wtorek, 3 stycznia 2012

Raz, dwa, trzy... próba piekarnika



Moje marzenia o szczęściu są bardzo proste, a ich częścią są leniwe poranki i śniadania składające się z kawy (rozpuszczalnej...) na mleku i słodkich bułek. Chyba nie ma więc w tym nic dziwnego, że pierwszy wieczór w nowym mieszkaniu spędziłam piekąc (w także nowym piekarniku) rodzynkowe bułeczki na pierwsze śniadanie.

Bo nowy rok tym razem przynosi mi coś naprawdę nowego. Ściślej mówiąc, to nowe zaczęło się już trzy miesiące temu, kiedy opuściłam (lecz na pewno nie porzuciłam!) Kraków i wróciłam do rodzinnych Katowic. Ostatni czas rzeczywiście wypełniały mi leniwe poranki niechętnie porzucane na rzecz prac remontowych (a w moim wykonaniu głównie porządkowych) w nowym mieszkaniu.

To nie było takie łatwe powiedzieć sobie: dzisiaj się wreszcie przeprowadzam, ale początek roku to dobry moment. Trochę się boję, jak wszystko się ułoży, bo chyba pora wreszcie przerwać studenckie w długości wakacje, rozejrzeć się za pracą i przynajmniej czasami symulować dorosłość. Ha. Sama tego chciałam i na razie nie żałuję. Chociaż wcale a wcale nie mam natury awanturniczej, to czasem potrzebuję coś zmienić, to nudno stać w miejscu. Dosłownie i w przenośni.

Samych zmian na lepsze w 2012 roku Wam życzę! I nie przejmujcie się, jeśli życie nie co dzień zafunduje Wam maślaną rodzynkową bułę - ma mnóstwo cholesterolu i miliony kalorii, a zwyczajna owsianka też jest pyszna!





Maślane bułeczki
źródło: Marta Gessler, WO 31.12.2011

Składniki:

625 g mąki
250 ml mleka
250 g masła
125 g cukru
75 g drożdży
7 żółtek
opcjonalnie: 100 g rodzynek


Wykonanie:
  1. Drożdże pokruszyć do miski, zasypać połową cukru, dodać 150 g mąki i lekko podgrzane mleko. Porządnie wymieszać, aż drożdże się rozpuszczą. Odstawić do wyrośnięcia.
  2. Żółtka utrzeć na kogel-mogel z pozostałym cukrem.
  3. Do podrośniętego rozczynu dodać wszystkie pozostałe składniki (z wyjątkiem masła) i wyrabiać, aż ciasto będzie elastyczne i niezbyt lepiące. Miskę przykryć folią lub ściereczką i pozostawić do wyrośnięcia. Ciasto powinno podwoić swoją objętość (u mnie trwało to około godziny).
  4. Masło rozpuścić i letnie partiami dodawać do wyrośniętego ciasta. Wyrabiać, aż nie będzie się lepić i ciasto wchłonie całe masło. Pod koniec wyrabiania można dodać rodzynki.
  5. Z ciasta odrywać małe kulki i rozciągać je na wałki długości ok. 30 cm. Zrobić z ciasta supeł tak, by zwisające końce miały po ok. 5 cm długości. Lewy koniec ciasta umieścić na pętli i przełożyć przez środek, prawy zawinąć od spodu i przez pętlę do góry. Połączyć obydwa końce. Brzmi skomplikowanie, ale działa. Można też zrobić zwykłe okrągłe bułeczki.
  6. Gotowe bułki układać w sporych odstępach na blasze wyłożonej papierem do pieczenia. Odstawić jeszcze na kwadrans do wyrośnięcia.
  7. Przed pieczeniem posmarować bułki jajkiem wymieszanym z łyżeczką wody. Piec około 25-30 minut w 180 stopniach.
  8. Marta Gessler podaje, że z tych proporcji wyjdzie 30 bułek. Jednak będą mikroskopijne - dla mnie ciasta wystarczy na 16 dość dużych bułeczek.

13 komentarzy:

Anonimowy pisze...

z noworocznym postanowieniem zostaje przy owsiance bo jak orka juz jestem

alucha pisze...

Mnie też czeka przeprowadzka, ale cała ta akcja przede mną - łącznie z szukaniem lokum... Ciężko się zabrać, więc zazdroszczę Ci, że już masz za sobą te ceregiele - szukanie, remonty... ;)

A ja na śniadanie nie wybieram ani słodkich bułek (nic na słodko!), ani owsianki... ;). Jednak pierwszy wieczór w nowym mieszkaniu świetny!!

Wszystkiego dobrego na nowej... hehe ;) z tą całą nową otoczką :))

Ewelina Majdak pisze...

Karolino to Ty w Katowicach?? Zmiany, duże zmiany! W kościach czuję, że na dobre Tobie wyjdą. Mogę żyć beż KA, mogę bez iZabawek, ale na dobry piekarnik wydam ostatnie pieniądze.
Mam to wydanie WO i buły upiekę w weekend. O!
:)

Unknown pisze...

Życzę zatem wspaniałej nowej pracy i niech Ci się dobrze mieszka!
Nienawidzę przeprowadzek, i proszę los o jakiś cud, który sprawi, że następna będzie jedyną wyczekaną i ostatnią.

Hazel pisze...

To może uda się zaliczyć dwie śląskie parapetówy w najbliższym czasie :)

Asia pisze...

Ale przeprowadzkowy rok się szykuje. Mnie czekają dwie przeprowadzki i już na samą myśl przechodzą mnie ciarki. Pakowanie, sprzątanie, rozpakowywanie... o nie, nie. Jedyne co lubię to urządzanie. :)
A bułeczki piękne, ale jednak po świętach owsianka wygrywa ;)
Pozdrawiam ciepło!

burczymiwbrzuchu pisze...

Chętnie bym wzięła taką bułę jutro na uczelnie. Albo nie! Zostałabym w domu z tą bułą i zajadała smarując grubo masłem. Pozdrawiam:)

karoLina pisze...

Joasiu, oj tam, oj tam, ile można było nadrobić w te święta. Ale tak naprawdę, to ja na co dzień też wybieram owsiankę, a bułeczki na weekend (czekają zamrożone).

Alucho, ja też nie cierpię przeprowadzek, a na sam widok mopa i ścierki to teraz dostaję mdłości. Ale co tam, przeszłam przez to i mogę już podziwiać efekty ;) A śniadania (zresztą nie tylko śniadania) to najbardziej lubię jednak słodkie.

Pola, mam nadzieję, że na dobre, na szczęście do Krk blisko... A z tym piekarnikiem to ja postawiłam na design, bo do szafek pasowało i dopiero potem zaczęłam się zastanawiać, czy ja go do pieczenia czy do ozdoby potrzebuję. Zobaczymy, pierwszy egzamin zdał.

Anno Mario, dziękuję, przeprowadzki są i u mnie na jednym z czołowych miejsc rzeczy znienawidzonych, więc mam nadzieję, że na długo tu zostanę.

Hazel, ja zapraszam oczywiście :) A u kogo ta druga?

Asiu, nie zazdroszczę. Urządzanie też lubię, to jest ta nagroda czekająca za wszystkie trudy i wysiłki.

Burczymiwbrzuchu, w taki dzień jak dzisiaj to zdecydowanie lepiej siedzieć z bułą w domu (u mnie leje jak z cebra).

Anonimowy pisze...

jaki piękny piekarnik!
Joasia W.

Bea pisze...

Karolino, wszystkiego co dobre zatem w nowym lokum! I zeby piekarnik sie dobrze sprawowal :)
A swoja droga, to ja do Katowic jezdze na wakacje ;) wiec moze uda nam sie kiedys spotkac? Milo by bylo :)

Pozdrawiam serdecznie!

Hazel pisze...

Widzisz, najpierw napisałam a potem sobie uświadomiłam, że ta druga wcale nie na Śląsku, tylko z o zgrozo na Zagłębiu - u brata. Piękny jest ten niebieski kolor...

karoLina pisze...

Joasiu, i na szczęście, odpukać, na razie dobrze piecze! Bo ja go tak nierozsądnie głównie na wygląd kupiłam.

Beo, pewnie, bardzo bym chciała Cię poznać. To daj znać, jak będziesz w pobliżu!

Hazel, rzeczywiście błąd niewybaczalny, ale większość świata i tak nie odróżnia :( Niebieski jest super, chociaż najpierw nie byłam zadowolona, bo chciałam jaśniejszy i zimniejszy. Ale teraz bardzo mi się podoba.

Unknown pisze...

Gratuluję Joasiu, świetny przepis na bardzo smaczne bułeczki. Niezapomniane chwile z bułeczkami, kawą i gomarowską marmoladą skutecznie umili czas spędzony na śniadaniu. Czego życzę i Wam :)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...