Jest jedna cecha, która łączy mnie z bohaterkami popularnych powieści dla kobiet. Co jakiś czuję psychiczny przymus, by zdrowo się odżywiać. Nawet nie odchudzać, tylko właśnie dostarczać sobie co najmniej z połowę tych wartościowych składników odżywczych, które poznałam dzięki lekturze magazynów dla kobiet, z kolei. Udaję się wtedy na wielkie, zdrowe zakupy, a w moim koszyku lądują brokuły, sałata, duże ilości marchewki, czasem nawet kasza i wszystko co tam jeszcze uznam za niezbędne. Koniecznym punktem tych zakupów, tak u mnie jak i w powieściach, jest marchewka. Koniecznie również trzy tygodnie do miesiąca później, wszystkie te marchewki (no, większość) kończy w śmieciach, ale na tym (niestety!) moje podobieństwo do bohaterek tych powieści się kończy, bo po pracy nie chodzę na wymyślne drinki, aby w modnym klubie poznać miłość swojego życia, która po 200 stronach okaże się zimnym draniem, a ja znajdę ukojenie w ramionach najbliższego przyjaciela. Wydaję mi się jednak, że da się to jeszcze nadrobić.
Ale do rzeczy. Muszę przyznać, że z biegiem lat zrobiłam pewne postępy. Chęć zdrowego odżywiania się nawiedza mnie zdecydowanie rzadziej (to źle), ale kiedy już nabędę te marchewki, brokuły, sałaty i kasze, to staram się je przynajmniej zjadać (to dobrze). A ponieważ chwila, kiedy uznam, że minerały i witaminy zawarte w makaronie carbonara, czekoladzie i lodach nie wystarczą na zdrową cerę i lśniące włosy, na pewno w końcu nadejdzie, to równie dobrze może nadejść już teraz.
Jeśli chodzi o dzisiejszy przepis , posłużę się tutaj cytatem z Nigelli to "prostota tego dania prawie mnie zawstydza". Właściwie, ponieważ jest to aż tak proste, a nie robiłam, tego już bardzo dawno, to miałam wątpliwości, czy w ogóle jest wystarczającą dobre, żeby Wam o tym napisać. Jest, nawet bardzo. Oczywiście danie zawiera marchewkę, chociaż nie jest ona obowiązkowa, jak właściwie żaden z pozostałych składników.
Warzywna potrawa jednogarnkowa z marchewką
Składniki:
garnek z pokrywką, wielkości takiej, by zapełniony nakarmił tyle osób, ile mamy zamiar nakarmić
kiełbasa, pokrojona w plasterki – tyle, żeby przykryła dno garnka
dowolne warzywa: ziemniaki, marchew, cukinia, dynia, buraki, pieczarki, papryka itp.
żółty ser
sól
Wykonanie:
Wszystkie warzywa obieramy i kroimy w plasterki. Do garnka wlewamy olej, tyle, żeby przykrył dno, i kładziemy dość ciasno plasterki kiełbasy. Następnie warstwami układamy warzywa, zaczynając od ziemniaków, a potem dalej, te, które gotują się dłużej, bliżej dna. Solimy. Wypełniony garnek przykrywamy folią aluminiową, a na to dajemy jeszcze pokrywkę., Folię owijamy wokół garnka i pokrywki, żeby wytworzyć porządną izolację. Gotujemy ok. pół godziny na małym ogniu. Powinno być słychać, jak olej bulgoce, ale cichutko. Kilka minut przed końcem gotowania na wierzchu posypujemy żółtym serem. Jeśli nie jesteście pewni, czy warzywa są miękkie, można to sprawdzić wbijając w nie nóż.
Więcej wskazówek praktycznych
Ale do rzeczy. Muszę przyznać, że z biegiem lat zrobiłam pewne postępy. Chęć zdrowego odżywiania się nawiedza mnie zdecydowanie rzadziej (to źle), ale kiedy już nabędę te marchewki, brokuły, sałaty i kasze, to staram się je przynajmniej zjadać (to dobrze). A ponieważ chwila, kiedy uznam, że minerały i witaminy zawarte w makaronie carbonara, czekoladzie i lodach nie wystarczą na zdrową cerę i lśniące włosy, na pewno w końcu nadejdzie, to równie dobrze może nadejść już teraz.
Jeśli chodzi o dzisiejszy przepis , posłużę się tutaj cytatem z Nigelli to "prostota tego dania prawie mnie zawstydza". Właściwie, ponieważ jest to aż tak proste, a nie robiłam, tego już bardzo dawno, to miałam wątpliwości, czy w ogóle jest wystarczającą dobre, żeby Wam o tym napisać. Jest, nawet bardzo. Oczywiście danie zawiera marchewkę, chociaż nie jest ona obowiązkowa, jak właściwie żaden z pozostałych składników.
Składniki:
garnek z pokrywką, wielkości takiej, by zapełniony nakarmił tyle osób, ile mamy zamiar nakarmić
kiełbasa, pokrojona w plasterki – tyle, żeby przykryła dno garnka
dowolne warzywa: ziemniaki, marchew, cukinia, dynia, buraki, pieczarki, papryka itp.
żółty ser
sól
Wykonanie:
Wszystkie warzywa obieramy i kroimy w plasterki. Do garnka wlewamy olej, tyle, żeby przykrył dno, i kładziemy dość ciasno plasterki kiełbasy. Następnie warstwami układamy warzywa, zaczynając od ziemniaków, a potem dalej, te, które gotują się dłużej, bliżej dna. Solimy. Wypełniony garnek przykrywamy folią aluminiową, a na to dajemy jeszcze pokrywkę., Folię owijamy wokół garnka i pokrywki, żeby wytworzyć porządną izolację. Gotujemy ok. pół godziny na małym ogniu. Powinno być słychać, jak olej bulgoce, ale cichutko. Kilka minut przed końcem gotowania na wierzchu posypujemy żółtym serem. Jeśli nie jesteście pewni, czy warzywa są miękkie, można to sprawdzić wbijając w nie nóż.
Więcej wskazówek praktycznych
- Trudno tu podać proporcje składników, zależą od wielkości garnka i Waszej fantazji. Moim zdaniem najgrubsza powinna być warstwa ziemniaków, ale decyzja należy do Was.
- Garnek możecie spokojnie wypchać do samej krawędzi, bo warzywa podczas gotowania opadną.
- Ten przepis oczywiście aż zachęca do eksperymentów, chociaż wersja podstawowa jest moim zdaniem naprawdę bardzo dobra. Jeśli jednak wolicie boczek od kiełbasy albo macie ochotę na zioła albo jakiś inny rodzaj sera, nie ma przeszkód.
- Nie obawiajcie się, że kiełbasa się spali, przy rozsądnie małym ogniu jedynie przypiecze się trochę bardziej niż zwykle ma to miejsce, ale będzie to bardzo apetyczna skarmelizowana chrupkość.
- Na jedno pytanie nie znam odpowiedzi – jak elegancko wyjąć danie z garnka.
7 komentarzy:
Czytałam gdzieś (i to kilka razy w różnych miejscach) o tym daniu. Tyle, że garnek miał być w ognisku, a pokrywa zalepiona gliną ;D
A tak serio: prażonki są pycha! Nabrałam ochoty dzięki Tobie i jutro taką ugotuję!
Tak właściwie, to ja miałam jakiś czas temu okres owego "zdrowego żywienia się". I, o dziwo, trwał 5 m-cy. Ale teraz... Teraz, to chociaż chcę, to jakoś trudno mi się zmobilizować. A to bardzo, bardzo źle.
Co do Twojej propozycji - takie jednogarnkowe dania są super właśnie dlatego, że w ich prostocie kryje się cudny, prosty smak, nie przyćmiony żadnymi wymyślnymi dodatkami. Czasem, często, tak warto. :)
Pozdrawiam! ;)
Twoj opis niezle mnie ubawil ;) I niestety dzieki niemu zdalam sobie sprawe, ze nie moglabym byc bohaterka powiesci... ale o tym juz przeciez wiem ;)) Kto by to kupil?!? :D
A, i jeszcze chcialam dopisac, ze to dobrze, ze tylko te marchewki masz z bohaterkami wspolne, a nie rowniez zimnego drania ;)
Zapiekanka brzmi pysznie, uwielbiam tego typu dania... Niestety 'posiadanie' meza wege znacznie utrudnia dodawanie ewentualnej kielbasy ;)
Pozdrawiam Karolino!
Całe szczęście nie czytam takich powieści:)
A co do zdrowego odżywiania, to ja wychodzę z założenia, że mogą mi mówić "to niezdrowe, tamto niezdrowe", a ja i tak będę jadła wszystko, tyle że z głową:)
Pozdrawiam i częstuję się zapiekanką:))
wreszcie cos nie slodkiego :D a juz myslalam, ze zapomnialas o tej czesci populacji bez "słodkiego ząbka" ;P
ja znam jeszcze wersje jak do prazonek/pieczonek/prazonych dodaja burakow ale to jest marne
choc niektorzy za marność uwazaja w nich cokolwiek procz ziemniakow, cebuli i boczku + szklanki kefiru obok :D
ale sie rozpisalam, dawaj wiecej takich moze wreszcie cos ugotuje poki garnki mam jeszcze nie w kartonach :D
A moze tak postawic pozniej garnek do gory dnem? :)) To taka mala podpowiedz :))
Ja tez mam takie naloty na zdrowe odzywianie (teraz mam kojeny nalot na odchudzanie-ciekawa jestem ile potrwa), tez kupuje zbyt duzo marchewki, ktora albo laduje pozniej w zupach (te robie bardzo czesto) albo w smietniku (staram sie nie robic tego czesto ale nietety czasami mi sie to zdarza). Dania waerzywne lubie pod kazda postacia, w roznorakich wariacjach wiec jak bedziesz robic cos podobnego nastepnym razem, to wpadne na obiad :)) Albo na kolacje :))
Muscat, to prawda, ja też pomyślałam o prażonkach (a dla mnie pieczonkach właściwie), ale myślę (co prawda jadłam je dwa razy w życiu, więc nie musi to być prawda), że efekt pewnie nie jest ten sam (nieco gorszy, także z powodu czynnika psychologicznego), ale równie dobrze można by ugotować to samo w mikrofalówce albo upiec w piekarniku i za każdym razem efekt będzie trochę inny. A taka prażonka na gazie, to fajna opcja.
Zaytoon, pięć miesięcy zdrowego odżywiania wzbudza mój podziw i zazdrość. Ja co prawda kiedyś trochę bardziej się starałam, ale odkąd się nie odchudzam, to straciłam główną motywację.
Beo, skoro już Muscat wspomniała o prażonkach, to o ile pamiętam, tam jako izolacja występowały liście kapusty, więc może w garnku też się tak da? Chociaż, mimo tego, że moja koleżanka powiedziała, że nie spodziewała by się u mnie czegoś tak mało subtelnego jak kiełbasa i rzeczywiście nie mogę sobie przypomnieć poprzedniego razu, kiedy bym ją kupowała, to w daniach, takich jak to, leczo czy bigos z jakiś niewyjaśnionych powodów stanowi mój ulubiony składnik.
A tego, że nie mogłabyś być bohaterką takiej powieści, to można tylko pozazdrościć. Ja mam wrażenie, że czasem bywam, mimo, że zimnego drania brak.
Goś, ja teraz też już czytam niewiele takich powieści, przestały mnie aż tak bawić, czego nawet żałuję, bo to była świetna rozrywka. Zawsze zostają mi jeszcze kryminały :)
A ze zdrowym odżywianiem, to wychodzę z tych samych założeń co Ty, ale z realizacją bywa różnie.
AFK, cóż ja poradzę na to, że słodkie się przyjemniej fotografuje? I je :) A boczek, ziemniaki i cebulka w zimie brzmią dobrze nawet dla mnie. A następnym razem też będzie na ostro, ale nie jestem pewna, czy odważysz się spróbować...
Majko, rzeczywiście, jeśli odwróci się garnek, to może zadziałać. Tylko ser pójdzie na dół, ale przy mojej dotychczasowej technice, to i tak nie robi różnicy. Trzymam kciuki za Twój zryw odchudzaniowy, bo ja nie jestem pewna, czy by mi się to jeszcze kiedykolwiek udało.
A na obiad albo kolację serdecznie zapraszam, jeśli będziesz w pobliżu :)
Pozdrawiam!
Prześlij komentarz