wtorek, 21 lipca 2009

Babeczki z malinami




Dzisiaj znowu będzie nieco nostalgicznie, bo zeszłotygodniowe blueberry pie wywołało we mnie tęsknotę za wakacjami, a nie tylko za latem, które przebiega sobie gdzieś z boczku. Powracamy więc na Zielone Wzgórze i nie obiecuję, że tym razem porzucimy je na dłużej. Ale kiedy, jak nie latem, powracać do lektur dzieciństwa?

Zauważyłyście (bo te wspominki kieruję jednak w stronę Pań), ile miejsca poświęca Lucy Maud Montgomery jedzeniu? Która z Was nie była ciekawa, jak powinien smakować walerianowy tort Ani, pierwsze w jej życiu lody, sok, który wywołał tyle zamieszania, czy ciastka malinowe, których trzy sztuki trzeba było rozdzielić między 10 dziewczynek?

Wydawcy o tej ciekawości czytelniczek dobrze wiedzą i pojawiły się już dwie (przynajmniej o dwóch wiem) książki, które tę ciekawość mają zaspokoić. Dzisiejszy przepis pochodzi z wydanej w 1993 "Książki kucharskiej Ani z Zielonego Wzgórza", którą natychmiast, jak tylko się ukazała, nabyłam. Z czego wniosek, że już w tych archaicznych czasach lubiłam nie tylko czytać, ale i gotować.

Znowu będzie coś na staroświecki podwieczorek, tym razem bardziej elegancki. Nie wiem, na ile przepis jest wierny tym, które stosowano w końcu XIX wieku w Kanadzie, na pewno jednak wywodzi się z kuchni Ameryki Północnej, bo zanim Wy na to wpadniecie, sama donoszę, że jest teoretycznie bardzo do blueberry pie podobny. Bo niby składa się z kruchego ciasta i owocowego środka, no ale przecież, spieszę się usprawiedliwić, już samo nadanie tym składnikom kształtu babeczki, zmienia absolutnie wszystko. I choć tutaj przyznam, że znam lepsze babeczkowe kombinacje, to jednak tej właśnie, trudno mi się od czasu do czasu oprzeć.

Naprawdę dobre jest ciasto robione z tego przepisu, nie za słodkie i kruche, ale nie takie rozpadające się w rękach. Polecam do wykorzystania przy innych babeczkowych okazjach. Malinowe nadzienie najlepsze jest wyjadane prosto z garnuszka, zaraz po zrobieniu, nie musicie się jednak specjalnie ograniczać, bo ilość podana w przepisie jest zdecydowanie za duża w stosunku do ilości ciasta.

Z powieściowym pierwowzorem te ciasteczka na pewno mają wspólną przynajmniej jedną cechę: z tych proporcji wychodzi jedynie jakieś 16 mini ciasteczek (takich na dwa kęsy), więc mogą rzeczywiście boleśnie zaostrzyć apetyt, jeżeli na podwieczorek zaprosicie zbyt dużo koleżanek ;)



Ciastka z malinami „boleśnie zaostrzające apetyt”
Zrobiłam z podwójnej porcji ciasta i wyszły mi 33 babeczki, w tym dla 8 nie starczyło nadzienia.

Składniki:

Ciasto:
1 szkl. mąki
1 łyżka cukru
1/4 łyżeczki do herbaty soli
6 łyżek masła
1 żółtko
1 łyżka zimnej wody
1 łyżka soku z cytryny

Nadzienie:
300 g mrożonych malin*
3 łyżki mąki kukurydzianej (dałam pszenną)
1/4 szklanki wody
3/4 szklanki cukru

*dałam 200 g świeżych, bo pamiętałam, że tego nadzienia wychodzi jakoś za dużo (i tak jest, bo teoretycznie powinnam napełnić malinami tylko połowę babeczek, skoro robiłam z podwójnej ilości ciasta), ale byłam zbyt ufna w swoją pamięć, więc przepis doczytałam do końca już post factum i okazało się, że autorka świeżych radzi wziąć tylko 1 szklankę.

Wykonanie:
  1. Do mąki wsypać sól, posiekać z masłem (jak odmierzyć 6 łyżek masła możecie przeczytać w tym przepisie), dodać resztę składników, nadal łączyć ze sobą widelcem, a kiedy ten już nic nie zdziała, rękami dognieść ciasto do końca. Odrywać małe kawałki ciasta i wylepiać nimi dobrze wysmarowane masłem foremki. Tak przygotowane babeczki włożyć do lodówki. Żeby było bardziej elegancko, ja rozwałkowałam ciasto i wykrawałam w nim szklanką kółka, którymi wylepiałam foremki.
  2. Przygotować nadzienie: mąkę rozmieszać z wodą, dodać cukier, a następnie maliny. Gotować 10-15 minut, aż masa zgęstnieje (mieszać!).
  3. Babeczki wypełniać do 2/3 nadzieniem (nie za dużo, bo kipi i bulgoce podczas pieczenia = wypływa z babeczki, obkleja boki ciastka i foremkę = pali się i utrudnia wyjmowanie ciastek z foremek).
  4. Piec 10 minut w 220 stopniach C, następnie obniżyć temperaturę do 180 stopni i piec jeszcze 15 minut. Pierwszą partię upiekłam według tych wskazówek, ale drugą, z lenistwa, już tylko w 180 stopniach i raczej im to nie zaszkodziło.

7 komentarzy:

viridianka pisze...

cudowne mini babeczki, bardzo lubie takie ciasteczka z dodatkowo ulozonymi owocami na owocowym nadzieniu:)

Gosia pisze...

ale sliczne sa i zapraszajace do schrupania przy filizance kawki :)

Dominika pisze...

mmmmmmmmm jak one cudnie wyglądają!! :)

macierzanka pisze...

Oj, po prostu wyglądają cudnie! Tak chociaż jedną ... mniam!

piana reklamowa pisze...

Ja na Zielone Wzgórze zawsze z chęcią się wybiorę.

A książeczki mam dwie i mogę wypożyczyć - co będzie z większym pożytkiem dla ludzkości :)

karoLina pisze...

Ja drugą też mam, ale już od jakiegoś czasu leży nieużywana (to znaczy, co jakiś czas ją przeglądam). Wypróbowałaś coś, żeby polecić?

Anonimowy pisze...

Jakie śliczne! Jutro je będę robiła, tylko ciasto zrobię z kakao i kapnę na nie gorzką czekoladą :) dzieki za przepis

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...