(Moje) bose stopy z cokolwiek już odpryskującym lakierem to, przyznaję, nie do końca apetyczny temat na zdjęcie tytułowe dlatego, po namyśle, postanowiłam umieścić je jednak poniżej. Oczywiście jest jednak na temat, bo tym razem nie tylko rączki, ale i stópki przyczynią się do powstania niezwykłych pyszności. Mam nadzieję, że jesteście już ciekawi, co będzie dalej.
Wykorzystanie stóp do przygotowania jedzenia nie jest właściwie niczym nowym, przydają się chociażby do ugniatania kapusty (na kiszoną) i winogron (na wino). A nam posłużą do zrobienia makaronu, a dokładnie, japońskiego makaronu udon. Ten zadziwiający przepis pochodzi z książki „Japońska kuchnia domowa Harumi” („Harumi’s Japanese Home Cooking”), o której zaczęłam już trochę opowiadać przy okazji japońskiego schabowego.
Zacznę od tego, co podoba mi się w niej najmniej: szata graficzna. Niby wszystko ok, ale daleko od wow. Zdjęcia ładne, przepełnione światłem, jednak brakuje im tego czegoś, co zwykłą fotkę potrawy zamienia w fotografię artystyczną. Może brzmi to jak oczekiwanie przerostu formy nad treścią, ale mam nadzieję, że wiecie, o co mi chodzi. Znalazło się na szczęście coś, co te mankamenty usuwa w cień: osobowość autorki, Harumi Kurihary. Z okładki uśmiecha się bardzo szczupła, wyglądająca na co najmniej dwadzieścia lat mniej niż ma w rzeczywistości, osoba, którą Wikipedia nazywa „japońską Marthą Stewart”. O ile jednak Martha kojarzy mi się przede wszystkim z oczekiwaniem dążenia do nieosiągalnego ideału, Harumi wydaje się osobą ciepłą i sympatyczną, chcącą podzielić się z nami częścią swojej kultury. Zamiast onieśmielać nas rozwodząc się nad skomplikowanymi technikami i bogatymi tradycjami swojej kuchni, opowiada o niepewności z jaką podchodziła do pisania po angielsku, gdy jej znajomość tego języka była ledwie „szkolna”. A swojej książce nadała przyjazny podtytuł „Proste, eleganckie przepis dla współczesnych gustów”. Ta publikacja to fajny ukłon w stronę zachodniego czytelnika, nienadęty, prezentujący z jednej strony dania, które mnie wydają się typowo japońskie (= znane z książek Murakamiego), ale można też znaleźć europejsko-japońskie fusion, która pozwoli na zapoznanie się z tematem osobom nie całkiem przekonanym do surowych ryb i glonów (jak ja).
Makaron udon to właśnie takie niekontrowersyjne w smaku danie, które wybrałam oczywiście ze względu na szałowy sposób przygotowania. Podskakiwać na czymś, co za chwilę będzie się jadło, jeszcze mi się nie zdarzyło. Początkowo miałam w planach zrobić sobie do tego i japońską zupkę, jednak po powąchaniu (i spróbowaniu) rybnego bulionu dashi zrezygnowałam z jego dalszej obróbki i postanowiłam to wtajemniczenie zaliczyć kiedy indziej, decydując się na wyjątkowo einfachowy rosołek (czyt.: z kostki, na więcej nie było już czasu) klimatycznie doprawiony chili, dymką i sosem sojowym. Ale jeśli miałabym Wam polecić jakieś danie z domowym udonem, to wybieram zrobiony nazajutrz makaron z tuńczykiem.
Wykorzystanie stóp do przygotowania jedzenia nie jest właściwie niczym nowym, przydają się chociażby do ugniatania kapusty (na kiszoną) i winogron (na wino). A nam posłużą do zrobienia makaronu, a dokładnie, japońskiego makaronu udon. Ten zadziwiający przepis pochodzi z książki „Japońska kuchnia domowa Harumi” („Harumi’s Japanese Home Cooking”), o której zaczęłam już trochę opowiadać przy okazji japońskiego schabowego.
Zacznę od tego, co podoba mi się w niej najmniej: szata graficzna. Niby wszystko ok, ale daleko od wow. Zdjęcia ładne, przepełnione światłem, jednak brakuje im tego czegoś, co zwykłą fotkę potrawy zamienia w fotografię artystyczną. Może brzmi to jak oczekiwanie przerostu formy nad treścią, ale mam nadzieję, że wiecie, o co mi chodzi. Znalazło się na szczęście coś, co te mankamenty usuwa w cień: osobowość autorki, Harumi Kurihary. Z okładki uśmiecha się bardzo szczupła, wyglądająca na co najmniej dwadzieścia lat mniej niż ma w rzeczywistości, osoba, którą Wikipedia nazywa „japońską Marthą Stewart”. O ile jednak Martha kojarzy mi się przede wszystkim z oczekiwaniem dążenia do nieosiągalnego ideału, Harumi wydaje się osobą ciepłą i sympatyczną, chcącą podzielić się z nami częścią swojej kultury. Zamiast onieśmielać nas rozwodząc się nad skomplikowanymi technikami i bogatymi tradycjami swojej kuchni, opowiada o niepewności z jaką podchodziła do pisania po angielsku, gdy jej znajomość tego języka była ledwie „szkolna”. A swojej książce nadała przyjazny podtytuł „Proste, eleganckie przepis dla współczesnych gustów”. Ta publikacja to fajny ukłon w stronę zachodniego czytelnika, nienadęty, prezentujący z jednej strony dania, które mnie wydają się typowo japońskie (= znane z książek Murakamiego), ale można też znaleźć europejsko-japońskie fusion, która pozwoli na zapoznanie się z tematem osobom nie całkiem przekonanym do surowych ryb i glonów (jak ja).
Makaron udon to właśnie takie niekontrowersyjne w smaku danie, które wybrałam oczywiście ze względu na szałowy sposób przygotowania. Podskakiwać na czymś, co za chwilę będzie się jadło, jeszcze mi się nie zdarzyło. Początkowo miałam w planach zrobić sobie do tego i japońską zupkę, jednak po powąchaniu (i spróbowaniu) rybnego bulionu dashi zrezygnowałam z jego dalszej obróbki i postanowiłam to wtajemniczenie zaliczyć kiedy indziej, decydując się na wyjątkowo einfachowy rosołek (czyt.: z kostki, na więcej nie było już czasu) klimatycznie doprawiony chili, dymką i sosem sojowym. Ale jeśli miałabym Wam polecić jakieś danie z domowym udonem, to wybieram zrobiony nazajutrz makaron z tuńczykiem.
Domowy udon
źródło: Harumi's Japanese Home Cooking
4 porcje*
szklanka wody
5 łyżeczek soli
3 ½ szklanki mąki chlebowej (dałam zwykłą)
1 ½ szklanki zwykłej mąki pszennej
dodatkowo mąka do podsypywania
*moim zdaniem ta porcja wyżywi 6-8 osób, robiłam z połowy
Wykonanie:
źródło: Harumi's Japanese Home Cooking
4 porcje*
szklanka wody
5 łyżeczek soli
3 ½ szklanki mąki chlebowej (dałam zwykłą)
1 ½ szklanki zwykłej mąki pszennej
dodatkowo mąka do podsypywania
*moim zdaniem ta porcja wyżywi 6-8 osób, robiłam z połowy
Wykonanie:
- Sól rozpuścić w łyżce wody (będziecie prawdopodobnie potrzebować więcej). Następnie połączyć z resztą wody. W misce wymieszać obydwa rodzaje mąki, dodać osoloną wodę i zagnieść ciasto. Ja ostatecznie musiałam dolać znacznie więcej wody niż w przepisie, żeby powstała zwarta kula. Zagniatać ciasto, wciskając w dno miski, aż składniki dobrze się połączą.
- Ciasto przełożyć na stolnicę i zagniatać jeszcze 5-10 minut. Następnie włożyć do plastikowego worka i owinąć ręcznikiem. Położyć na podłodze i wejść na ręcznik, tak, by ciasto w środku się rozpłaszczyło.
- Podnieść ciasto z podłogi, wyjąć z worka, rozwałkować, złożyć (nie jest dokładnie napisane jak, ja składałam na pół i jeszcze raz na pół) i z powrotem włożyć do worka, owinąć w ręcznik, położyć na podłodze itd., powtarzać przez 15-20 minut, aż ciasto będzie gładkie. Ponownie włożyć ciasto do worka i pozostawić na 3-4 godziny.
- Po tym czasie ciasto wyjąć, uformować w kulkę, ponownie włożyć do worka i owinąć w ręcznik, położyć na podłodze, wejść na pakunek i starać się jak najbardziej rozpłaszczyć ciasto, np. obracając się na piętach o 360 stopni albo w każdy sposób, jaki przyjdzie Wam do głowy.
- Stolnicę oprószyć mąką, położyć ciasto (jeśli robicie z całej porcji radzę Wam podzielić się na dwie części) i rozwałkować na kwadrat, o grubości ok. 3 mm.
- Ciasto złożyć na trzy (w taki sposób, jak złożylibyście kartkę papieru, by włożyć ją do koperty). Ciasto powinno mieć ok. 10 cm szerokości. Kroić je na ok. 3 mm paski (jak świetnie widać, moje są odrobinkę szersze). Jeśli kluski by się sklejały, podsypać mąką.
- W dużym garnku rozgrzać wodę i wrzucić do niej udon. Pałeczkami porozdzielać sklejony makaron. Kiedy woda zacznie się ponownie gotować, dolać filiżankę wody, by obniżyć temperaturę – tak należy zrobić za każdym razem, gdy woda zaczyna wrzeć. Gotować 6-7 minut.
- Ugotowany makaron przełożyć na sito i przelewać zimną wodą, aż ostygnie. Kiedy będzie się już dało go dotknąć, rękami rozdzielać pasma.
- Aby podgrzać makaron, ponownie należy umieścić go w sicie i polewać gorącą wodą z czajnika, aż się zagrzeje.