Chyba jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się stanąć w takim stuporze nad jakimkolwiek prezentem. Mój mózg był całkowicie wyprany ze skojarzeń, do czego może służyć ta wybrakowana łyżeczka. To najbardziej zbyteczny z dotychczasowych zbyteczników, aż trudno sobie wyobrazić, że tak prozaiczną, trwającą zaledwie kilka sekund, czynność, można ogadżetować. Wam pozwolę się jeszcze chwilę zastanowić nad przeznaczeniem tego czegoś, a tymczasem napiszę trochę o dzisiejszym daniu.
Przepis znalazłam dobre kilka lat temu i natychmiast wpisałam na pierwszą stronę nowego zeszyciku, zaraz za makaronem z bakłażanem i awokado (nie doczekał się jeszcze realizacji). Prawie na pewno (sprawdziłam, na pewno) danie pochodzi ze strony pesto.art.pl, która, obok Puszki*, była jedną z pierwszych stron kulinarnych, które w ogóle odwiedzałam. Niestety, nie jest już aktualizowana, ale wszystko jest nadal dostępne, w tym baza świetnych przepisów. Pesto (i tutaj będą treści nieco egzaltowane) podobało mi się od zawsze dlatego, że nie traktuje jedzenia jako osobnej, nie mającej żadnego związku z innymi częściami naszego życia, działki, a na stronie, obok przepisów, znajdują się, będące równorzędną z przepisami treścią, grafiki, wiersze i trochę innych, trudnych do sklasyfikowania, rzeczy. Jest to zgodne z moją filozofią życiową (i tutaj będą te egzaltowane treści), która mówi, między innymi, że gotowanie i jego efekty są formą sztuki, a to, co znajduje się na moim talerzu, jest ważne nie tylko dla zdrowia fizycznego, ale także dla równowagi duchowej, tak samo jak obrazy, które mam na ścianach, i książki, które czytam. Tego się nie da rozdzielić i dlatego warto się starać, żeby to, co nas otacza, przedmioty, wydarzenia, ludzie i potrawy nie było byle jakie.
Niełatwo będzie udowodnić, że kedgeree przyczyni się do utrzymania tej równowagi duchowej, bo danie to, wywodzące się, tak mi się zdaje, z kuchni brytyjskiej (czy może indo-brytyjskiej) wygląda jak coś, co może stanowić doskonałą ilustrację stereotypów na temat paskudnego wyspiarskiego jedzenia. Mniej więcej jak przeładowana majonezem sałatka ryżowa. Skądinąd jednak wiadomo, że bezkształtne papki, które wstyd podać gościom, bywają wielce smakowite. Może to kedgeree nie stanie się moim ulubionym daniem, ale ze względu na ilości, które wyprodukowałam, dzisiaj jadłam je już trzeci dzień i nadal nie narzekam (a jeszcze zostało na jutro). Jeżeli bylibyście głodni jakichś nawiązań literackich, to czemu nie (nie mam książki pod ręką, więc będzie ogólnikowo): W Pogoni za rozumem, drugiej części przygód Bridget Jones, Bridget jedzie na weekend do niejakiej Rebeki, która na eleganckie śniadanie podaje właśnie kedegree. Bo to jest właśnie taki typ dania, który Brytyjczycy, z niezrozumiałych dla mnie powodów, jadają o poranku (przepis jako śniadaniowy znajdziecie też u Nigelli).
A teraz rozwiązanie konkursu. Dzisiejszy gadżet służy do taram! wyciągania jajek z wody! Niepotrzebne? Zdziwilibyście się, jak skuteczne.
Przepis znalazłam dobre kilka lat temu i natychmiast wpisałam na pierwszą stronę nowego zeszyciku, zaraz za makaronem z bakłażanem i awokado (nie doczekał się jeszcze realizacji). Prawie na pewno (sprawdziłam, na pewno) danie pochodzi ze strony pesto.art.pl, która, obok Puszki*, była jedną z pierwszych stron kulinarnych, które w ogóle odwiedzałam. Niestety, nie jest już aktualizowana, ale wszystko jest nadal dostępne, w tym baza świetnych przepisów. Pesto (i tutaj będą treści nieco egzaltowane) podobało mi się od zawsze dlatego, że nie traktuje jedzenia jako osobnej, nie mającej żadnego związku z innymi częściami naszego życia, działki, a na stronie, obok przepisów, znajdują się, będące równorzędną z przepisami treścią, grafiki, wiersze i trochę innych, trudnych do sklasyfikowania, rzeczy. Jest to zgodne z moją filozofią życiową (i tutaj będą te egzaltowane treści), która mówi, między innymi, że gotowanie i jego efekty są formą sztuki, a to, co znajduje się na moim talerzu, jest ważne nie tylko dla zdrowia fizycznego, ale także dla równowagi duchowej, tak samo jak obrazy, które mam na ścianach, i książki, które czytam. Tego się nie da rozdzielić i dlatego warto się starać, żeby to, co nas otacza, przedmioty, wydarzenia, ludzie i potrawy nie było byle jakie.
Niełatwo będzie udowodnić, że kedgeree przyczyni się do utrzymania tej równowagi duchowej, bo danie to, wywodzące się, tak mi się zdaje, z kuchni brytyjskiej (czy może indo-brytyjskiej) wygląda jak coś, co może stanowić doskonałą ilustrację stereotypów na temat paskudnego wyspiarskiego jedzenia. Mniej więcej jak przeładowana majonezem sałatka ryżowa. Skądinąd jednak wiadomo, że bezkształtne papki, które wstyd podać gościom, bywają wielce smakowite. Może to kedgeree nie stanie się moim ulubionym daniem, ale ze względu na ilości, które wyprodukowałam, dzisiaj jadłam je już trzeci dzień i nadal nie narzekam (a jeszcze zostało na jutro). Jeżeli bylibyście głodni jakichś nawiązań literackich, to czemu nie (nie mam książki pod ręką, więc będzie ogólnikowo): W Pogoni za rozumem, drugiej części przygód Bridget Jones, Bridget jedzie na weekend do niejakiej Rebeki, która na eleganckie śniadanie podaje właśnie kedegree. Bo to jest właśnie taki typ dania, który Brytyjczycy, z niezrozumiałych dla mnie powodów, jadają o poranku (przepis jako śniadaniowy znajdziecie też u Nigelli).
A teraz rozwiązanie konkursu. Dzisiejszy gadżet służy do taram! wyciągania jajek z wody! Niepotrzebne? Zdziwilibyście się, jak skuteczne.
Kedgeree z łososiem
(4 osoby)
Składniki:
300-400 g łososia
listek laurowy
1 szklanka ryżu basmati (dałam zwykły, do tego z torebek)
2 jajka na twardo
1,5 szklanki mleka
1 łyżka masła
2 łyżki mąki
1 łyżeczka musztardy
starty żółty ser (ilość według uznania)
ewentualnie: posiekana kolendra lub pietruszka, starta skórka cytrynowa
Wykonanie:
- Łososia ugotować (trwa to kilkanaście minut) w 2,5 razy takiej ilości wody, jak wynosi objętość ryżu, z dodatkiem soli, pieprzu i listkiem laurowym. Ryż porządnie wypłukać i gotować pod przykryciem w wodzie po rybie (już bez ryby), aż ryż wchłonie cały płyn, 10-11 minut.
- Przygotować sos beszamelowy: masło roztopić w garnku, dodać mąkę i wymieszać. Powoli dolewać mleko, najlepiej cały czas bełtając w masie trzepaczką, żeby nie porobiły się grudy. Dodać sól, pieprz, gotować, cały czas mieszając, aż masa zgęstnieje. Do gotowego sosu wmieszać łyżeczkę musztardy.
- Połączyć razem ryż, pozbawionego ości i skóry, rozdrobnionego łososia, posiekane jajka, starty ser i sos beszamelowy, (ewentualnie także natkę lub kolendrę), przełożyć do naczynia do zapiekania. Posypać serem.
- Piec ok. 20 minut w 180 stopniach. Gotowe danie można posypać skórką z cytryny, pietruszką lub kolendrą. Najbardziej smakuje mi letnie.