Akcja dzisiejszej opowieści toczy się w zeszły piątek. Za oknem szalała śnieżna wichura, w kominie szalał wiatr, wydając odgłosy jak w najlepszych gotyckich filmach grozy. Ja starałam się nie poddawać i z pogodnym uśmiechem wszystko-będzie-dobrze jadłam pyszną tortillę z ziemniakami, brokułami i groszkiem. Mimo tego pozytywnego nastawienia w środku miałam ciężką gulę, która mówiła mi, że wszystko jest jednak bez sensu i nigdy już nic nie będzie mi się chciało.
Najlepszym remedium na powyższe problemy zawsze stanowi pieczenie, co z energią, pozostającą w sprzeczności z moim poprzednim nastrojem, zrobiłam.
Odkąd dwa lata temu po raz pierwszy upiekłam makaroniki uznałam to za pomyślnie zaliczoną sprawność i nie zawracałam sobie nimi głowy, bo w smaku nie taka znowu rewelacja, a i roboty dużo. Jednak jakiś impuls kazał mi do nich niedawno powrócić i okazała się to miłość od drugiego wejrzenia. Pracochłonne specjalnie nie są (nie wiem, jak mogłam tak myśleć, to tylko kwestia organizacji pracy), w smaku wydały mi się znacznie lepsze, i śliczne, nade wszystko tak śliczne, że mam ochotę co jakiś czas wyciągnąć je z lodówki i po prostu na nie popatrzeć, nawet, przysięgam, bez zjadania.
Tym razem jednak wypróbowałam przepis, któremu trudno mi będzie się oprzeć: makaroniki o smaku snickersa. O ile bowiem nie przepadam za większością naładowanych chemią gotowych produktów, to niektóre słodycze są nie do zastąpienia, a zwłaszcza (och, kto by się spodziewał...), te z dodatkiem karmelu. Cóż, jeśli spojrzeć na to, czy prościej jest pójść do sklepu i kupić gotowy do zjedzenia batonik czy robić wieloetapowy przepis, to wiadomo, jak jest. Ale jeśli nie chodzi tylko o ochotę na coś słodkiego, ale cudowną i niezawodną ciastkoterapię, to wyprawa do pobliskiego spożywczaka tego nie zastąpi. Niezależnie od tego, co wybierzecie, kiedy w grę wchodzi czekolada i karmel, podejrzenia, że nigdy nie spotka Was już nic dobrego wydają się mocno przesadzone.
Najlepszym remedium na powyższe problemy zawsze stanowi pieczenie, co z energią, pozostającą w sprzeczności z moim poprzednim nastrojem, zrobiłam.
Odkąd dwa lata temu po raz pierwszy upiekłam makaroniki uznałam to za pomyślnie zaliczoną sprawność i nie zawracałam sobie nimi głowy, bo w smaku nie taka znowu rewelacja, a i roboty dużo. Jednak jakiś impuls kazał mi do nich niedawno powrócić i okazała się to miłość od drugiego wejrzenia. Pracochłonne specjalnie nie są (nie wiem, jak mogłam tak myśleć, to tylko kwestia organizacji pracy), w smaku wydały mi się znacznie lepsze, i śliczne, nade wszystko tak śliczne, że mam ochotę co jakiś czas wyciągnąć je z lodówki i po prostu na nie popatrzeć, nawet, przysięgam, bez zjadania.
Tym razem jednak wypróbowałam przepis, któremu trudno mi będzie się oprzeć: makaroniki o smaku snickersa. O ile bowiem nie przepadam za większością naładowanych chemią gotowych produktów, to niektóre słodycze są nie do zastąpienia, a zwłaszcza (och, kto by się spodziewał...), te z dodatkiem karmelu. Cóż, jeśli spojrzeć na to, czy prościej jest pójść do sklepu i kupić gotowy do zjedzenia batonik czy robić wieloetapowy przepis, to wiadomo, jak jest. Ale jeśli nie chodzi tylko o ochotę na coś słodkiego, ale cudowną i niezawodną ciastkoterapię, to wyprawa do pobliskiego spożywczaka tego nie zastąpi. Niezależnie od tego, co wybierzecie, kiedy w grę wchodzi czekolada i karmel, podejrzenia, że nigdy nie spotka Was już nic dobrego wydają się mocno przesadzone.
Makaroniki snickers
źródło: Tartelette
Składniki:
Makaroniki:
100 g białek (~ 3 jajek), w temperaturze pokojowej, najlepiej oddzielonych co najmniej dobę wcześniej
200 g cukru pudru minus dwie łyżki
50 g drobnego cukru kryształu
2 łyżki kakao
55 g mielonych migdałów
55 g mielonych orzeszków ziemnych
Krem czekoladowy:
100 g mlecznej czekolady
100 ml śmietany kremówki
Sos karmelowy:
160 g cukru
2 łyżki solonego masła (albo niesolonego, ja dodałam do masy trochę soli, chociaż podobno to nie to samo)
100 ml śmietany kremówki
dodatkowo: orzeszki ziemne
Wykonanie:
- Cukier puder wymieszać dokładnie z orzeszkami, migdałami i kakao. Białka ubić na sztywną, lśniącą pianę (czyli spokojnie można odwrócić miskę do góry dnem i nic nie wypada), dodać cukier kryształ i ubijać jeszcze 3 minuty, aż cukier się rozpuści.
- Do białek dodać połowę orzechowo-cukrowej mieszanki i delikatnie wymieszać łopatką. Bardzo ważne: trzeba mieszać od dołu miski, a nie kręcić masą w kółko - co jest zresztą skuteczniejsze dla każdej masy, możecie zrobić eksperyment, ale na jakimś mniej wrażliwym cieście. Kiedy masa będzie wymieszana dodać drugą część orzechów z cukrem i dalej mieszać.
- Na formę wyłożoną papierem do pieczenia wykładać niewielkie, okrągłe porcje ciasta. Ja robię to dwoma łyżeczkami (1 porządna łyżeczka = 1 ciastko), ale możecie też za pomocą tytki. Po uderzeniu blachą o blat nierówności na powierzchni makaronika powinny się wygładzić - jeśli tak się nie dzieje, zamieszajcie w masie jeszcze ze dwa razy.
- Kiedy wszystkie makaroniki będą wyłożone, trzepnijcie blachą o blat i zostawcie ją w spokoju na 40-60 minut, do czasu, aż dotknięta powierzchnia ciasta będzie sucha.
- Makaroniki należy piec 15 minut w 160 stopniach. Powinny łatwo odchodzić od pergaminu, ale w żadnym razie się nie zarumienić.
- Po wyjęciu blachy z pieca chwilę odczekać, po czym przełożyć ciasteczka na półmisek.
Śmietanę zagotować w garnuszku, zdjąć z ognia, dodać do niej czekoladę w kawałkach i mieszać, aż cała się rozpuści. Odstawić do ostygnięcia i zgęstnienia (może być do lodówki).
Masa karmelowa
- Cukier włożyć do garnka, dodać (niekoniecznie, ale tak jest łatwiej) kilka łyżek wody, postawić na gazie i czekać. W czasie kiedy cukier jeszcze się nie rozpuścił można mieszać, później już nie, bo wszystko się zestali w jedną cukrową bryłę. Jeśli macie silną potrzebę ingerencji we wnętrze garnka, można nim potrząsać. Gotować do czasu uzyskania złotego karmelu - najpierw wszystko trwa bardzo wolno, ale jak cukier zacznie nabierać koloru idzie szybko, więc trzeba uważać.
- Skarmelizowany, płynny cukier zestawić z ognia (ale nie wyłączać kuchenki), dodać masło, zamieszać - teraz można ewentualnie jeszcze na chwilę dać na gaz, jeśli chcemy uzyskać ciemniejszy kolor, ponownie zestawić z palnika, wlać śmietanę (może gwałtownie i niepokojąco bulgotać, a nawet częściowo się zestalić), mieszać energicznie i ponownie postawić na gaz. Gotować do momentu, kiedy upuszczona na zimny talerz kropla będzie zastygać.
- Karmel przełożyć do miseczki i dobrze wystudzić.
Na połowę krążków nałożyć masę czekoladową ("tytką" lub po prostu za pomocą dwóch łyżeczek), zostawić trochę miejsca przy brzegach, bo przy składaniu makaroników masa się rozejdzie. Na czekoladę nałożyć kilka orzeszków ziemnych, najlepiej tak, by je było widać po złożeniu. Na drugą połowę krążków nałożyć karmel (mniej niż czekolady), złączyć ze sobą dwie połówki i zajadać.
Uwagi:
Z przepisu teoretycznie wychodzi 16 makaroników, ja musiałam robić bardzo małe, bo uzyskałam aż 28! Zużyłam na nie całą masę czekoladową, ale tylko połowę karmelu - jednak z jego wykorzystaniem nie powinno być problemów.
13 komentarzy:
Już dawno nie jadłam, a takie na pewno by mi smakowały. Zajrzyj do mnie po makaronikową...bizuterię:-)
za każdym (sic!) razem jak widzę makaroniki na blogach to obiecuję sobie, że zrobię. I tak od kilku lat. Kurde no! Pora się w końcu zebrać i zrobić! :)
Ale cudownie wyglądają.... A jakie muszą być pyszne. Może znowu mi wyślesz? W pracy wszyscy szaleli z zazdrości.
Karolina! No to poszalałaś! Karmel, makaroniki - Dziewczyno, mistrzostwo świata! Boskie są! Rano wsiadam w pociąg i jestem na kawę u Ciebie! Widzę, że nowa kuchnia świetnie Ci służy!
Pozdrawiam serdecznie:)
Anno Mario, ja po Twoim wpisie bożonarodzeniowym nie mogłam przestać myśleć o takich ze złotkiem i nawet na sztuczny barwnik się skusiłam, żeby to osiągnąć. To nie było jeszcze to, ale może do przyszłych świąt uda mi się uzyskać efekt ze zdjęcia.
gruszko, zabieraj się, koniecznie! Naprawdę więcej tu mitomanii niż prawdziwych trudności, a duma z efektów - bezcenna.
Hazel, :))) Następnym razem chyba musisz już po nie przyjechać.
Aniu, zapraszam, przyjeżdżaj koniecznie, tym bardziej, że w planach słodki dzień - testowe odwiedziny w śląskim królestwie cupcake'ów, mam nadzieję, że będzie o czym pisać!
Snickersy mnie nie kręcą, makaronki myślałam że też niekoniecznie, ale teraz widzę że makaroniki jednak TAK :))) Chyba się do Ciebie na lekcje Karolina wybiorę ;)
Serdeczności :)
PS. B. ładne drugie zdjęcie!
A jakieś bez karmelu? Na słono może? ;) Te są urocze, ale ja za słodkimi mocno rzeczami to nie bardzo...
wyglądają obłędnie :)
piękna wieża, rewelacyjne zdjęcie :)
Jestem pod wrażeniem bloga. Nie rozumiem czemu tak późno go odkryłam. Pozdrawiam serdecznie i gratuluję!
Monia, jasne, zapraszam na korepetycje, może tym samym uda mi się wreszcie rozpocząć karierę szkoleniową!
Alucho, fakt, jest okropnie słodko, ale ja za takimi rzeczami przepadam. Trochę wytrawnie znalazłam takie z foie gras (ale jednak także czekoladą) - nie wiem, czy ja bym się odważyła.
Kini, dzięki!
Wykrywaczu smaku, :))) dziękuję.
Anonimowy, bardzo się cieszę, po takim komentarzu ma się ochotę natychmiast pisać kolejną notkę. Zapraszam jak najczęściej (także do pieczenia i gotowania ;)
Padłam z wrażenia, ale smaki, rety! licznie wyglądają!:-)
Karolina, pozytywne referencje masz u mnie jak w banku ;)
:)))
Prześlij komentarz