![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEirRaoLzDE4N3SqAhN_amee-blVGjFTOuXB6ClxGpnt6NLh5tPmpen0DOsgJhZ7uKXYC2DSq8RiwZ6CUuMMmAPm7n0ve7Tlq_igSpMB5FYgOGlv35Qc-1tP5O5L8RWSUN_F7H8R5ZYa-zg/s800/IMG_5111_1.jpg)
Długo zastanawiałam się, czy w ogóle pisać o tej jesieni. Na wszystkich blogach jest jej pełno, co powoduje, że łatwo można stać się odtwórczym i nudnym. Z drugiej strony, skoro jest to najistotniejszy z tematów, coś jak najnowsze doniesienie o (chwileczkę, zrobię przegląd prasy...) świeżo wykreowanych gwiazdach Mam talent (akurat nie oglądam, ale żeby nie było podejrzeń, że sobie kpię, to Taniec z gwiazdami, jak mam okazję, to i owszem) trudno jednak o jesieni zapomnieć.
Najświeższy news jest taki, że właściwie to jej jeszcze wcale nie ma. Parę dni temu poszłam ją z aparatem udokumentować i nasunął mi się właśnie powyższy wniosek. Dzień był ciepły i słoneczny, drzewa jeszcze zielone, trawa jak na pocztówkach "Pozdrowienia z Irlandii", na ławkach, jak zwykle, zakochani i grupki panów przy czymś mocniejszym, po alejkach szalały na rolkach dzieci. Jeśli coś różniło tę jesień od lata, to najwyżej nieśmiałe zwiastuny zmieniającej się pory roku w postaci liści, które łagodnie i niezbyt licznie pałętały się po bokach alejek oraz łupinki kasztanów, które z kolei obficie ozdabiały trawniki. Ku mojemu rozczarowaniu, tylko łupinki, bo po zeszłorocznym, zakończonym obfitymi łowami sukcesie, miałam ochotę na więcej, tymczasem, współzawodnicząc w poszukiwaniach z, na oko, dziesięciolatką, udało mi się znaleźć całe dwa kasztany. Nie wiem, ile znalazła konkurentka, ale chyba była bardziej zdeterminowana. Tutaj dochodzimy do kolejnego symptomu jesieni, bo jakiś czas przed godziną siódmą ja i mój, coraz bardziej bezużyteczny, aparat, musieliśmy się udać w stronę domu, zamiast w kierunku jeszcze nieprzeszukanej, a budzącej nadzieję na kasztanowe łowy części Plant.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhcZFPwv9nIV-dpW6Lls0D-NHPr3uSPNq1-53CuhThI90lMS4jjCdlD8fIJsPQb77Mmh3OegBtOjAYpedjNzEo1XYNadEG-FwLC7FJvQgCIIZKtE96qnJlSqXscPn0kbUV8ibQi3PZ-JSk/s800/IMG_5057.jpg)
Skoro tak się co do jesieni rozczarowałam, stworzyłam ją sobie chociaż na patelni. Do zrobienia tego dania zachęciła mnie nazwa – Niebo i ziemia. Ziemniaki i jabłka w mojej wyobraźni stały się opowieścią o prawdziwie jesiennym spacerze (tak, wiem, doczekam się, już niedługo.) przez pola pachnące glebą i mgłą, przy czystym błękitnym niebie, upstrzonym najwyżej małymi chmurkami. Jest już dość chłodno, ale to chłód z gatunku tych przyjemnych, który łatwo da się zwalczyć rękawiczkami i szalikiem, a najwyżej przyjemnie łaskocze w nos. Niebo i ziemia to pozornie typowa kompozycja, bo zestawienia jabłko-majeranek czy ziemniaki-majeranek są bardzo oczywiste, jednak połączenie wszystkiego razem daje już oryginalny, nowy i bardzo smaczny efekt. Moim zdaniem można go wykorzystać nawet na jakimś niezbyt oficjalnym spotkaniu towarzyskim, na przykład jako dodatek do pieczonego mięsa.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh7BWb2914rTAuYCnLBrMg3FxKGEmvo7BMhiPZGYY_bMEYDDYdVMeJ2WaWt3Ksox5eFQ2UW8fnRxtYCatL1sKYMq4EqSgw5VSRnz_mBvu49O_8nevNcWtaXSDi_DACgRBEZWqmJj-j3sQE/s800/IMG_5183.jpg)
Niebo i ziemiaNajświeższy news jest taki, że właściwie to jej jeszcze wcale nie ma. Parę dni temu poszłam ją z aparatem udokumentować i nasunął mi się właśnie powyższy wniosek. Dzień był ciepły i słoneczny, drzewa jeszcze zielone, trawa jak na pocztówkach "Pozdrowienia z Irlandii", na ławkach, jak zwykle, zakochani i grupki panów przy czymś mocniejszym, po alejkach szalały na rolkach dzieci. Jeśli coś różniło tę jesień od lata, to najwyżej nieśmiałe zwiastuny zmieniającej się pory roku w postaci liści, które łagodnie i niezbyt licznie pałętały się po bokach alejek oraz łupinki kasztanów, które z kolei obficie ozdabiały trawniki. Ku mojemu rozczarowaniu, tylko łupinki, bo po zeszłorocznym, zakończonym obfitymi łowami sukcesie, miałam ochotę na więcej, tymczasem, współzawodnicząc w poszukiwaniach z, na oko, dziesięciolatką, udało mi się znaleźć całe dwa kasztany. Nie wiem, ile znalazła konkurentka, ale chyba była bardziej zdeterminowana. Tutaj dochodzimy do kolejnego symptomu jesieni, bo jakiś czas przed godziną siódmą ja i mój, coraz bardziej bezużyteczny, aparat, musieliśmy się udać w stronę domu, zamiast w kierunku jeszcze nieprzeszukanej, a budzącej nadzieję na kasztanowe łowy części Plant.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhcZFPwv9nIV-dpW6Lls0D-NHPr3uSPNq1-53CuhThI90lMS4jjCdlD8fIJsPQb77Mmh3OegBtOjAYpedjNzEo1XYNadEG-FwLC7FJvQgCIIZKtE96qnJlSqXscPn0kbUV8ibQi3PZ-JSk/s800/IMG_5057.jpg)
Skoro tak się co do jesieni rozczarowałam, stworzyłam ją sobie chociaż na patelni. Do zrobienia tego dania zachęciła mnie nazwa – Niebo i ziemia. Ziemniaki i jabłka w mojej wyobraźni stały się opowieścią o prawdziwie jesiennym spacerze (tak, wiem, doczekam się, już niedługo.) przez pola pachnące glebą i mgłą, przy czystym błękitnym niebie, upstrzonym najwyżej małymi chmurkami. Jest już dość chłodno, ale to chłód z gatunku tych przyjemnych, który łatwo da się zwalczyć rękawiczkami i szalikiem, a najwyżej przyjemnie łaskocze w nos. Niebo i ziemia to pozornie typowa kompozycja, bo zestawienia jabłko-majeranek czy ziemniaki-majeranek są bardzo oczywiste, jednak połączenie wszystkiego razem daje już oryginalny, nowy i bardzo smaczny efekt. Moim zdaniem można go wykorzystać nawet na jakimś niezbyt oficjalnym spotkaniu towarzyskim, na przykład jako dodatek do pieczonego mięsa.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh7BWb2914rTAuYCnLBrMg3FxKGEmvo7BMhiPZGYY_bMEYDDYdVMeJ2WaWt3Ksox5eFQ2UW8fnRxtYCatL1sKYMq4EqSgw5VSRnz_mBvu49O_8nevNcWtaXSDi_DACgRBEZWqmJj-j3sQE/s800/IMG_5183.jpg)
źródło: Country Living 10/2009
Składniki:
4-6 porcji
1 kg ziemniaków
1 kg jabłek, takich, które się nie rozgotują
2-3 grube plastry boczku (albo ile chcecie) pokrojone w kostkę
masło lub olej
kilka gałązek majeranku, posiekanego (lub majeranek suszony)
Wykonanie:
- Ziemniaki obrać i pokroić w średnie kostki. Wrzucić do garnka z wrzącą, posoloną wodą i gotować 10 minut. Po tym czasie dorzucić jabłka, pokrojone w kawałki podobnej wielkości jak ziemniaki. Nie obierałam jabłek, bo czerwona skórka ładnie wygląda. Gotować razem, aż ziemniaki będą prawie miękkie (ok. 5-10 minut, zależy od wielkości Waszych kostek).
- W międzyczasie podsmażyć boczek na maśle lub oleju. Ja lubię straszne skwarki, Wy usmażcie według własnego gustu i zdejmijcie boczek z patelni.
- Na patelnię wrzucamy ugotowane i odsączone ziemniaki z jabłkami, ewentualnie dodając więcej oliwy lub masła, by nie przywierały do dna. Smażymy, aż wszystko się przyrumieni, dorzucamy boczek, majeranek, ewentualnie dosalamy. Gotowe.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhJBAuooSd5LIFg8uwF18MgDBn6hsgTvG33l6VXh5ABRTOlww7uMGxHdDGz4qbZUbVUZkFcFdwp9ksm3YVjvUcNpN2t-Pf7PithghMujyhuI7mzAtAa5Nb7M-rTAyubdueoyosxscMH7UI/s800/IMG_5082.jpg)