Pieczenie chleba jest jak nałóg. Kiedy raz się zacznie, trudno przestać. Wcale nie chodzi o smak, chociaż pewnie żeby kupić równie dobry chleb trzeba by się trochę naszukać. Ja jestem uzależniona od tego momentu, kiedy wyjmuję bochenek z pieca i patrzę, jaki wzór utworzyły tym razem pęknięcia na skórce i usiłując się nie poparzyć pukam od spodu, by sprawdzić, czy na pewno jest upieczony. I chociaż całemu procesowi nie towarzyszy już niepokój, czy się uda (pewnie, że się uda, za każdym razem się udaje), to i tak rytuał pieczenia, od momentu, kiedy wyjmuje zakwas z lodówki, przekładam do wielkiego słoja i odmierzam w równych proporcjach mąkę i wodę, aby go nakarmić, do czasu, kiedy wystudzony chlebek zawijam w ściereczkę (absolutnie nie wkładam do plastikowego worka!) jest niezmiennie ekscytujący.
Może dziwi Was, że ostatni punkt to "zawijanie w ściereczkę", a nie "próbowanie". Tu niestety jest słaby punkt mojej metody. Chleb piekę zawsze wieczorem. A po pierwsze, podobno gorącego nie można kroić, bo to psuje strukturę (para ulatuje na zewnątrz, zamiast nawilżać chleb od środka), a po drugie, jedzenie po 20, poza wyjątkowymi sytuacjami, jest wykluczone. Więc zawijam chleb w ściereczkę i pozostaje mi tylko śnić o chwili, kiedy rano spróbuję pierwszej kromeczki posmarowanej masłem. Wyłącznie masłem, aby podkreślić, a nie stłumić smak.
Myślę, że każdy powinien nauczyć się piec chleb i jeśli spróbuje to zrobić, będzie wiedział, dlaczego było mu to niezbędne do szczęścia ;)
Dzisiejszy chleb jest idealny dla tych, którzy dopiero chcą zacząć przygodę z chlebem. Przepis zawiera się właściwie w jednym zdaniu: wsypać składniki do miski i wymieszać. To odmiana popularnego przepisu na soda bread, najbardziej znane chleby tego typu pochodzą z Irlandii, chociaż i polskie proziaki należą do tej rodziny, co właśnie uświadomiła mi Wikipedia. Smak mojego kukurydzianego soda bread nie ma nic wspólnego z żytnim na zakwasie, przypomina raczej niesłodkie ciasto, ale początkującym pozwoli poczuć dumę z pierwszego samodzielnie upieczonego bochenka, a doświadczonym piekarzom zapewni małą odmianę. Najlepszy oczywiście z samym masłem.
Może dziwi Was, że ostatni punkt to "zawijanie w ściereczkę", a nie "próbowanie". Tu niestety jest słaby punkt mojej metody. Chleb piekę zawsze wieczorem. A po pierwsze, podobno gorącego nie można kroić, bo to psuje strukturę (para ulatuje na zewnątrz, zamiast nawilżać chleb od środka), a po drugie, jedzenie po 20, poza wyjątkowymi sytuacjami, jest wykluczone. Więc zawijam chleb w ściereczkę i pozostaje mi tylko śnić o chwili, kiedy rano spróbuję pierwszej kromeczki posmarowanej masłem. Wyłącznie masłem, aby podkreślić, a nie stłumić smak.
Myślę, że każdy powinien nauczyć się piec chleb i jeśli spróbuje to zrobić, będzie wiedział, dlaczego było mu to niezbędne do szczęścia ;)
Dzisiejszy chleb jest idealny dla tych, którzy dopiero chcą zacząć przygodę z chlebem. Przepis zawiera się właściwie w jednym zdaniu: wsypać składniki do miski i wymieszać. To odmiana popularnego przepisu na soda bread, najbardziej znane chleby tego typu pochodzą z Irlandii, chociaż i polskie proziaki należą do tej rodziny, co właśnie uświadomiła mi Wikipedia. Smak mojego kukurydzianego soda bread nie ma nic wspólnego z żytnim na zakwasie, przypomina raczej niesłodkie ciasto, ale początkującym pozwoli poczuć dumę z pierwszego samodzielnie upieczonego bochenka, a doświadczonym piekarzom zapewni małą odmianę. Najlepszy oczywiście z samym masłem.
Chleb kukurydziany
źródło: Smażone zielone pomidory
Składniki:
2 szklanki mąki kukurydzianej
1 1/2 szklanki maślanki
3/4 łyżeczki sody oczyszczonej
1 łyżeczka soli
1 jajko
1 łyżka ciepłego tłuszczu z bekonu*
Wykonanie:
Piekarnik nagrzać do 200 stopni. Wszystkie składniki oprócz tłuszczu dokładnie wymieszać. Dodać tłuszcz. Ciasto przełożyć do foremki wysmarowanej masłem (użyłam aluminiowej jednorazowej dł. 20 cm) i piec ok. 45 minut. Sprawdzić patyczkiem, czy ciasto jest już upieczone. Jak każdy chleb i ten po upieczeniu dobrze wyjąć z foremki i studzić na kratce.
*Wytopiłam z boczku pokrojonego w kostkę, który potem też dodałam do ciasta. Myślę, że smalec też się nada, a w ostateczności nawet łyżka oleju.
*Wytopiłam z boczku pokrojonego w kostkę, który potem też dodałam do ciasta. Myślę, że smalec też się nada, a w ostateczności nawet łyżka oleju.
9 komentarzy:
Z chlebkiem to ja się dopiero rozkręcam i dla takich jak ja to bardzo fajna propozycja. Wygląda bardzo smacznie!
Świetny przepis, wypróbuję. Soda bread u nas można z łatwością wszędzie kupić, i to niezły, jestem ciekawa, jak taki własnoręcznie upieczony będzie się różnił.
Uzależnia, uzależnia. Ja co prawda przez jakieś dwa miesiące nie piekłam właściwie nic, ale już wracam. I uzależnienie wraca. Tyle tylko, że póki co muszę zadowalać się chlebkami na drożdżach - zakwas zagłodziłam i jakoś nie mogę znaleźć czasu na ponowne jego wyhodowanie. A tamten miałby już rok...
Ładny chlebek!
Pozdrawiam, Karolino!
dopiero tu trafiłam, a już bardzo mi się podoba :) a chlebek bardzo apetyczny
tak, pieczenie chleba to nałóg. moją tradycją stało się pieczenie w niedzielę pod wieczór. aż chce się budzić w poniedziałkowy poranek na ten pierwszy kęs. oczywiście z masełkiem :)
Uwielbiam piec chleby :) Uzaleznilam sie juz bardzo dawno temu i wcale nie zamierzam wychodzic z nalogu :) Kupny chleb juz mi nie smakuje a ten swiezo przeze mnie upieczony znika w zastraszajacym tempie. Juz zaczynam piec ogromne bochny z podwojnej porcji zeby starczylo na caly tydzien. A czasami i tak nie starcza :))
Chlebek uroczy :) Chleb na sodzie pieklam tylko raz, jednak to nie moja bajka :)) Zdecydowanie wole te na drozdzach lub zakwasie :))
Pozdrawiam Karolinko :))
ja ostatnio probowalam ten chleb kukurydziany, tez dobry:-)
http://talonhautetcacao.canalblog.com/archives/p8-8.html
Karolina ale fajnie widzieć u Ciebie wpis chlebowy!
Aż mi się gęba śmieje :)
Mało mnie u Ciebie ostatnio, nie mam szans na nadrobienie wszystkich zaległych wpisów, ale czasem jest mi łatwiej nic nie napisać niż napisać coś głupiego.
Pozdrawiam Cię ciepło :)
O fajne:-) Ostatnio też kilka razy popełniłem chleb i nawet zakwas własnoręcznie produkowałem, obwąchując go zresztą mocno podejrzliwie, ale wyszedł. I smaczny ten chleb na zakwasie własnej roboty był. A satysfakcji towarzyszącej nie da się z niczym porównać :-) W tygodniu spróbuję Twojego przepisu (jak mi klienci dadzą trochę odetchnąć w pracy, bo ostatnio coś jakby poszaleli...).
Pozdrawiam !
Prześlij komentarz