
Ale po co chcesz upiec całego kurczaka? – sceptycyzm Z. wobec mojego doskonałego pomysłu był bardziej niż oczywisty.
Bo nigdy nie piekłam. – odpowiedziałam radośnie.
Ale po co? – Z. wcale nie wydawała się przekonana. – Co ty z nim zrobisz?
Zamrożę. – odpowiedziałam z niezmąconą pewnością siebie.
Bo nigdy nie piekłam. – odpowiedziałam radośnie.
Ale po co? – Z. wcale nie wydawała się przekonana. – Co ty z nim zrobisz?
Zamrożę. – odpowiedziałam z niezmąconą pewnością siebie.
Smak tego kurczaka interesował mnie albowiem tylko w tym stopniu, jaki konieczny był do stwierdzenia, że operacja została zakończona powodzeniem. A wszystko wynikło stąd, że uznałam moje kompetencje w kwestii pieczenia mięsa za niedostateczne i wymagające natychmiastowego udoskonalenia. Jak dotychczas umiałam poradzić sobie z kurczakowym filetem i wieprzową polędwiczką. No, może jeszcze schabem b/k. Rzecz nie w tym, że nie potrafiłabym upiec kurczaka, gdyby okazało się to konieczne, mój brak satysfakcji spowodowany był faktem, że taka okoliczność wiązałaby się jedynie z prawdopodobieństwem, że wszystko pójdzie dobrze. Ja chciałam mieć pewność, którą, jak kolejną (po pieczeniu chleba i robieniu konfitur) sprawność młodej kucharki, w kształcie naklejki z kurczaczkiem, będę mogła sobie przyczepić do fartuszka.
Kontakt z panem Kurczakiem okazał się być przeżyciem metafizycznym. Przeżycia tego typu wymykają się opisom (no wiesz, tak jakbyś, no wiesz o co mi chodzi...), trudno więc ująć w słowa moje uczucia nad bezbronnym cierpliwym ciałkiem, którym obracałam na wszystkie strony, aby woda zmyła ostatnie ślady okrucieństwa, które je spotkało, oraz zarazki, przez które ciężkie chwile mogłyby spotkać mnie. Czy jest coś niedookreślonego w pieczołowitym nacieraniu solą, pełnym wahania oddzielaniu skóry od mięsa, aby już pewnie i z nonszalancją wetknąć tam zioła? Hmm, możecie mi nie wierzyć, ale jest. W sprawach praktycznych, ku mojemu zdziwieniu, wszystko wyglądało i udawało się dokładnie tak, jak przewidywał przepis. Łatwizna. Zajęła jednak sporo czasu i kiedy pan Kurczak wylądował w piecu, ja wykończona opadłam na krzesło, oddając się równocześnie pożytecznemu zajęciu pilnowania prawidłowej temperatury w moim gazowym piekarniku.
Z dumą mogę jednak powiedzieć: tak, potrafię upiec kurczaka. Hurra! Jeśli mam do niego jakieś zastrzeżenia, to słabo wyczuwalny jest aromat ziół, którymi napchałam go prawdziwie szczodrze. Poza tym jest mięciutki i nie za suchy, naprawdę niezły. Tylko, jak mówi tytuł dzisiejszego posta, pozowanie wychodziło mu kiepsko. Ale po tylu przejściach, trudno się dziwić.

Kurczak pieczonyKontakt z panem Kurczakiem okazał się być przeżyciem metafizycznym. Przeżycia tego typu wymykają się opisom (no wiesz, tak jakbyś, no wiesz o co mi chodzi...), trudno więc ująć w słowa moje uczucia nad bezbronnym cierpliwym ciałkiem, którym obracałam na wszystkie strony, aby woda zmyła ostatnie ślady okrucieństwa, które je spotkało, oraz zarazki, przez które ciężkie chwile mogłyby spotkać mnie. Czy jest coś niedookreślonego w pieczołowitym nacieraniu solą, pełnym wahania oddzielaniu skóry od mięsa, aby już pewnie i z nonszalancją wetknąć tam zioła? Hmm, możecie mi nie wierzyć, ale jest. W sprawach praktycznych, ku mojemu zdziwieniu, wszystko wyglądało i udawało się dokładnie tak, jak przewidywał przepis. Łatwizna. Zajęła jednak sporo czasu i kiedy pan Kurczak wylądował w piecu, ja wykończona opadłam na krzesło, oddając się równocześnie pożytecznemu zajęciu pilnowania prawidłowej temperatury w moim gazowym piekarniku.
Z dumą mogę jednak powiedzieć: tak, potrafię upiec kurczaka. Hurra! Jeśli mam do niego jakieś zastrzeżenia, to słabo wyczuwalny jest aromat ziół, którymi napchałam go prawdziwie szczodrze. Poza tym jest mięciutki i nie za suchy, naprawdę niezły. Tylko, jak mówi tytuł dzisiejszego posta, pozowanie wychodziło mu kiepsko. Ale po tylu przejściach, trudno się dziwić.

źródło: The Naked Chef, co jak wiemy, w Polsce tłumaczy się: Oliver w kuchni
Składniki:
kurczak o wadze 1,1-1,4 kg
sól i świeżo zmielony pieprz
3 garści świeżych ziół, drobno posiekanych (u mnie: bazylia, pietruszka, szałwia)
4 łyżki oliwy z oliwek (ale chyba nie zamierzacie na serio tego mierzyć?)
cytryna, podzielona na połowy
4 liście laurowe, pokruszone
parę gałązek tymianku (rozmarynu u J.O.)
Wykonanie:
- Piekarnik wraz z blachą nagrzać do 225 stopni.
- Umyć kurczaka z zewnątrz i od środka, a następnie osuszyć papierowym ręcznikiem. Posmarować jego wnętrze solą. Jedną ręką złapać brzeg skóry górnej części piersi, uważając, by jej nie rozerwać (spokojnie, nawet mnie się nie udało, a trochę ją testowałam). Drugą ręką ostrożnie oddzielić skórę od mięsa na piersiach. Po środku łączy je delikatna błona, można ją rozerwać lub zostawić i wypchać kurczaka po obu jej stronach. Jamę posmarować solą i wypchać ziołami wymieszanymi z odrobiną oliwy.
- Nadziać jamę brzuszną kurczaka cytryną, tymiankiem i liśćmi laurowymi, a następnie naciągnąć skórę na piersiach tak, by nie wyglądało spod niej mięso.
- Związać pod spód skrzydełka. U Jamiego są zdjęcia, ale spróbuję Wam wytłumaczyć: urwać spory kawałek nici (może być zwykła do szycia, ja swoją założyłam podwójnie, by się niespodziewanie nie rozerwała na moment przed osiągnięciem sukcesu) i podłożyć go, pod, za przeroszeniem, kuperkiem, założyć na kostkach udek i skrzyżować, a następnie poprowadzić pod piersiami do skrzydełek, które nicią objąć i nić zawiązać po drugiej stronie kurczaka. W praktyce jest to bardzo proste.
- Natrzeć kurczaka solą, pieprzem i oliwą.
- Blachę wyjąć z pieca, natrzeć oliwą i położyć na niej kurczaka piersiami ku górze. Po pięciu minutach pieczenia odwrócić go na drugą stronę i piec kolejne pięć minut, po czym znów obrócić piersiami ku górze i piec jeszcze przez godzinę. Kurczak jest gotowy, jeśli po na cięciu wypływa z niego bezbarwny sok.
- Mój kurczak był większy niż w przepisie, dlatego wydłużyłam czas pieczenia o ok. 15 minut. Na blachę (a u mnie właściwie naczynie ceramiczne) wlałam dodatkowo trochę wody, którą, potem, już wymieszaną z wytopionym tłuszczem, polskim zwyczajem, w czasie pieczenia co jakiś czas polewałam kurczaka, by nie zrobił się zbyt suchy.