rzeżuchowym posmaczkiem.
I byle do piątku.
PS Jeszcze jeden inspirujący link, który obiecałam... już nie wiem kiedy. Zobaczcie They Draw & Cook, nazwa odpowiada treści.
Pesto z rzeżuchą
źródło: Kuchnia 03/2008
Składniki:
1 ziemniak (pominęłam)
1 pęczek natki pietruszki
4 ząbki czosnku (lub wg upodobania)
50 g parmezanu
garść rzeżuchy
garść ziaren słonecznika (najlepiej podprażonych)
150 ml oliwy
sól, pieprz
Wykonanie:
Gotujemy ziemniak, siekamy natkę, wyciskamy czosnek i ścieramy ser. Wszystkie składniki wkładamy do blendera (albo moździerza, jeśli macie moździerz i ochotę na powielkanocny wysiłek fizyczny) i miksujemy na lekko chropowatą masę. Podajemy z jajkami, makaronem lub jako dip do warzyw.
Uwaga: oczywiście nie zawracałam sobie głowy dokładnym odmierzaniem składników. Wzięłam sporą garść natki i trochę mniejszą rzeżuchy, wyszła mi taka ilość pesto jak na zdjęciu. To odrobina więcej, niż jedna osoba potrzebuje do makaronu.
Gotujemy ziemniak, siekamy natkę, wyciskamy czosnek i ścieramy ser. Wszystkie składniki wkładamy do blendera (albo moździerza, jeśli macie moździerz i ochotę na powielkanocny wysiłek fizyczny) i miksujemy na lekko chropowatą masę. Podajemy z jajkami, makaronem lub jako dip do warzyw.
Uwaga: oczywiście nie zawracałam sobie głowy dokładnym odmierzaniem składników. Wzięłam sporą garść natki i trochę mniejszą rzeżuchy, wyszła mi taka ilość pesto jak na zdjęciu. To odrobina więcej, niż jedna osoba potrzebuje do makaronu.
5 komentarzy:
Karolinko, no..., rzeczywiści jak tu się skoncentrować w takich warunkach;)
Pest z rzeżuchy musi być odlotowe!
Wspaniały pomysł na pesto, Karolino! Pozdrawiam Cię serdecznie:)
Pesto robiłam już prawie ze wszystkiego co zielone, ale z rzeżuchy jeszcze nie. Trzeba nadrobić, tylko najpierw trzeba by ją wysiać :)
Ja też jeszcze nie robiłam takiego pesto :)
Brzmi bardzo ciekawie =)
Tez bym chyba pominela ziemniak, nie bardzo wiem czemu ma on sluzyc w takim pesto... Rzezuchowe jest pyszne, potwierdzam :)
Prześlij komentarz