poniedziałek, 14 września 2009

Lewy foka szot wybieraj, klar na pokładzie, a w kambuzie...




Dobrze jest być znowu w domu. Napić się herbaty ze swojego kubka, wziąć niekończący się prysznic, a potem zasnąć we własnej pościeli.

Zwykle przez ostatnie dni wakacji (ilość dni proporcjonalna do długości wyjazdu) myślę o tym, co zrobię, jak już będę z powrotem. Gdzie pójdę. Co zjem. Co kupię. Z kim się spotkam. Co przeczytam.

Jednak zawsze w tej ostatniej chwili, kiedy plecak jest już spakowany, kiedy rzucam ostatnie spojrzenie na wysprzątany pokój (a w tym wypadku łódkę), zaczynam tęsknić, za tym, co zostawiam.

Czego mi będzie brakować, po mazurskim rejsie? Szumu wody (oczywiście!), który usypia do snu, kiedy nie wieje i przeszkadza spać, kiedy fale uderzają o burty, wydając niepokojące odgłosy. Wiatru, który zwykle jest za słaby, lub za mocny, prawie nigdy w sam raz, chociaż ciągle nie potrafię rozpoznać, skąd właściwie wieje, mimo znanych co najmniej czterech sposobów (cóż, najpewniejszy i najłatwiejszy – na dym z papierosa, ale ja nie palę). Nielubianego zrzucania żagli i składania masztu przed każdym kanałem (kanały łaczą poszczególne jeziora). Prysznica, z którego gwałtownie przestaje lecieć woda, kiedy kończy się opłaconych 5, 7 czy 10 minut. Nie, to nie wybór, długość zawsze jest narzucona, tylko zależna od kei. Codziennego cumowania, zawsze nieco niepokojącego, uda się tym razem, czy się nie uda bez problemów? (Nasza załoga nie była zbyt doświadczona). Wieczornego siedzenia w porcie i słuchania szant, śpiewanych przy dźwiękach gitary na innych łódkach i zgadywania, ile już ta wesoła załoga ma na pokładzie pustych butelek...

Już nie mogę doczekać się powtórki.

Słowniczek trudniejszych wyrazów:
kambuz – kuchnia pokładowa
keja – port

klar na pokładzie (robić) – porządek
lewy foka szot wybieraj – fok to jest ten mały żagiel z przodu. Kiedy robi się zwrot (czyli zmienia kierunek), to trzeba ten żagielek przerzucić na drugą stronę dziobu. A robi się to za pomocą jednej z dwóch lin do niego przytwierdzonych, czyli szotów. Czyli, mniej tajemniczo, znaczy to: ciągnij za linę przyczepioną z lewej strony żagla.

Tydzień temu też jeszcze większości z tego nie wiedziałam ;)

Makaron z tuńczykiem i serem z niebieską pleśnią

Makaron z tuńczykiem i serem z niebieską pleśnią
Skrzętnie odnotowuję, że potrawę wykonała Joasia, ale pomysł częściowo był mój.

Składniki:
dla 3 osób, bardzo wygłodniałych po całodziennym żeglowaniu

300 g makaronu
2 puszki tuńczyka w oleju
100 g sera z niebieską pleśnią
sól, pieprz, zioła prowansalskie


Wykonanie:
  1. Makaron ugotować według przepisu na opakowaniu.
  2. Olej z tuńczyka (wystarczy z jednej puszki, ale z dwóch też nie jest za dużo) rozgrzać, wrzucić rybę, podsmażyć, dodać zioła, pieprz. Ostrożnie z solą, bo ser jest słony.
  3. Ser byle jak pokroić, dodać do tuńczyka, poczekać, aż się rozpuści.
  4. Na patelnię wrzucić odcedzony makaron, wymieszać, rozłożyć na talerze (na łódce miseczki praktyczniejsze). Danie szybkie i proste, idealnie dopasowane do warunków, ale tak dobre, że powtórki będą także na lądzie.











5 komentarzy:

viridianka pisze...

w tym roku i ja bylam na mazurach, niestety nie mieszkalismy na lodzi, ale moze kiedys kiedys

olalala pisze...

Mazury są piękne! Szczególnie podczas zachodu słońca :)...
A sałatka iście marynarska! Szybka i smaczna.

Waniliowa Chmurka pisze...

Ja chcę tam ,tam gdzie jest woda i świeci słońce i pachnie beztroskim końcem lata!
Pozdrawiam Cię,Karolino.

Szarlotek pisze...

Zazdroszczę, bo wiem jakie jest życie na łodzi, jak pachnie świt i zachód słońca.Jak tęskni się za tymi wszystkimi wspomnieniami... Pozdrawiam serdecznie :)

Anonimowy pisze...

piękne zdjęcia. wyprawa będzie niezapomniana

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...