piątek, 9 kwietnia 2010

Zbytecznik kuchenny #3






To wydarzyło się jeszcze wtedy, kiedy pierwszy raz poszłam na kurs kuchni francuskiej. Ktoś wspomniał o TYCH naleśnikach, które robione były jeszcze podczas kursów z poprzedniego sezonu. Że są pyszne. A te osoby z grupy, które jadły, entuzjastycznie przytaknęły. Ja natomiast nie jadłam i natychmiast poprosiłam o przepis, który prowadząca pani Paulina równie szybko przysłała.

Parę spotkań później ktoś wspomniał o zesterze (zwanym też mało romantycznie skrobakiem do cytrusów). Że kupił go specjalnie po to, żeby przygotować TE naleśniki. Ha, pomyślałam, przecież ja mam zester. Będzie jak znalazł. Muszę je wreszcie zrobić.

Po czym, jakieś dwa miesiące później, jak już byłam gotowa, okazało się, że zgubiłam przepis. Było pewne, że nie zniknął na dobre, bo obszar, w którym mógł się znajdować (mój pokój i z całą pewnością nie dalej), był bardzo ograniczony. Kiedy jednak kilka dni temu postanowiłam podjąć ostateczne poszukiwania, zaświtało mi, że może jest po prostu w mojej skrzynce mailowej. I tak właśnie było.

Naleśniki są pyszne (kiedy ostatnio pisałam tak bez żadnych zastrzeżeń?). Trochę się obawiałam cytrusowo-orzechowego połączenia, ale okazało się, że pomarańcza, której udaje się przebić dopiero chwilę po dominujących orzechach, to naprawdę strzał w dziesiątkę.

Oczywiście, bez zestera też się da. Ale wtedy nie byłoby dzisiejszego odcinka zbytecznika.



Naleśniki orzechowe
(przepis: pani Paulina Kupiec)

Ciasto (10-12 szt.):
175 g mąki
400 ml mleka
1 łyżka oliwy
1 łyżka cukru
szczypta soli
75 g mielonych orzechów włoskich
2 jajka


Miód orzechowy:
80 g mielonych orzechów
150 g cukru
60 g masła
2 żółtka
skórka z 1 cytryny (i tu można użyć zestera :)
sok z 1 pomarańczy


Wykonanie:

  1. Ciasto: do miski wsypać mąkę i rozmieszać z połową mleka. Dodać resztę składników i wymieszać. Odstawić na godzinę
  2. Miód orzechowy: wszystkie składniki wymieszać w misce (nie przejmując się masłem, później się rozpuści), niekoniecznie żaroodpornej, ale w każdym razie takiej, która zniesie wyższą temperaturę. Masę podgrzewać w łaźni wodnej (garnek na gazie z gorącą, gotującą się cały czas wodą, a na to nasza miska, która ma osiąść na takiej wysokości, by nie dotykała wody), cały czas mieszając, aż masa uzyska konsystencję miodu.
  3. Usmażyć naleśniki, posmarować "miodem", przełożyć do naczynia żaroodpornego i zapiec jeszcze 10 min. w 140 stopniach (tego już nie zrobiłam). Przed podaniem udekorować połówkami orzechów (lub, tak jak ja, orzechami udoskonalonymi karmelową skorupką).

11 komentarzy:

majka pisze...

Nalesniki wygladaja oblednie pysznie! I ten karmel... Zazdroszcze Ci tych pysznosci :)) Z przepisu na pewno skorzystam, tylko bede musiala jednak zapiec te nalesniki bo troche przerazaja mnie te surowe zoltka :)

A zester kupilam sobie bo pozazdroscilam Pacalowi :)) I musze przyznac, ze czesto wykorzystuje go w kuchni (nie lubie uzywac tarki, poza tym nie uzyskasz dzieki niej takich fajnych cytrusowych "niteczek" :)

viridianka pisze...

a ja pamiętam jak w Duce bodajże trzymałam dzisiejszy zbytecznik w rękach, ale przypomniałam sobie o melonowo-ogórkowej kuleczniczce i to ją wybrałam (:

często widywałam zester w popularnych programach kulinarnych na kuchnia.tv i chyba się następnym razem skuszę na takowy.

Ja miałam podobnie jak ten Ktoś, tyle że ja kupiłam termometr specjalnie do ptasiego mleczka i teraz mi fajnie służy :)

pozdrawiam!

ps, tak sobie myślę że mam już dwa z trzech Twoich zbyteczników przecież, ciekawe co dalej!

pps. cudna nazwa: miód orzechowy...

Eve.eire pisze...

He he :D a ja to mamcalam w sklepie i sie zastawialam do czego to :D

asieja pisze...

cudne są te naleśniki
chyba i mnie przydałby się skrobak do cytrusów.. :-)

Muscat pisze...

Chyba nie powinnam czytać tego bloga przed śniadaniem... :)
Mniam!
Zjadłabym do kawy takiego naleśnika!

Gosia Oczko pisze...

Miałam zester :) Został u Niego. Jakoś się za bardzo nie zaprzyjaźniłam z tym podręcznym ustrojstwem.

Naleśniki w deseczkę, choć i skorupka zacna :)

karoLina pisze...

Majko, mnie co prawda surowe żółtka nie straszne, ale tutaj byłabym za teorią, że podgrzewanie na parze wystarczy do zapewnienia im sterylności. W każdym razie naleśniki warte są wypróbowania, a zester i owszem bardzo się przydaje, chociaż ja przeciw tarce nic nie mam (byle nie była tępa, bo jak się okazało, tarek to też dotyczy).

Viri, no tak, szalejesz na zakupach i zwalasz na mnie ;) Mój termometr jest tak naprawdę do herbaty i kończy się na stu stopniach z czymś, więc czasem mnie kusi na taki cukierniczy... Mnie nazwa miód orzechowy też się spodobała :)

Ewo, hi, hi, czyli lektura jednak kształci.

Asiejo, to bardzo wygodne urządzenie i jego zakup łatwo usprawiedliwić, bo przecież przy pieczeniu skórkę z cytrusów skrobie się stosunkowo często.

Muscat, jeśli o mnie chodzi, to się częstuj ;) A czytanie przed śniadaniem to stosunkowo dobra opcja, ja zwykle robię to wieczorem, a moja teoria wyznaje, że jedzone po 20 (a to i tak już późno) szkodzi na figurę i żołądek, więc często chodzę spać głodna...

Oczko, dla mnie zester to rzecz bardzo przydatna, tylko jak krążę między dwoma domami to najczęściej jest nie tam gdzie trzeba i w efekcie nie jest w użytku tak często jakby mógł.

Anonimowy pisze...

Będąc na zakupach zawsze wpatruję się w zester jak sroka w gnat, ale nigdy jakoś nie mam wystarczającej motywacji by go kupić. Czas chyba jednak najlepszy.

Takie naleśniki... Cudo!

Pozdrawiam! :)

Waniliowa Chmurka pisze...

Przecudne, przecudne te naleśniki.
Pozdrawiam

miss_coco pisze...

No popatrz, a ja mam taki zester, tylko uzywam go po prostu do warzyw (nigdy do cytrusow, ha!). Robie niteczki z marchewki, selera, pietruszki, ziemniakow itd.
A tak nawiasem mowiac, bardzo ciekawa seria ;))

karoLina pisze...

miss_coco, super pomysł, dzięki, nie pomyślałabym o tym. Ale do grejfruta wybieram jednak moją łyżeczkę, rekonstruowanie owoców, szczególnie o poranku to nie dla mnie! (Chociaż na pewno jest to jeszcze skuteczniejsza metoda, aby się nie popryskać).

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...