Nie lubię zostawiać Was na zbyt długo. Komentarze, na które ciągle nie odpowiedziałam są jak wyrzuty sumienia, niepokoi coraz dłuższa lista niedotrzymanych obietnic. Ale czasami brakuje czasu, albo zdrowy rozsądek podpowiada, że po godzinach pracy spędzonych przed komputerem w wolnych chwilach lepiej rozstać się z monitorem. Innym razem lepiej po prostu pobyć samemu i radosne dzielenie się przepisami na kolejne ciastka jest tak odległe od aktualnego nastroju jak Wielkanoc od Bożego Narodzenia. Jeśli występują wszystkie te okoliczności (w porządku chronologicznym) okazuje się, że przerwa trwa trzy tygodnie.
Mam nadzieję, że moją długą nieobecność wynagrodzi Wam deserowa droga do nirwany, stosownie słodka i uczciwej objętości, która stanowi też więcej niż satysfakcjonujący sposób na wykorzystanie zgniotków z poprzedniego wpisu. To klasyczne brytyjske trifle, kolejna okazja do zamyślenia się nad niesłusznie złą sławą brytyjskiej kuchni. Co tu się rozpisywać, lepiej zrobić, bo chociaż deser wymaga sporo przygotowań, to bardzo, bardzo warto.
Ubijaczka do piany (a w tym wypadku – śmietany), widoczna na pierwszym zdjęciu, miała być pretekstem do rozważań o (tym razem) pozytywnej kreatywności, cóż, może kiedy indziej, esencją pomysłu na tamten wpis jest zachęcenie Was do skorzystania z tego nieskomplikowanego przyrządu (o ironio, teraz, kiedy wreszcie mam mikser elektryczny). Telewizyjni guru od gotowania mają rację, będzie o wiele lepiej, chociaż moim zdaniem sekret tkwi w łatwiejszym uchwyceniu momentu, kiedy konsystencja śmietany jest idealna – puszysta, ale jeszcze nie całkiem sztywna, a samo użyte narzędzie, tradycyjne czy nowoczesne, nie ma tu nic do rzeczy.
Mam nadzieję, że moją długą nieobecność wynagrodzi Wam deserowa droga do nirwany, stosownie słodka i uczciwej objętości, która stanowi też więcej niż satysfakcjonujący sposób na wykorzystanie zgniotków z poprzedniego wpisu. To klasyczne brytyjske trifle, kolejna okazja do zamyślenia się nad niesłusznie złą sławą brytyjskiej kuchni. Co tu się rozpisywać, lepiej zrobić, bo chociaż deser wymaga sporo przygotowań, to bardzo, bardzo warto.
Ubijaczka do piany (a w tym wypadku – śmietany), widoczna na pierwszym zdjęciu, miała być pretekstem do rozważań o (tym razem) pozytywnej kreatywności, cóż, może kiedy indziej, esencją pomysłu na tamten wpis jest zachęcenie Was do skorzystania z tego nieskomplikowanego przyrządu (o ironio, teraz, kiedy wreszcie mam mikser elektryczny). Telewizyjni guru od gotowania mają rację, będzie o wiele lepiej, chociaż moim zdaniem sekret tkwi w łatwiejszym uchwyceniu momentu, kiedy konsystencja śmietany jest idealna – puszysta, ale jeszcze nie całkiem sztywna, a samo użyte narzędzie, tradycyjne czy nowoczesne, nie ma tu nic do rzeczy.
Trifle
na podstawie przepisu Nigelli
Składniki na 5-6 porcji:
gotowe biszkopty lub dowolne miękkie ciasto typu babka, biszkopt, drożdżowe też powinno się sprawdzić
150 g mrożonych malin (w sezonie świeżych)
sok z 1/2 cytryny
150 g cukru (75 g + 75 g)
4 żółtka
500 ml śmietany kremówki
ekstrakt lub cukier waniliowy
dodatkowy cukier do posłodzenia śmietany
pistacje do dekoracji (niekoniecznie)
Wykonanie:
- Żółtka ukręcić z cukrem (75 g) i cukrem waniliowym - tutaj też lepiej nie stosować miksera, bo nie chcemy do masy wpuścić powietrza, ma powstać kogel-mogel taki, jaki da się ukręcić łyżką (nie musicie się jednak przemęczać, po prostu chwilę pomieszajcie). 250 ml śmietany zagotować, wlać w dwóch porcjach do żółtek i połączyć obie masy. Przelać do czystego garnka i gotować na niewielkim ogniu do zgęstnienia, ciągle mieszając (to bardzo ważne!). Masa nie może się zagotować. Kiedy ślad pozostawiony palcem na tyle łyżki zanurzonej w kremie się nie zlewa, należy zdjąć garnek z ognia i zawartość natychmiast przelać do czystej miski. Przykryć folią spożywczą (żeby nie zrobił się kożuch) i ostudzić.
- Resztę cukru rozpuścić z odrobiną wody (powinna zwilżyć cały cukier) i kiedy wszystko się rozpuści dodać maliny i sok z cytryny. Gotować kilka minut, aż całość trochę zgęstnieje, jednak ciągle będzie rzadsza niż dżem. Ostudzić.
- Deser można przygotować w jednym dużym naczyniu (tak jest klasycznie), ja zdecydowałam się na pojedyncze porcje. Ciasto pokroić na mniejsze kawałki – jak duże zależy przede wszystkim od użytych naczyń – zanurzać w malinach i układać w pucharkach. Na to nałożyć warstwę kremu, a na górę odrobinę posłodzoną bitą śmietanę. Udekorować czym kto lubi (u mnie pistacje i suszone pączki róży).